Translate

środa, 2 maja 2012

I'm on the mission

Gabriel posłusznie dreptał za Aureliusem. Cały swój skromny dobytek trzymał w plecaku, mistrz wielokrotnie proponował mu zakupienie większej ilości rzeczy, ale młodzieniec wewnętrznie czuł, że nie może na to pozwolić. Nie wiedział czemu, ale uważał, że takie wykorzystywanie dobroci starszego maga byłoby nieuczciwe. Co z tego, że rzeczony staruszek spokojnie znalazłby się na liście Forbes'a, Gabriel nie wiedział czemu takie porównanie przyszło mu do głowy, ale uznał je za wyjątkowo na miejscu.
Aurelius prowadził ich do domu samego burmistrza miasta. Z tego co powiedział wcześniej młodzieniec dowiedział się, że razem z grupą najemników będzie ochraniał powrót pewnej pani wysokiego rodu do męża. Misja ta miała być też swego rodzaju rytuałem przejścia dla Gabriela. Jeśli się wykaże i będzie chętny, będzie mógł oficjalnie przystąpić do gildii najemników, jeśli nie... cóż wtedy może szukać zajęcia na własną rękę. Żyć jako wędrowny czarodziej, niezwiązany przez nikogo. Decyzja będzie należeć tylko do niego.
Aurelius przywitał się z kapitanem najemników jak ze starym przyjacielem, przedstawił mu młodzieńca oraz szybko zreferował jego umiejętności. Najemnik dokładnie obejrzał Gabriela, a chłopak lekko skulił się pod tym spojrzeniem. Zaiste mężczyzna mógł budzić strach, co prawda dużo niższy niż młodzieniec ale za to dużo lepiej umięśniony. Ramiona przecinały stare blizny a w orzechowych oczach kryła się nieustępliwa siła. Brązowe włosy przyprószone były siwizną i widać było, że mężczyzna jest grubo po pięćdziesiątce, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie uznałby, że wiek odebrał mu cokolwiek z siły czy umiejętności. Najdobitniejszym dowodem na umiejętności kapitana był fakt, że nawet Eryk dokładniej zaczął mu się przyglądać. Gabriel dopiero niedawno zaczął odczuwać tak drobne zmiany w uczuciach swojego drugiego ja.
Po krótkiej chwili najemnik odwrócił się w stronę Aureliusa.
-Dobrze- powiedział niskim, donośnym głosem- skoro twierdzisz, że chłopak się przyda to go wezmę. Co prawda całą ta sytuacja z jego zdolnością mi się nie podoba, ale nigdy mnie nie oszukałeś i zawsze twoje rady były dla mnie korzystne.
-Dziękuje Cezarze- powiedział Aurelius z uśmiechem i odwrócił się do Gabriela- No chłopcze to będzie nasze pożegnanie. Sprawuj się przyzwoicie.
-Tak mistrzu- powiedział Gabriel z lekkim ukłonem- Postaram się pokazać od jak najlepszej strony.
Mistrz poklepał młodzieńca po ramieniu i ruszył spowrotem do domu. Młody mag patrzył za swoim mistrzem dopóki do rzeczywistości nie przywołał go głos Cezara.
-No dobra dzieciaku- powiedział ostro- Jeśli masz zamiar z nami podróżować to trzeba ci kilka rzeczy wyjaśnić.
-Tak proszę pana- odpowiedział Gabriel posłusznie.
-Po pierwsze młody, zwracasz się do mnie kapitanie lub panie kapitanie. Dotarło?
-Tak kapitanie.
-I do starszego stopniem odpowiadasz "Tak jest!". Rozumie?!
-Tak jest.
-Nie słyszę!
-Tak jest!!- krzyknął głośno Gabriel. Kilku pobliskich najemników podśmiewało się z niego.
-Tak lepiej- powiedział kapitan- Teraz druga rzecz. Rozkazy wykonujesz odrazu i najdokładniej jak tylko potrafisz. Dociera?
-Tak jest panie kapitanie!
-No proszę jaki pojętny.- powiedział Cezar z uśmiechem.-Trzecia rzecz. Żadnych zbędnych pytań, dostajesz tyle informacji ile ci trzeba. Dociera?
-Tak jest!
-No- powiedział kapitan gładząc się po brodzie- Jeszcze będą z ciebie ludzie. A teraz przedstawię cię twojemu sierżantowi a on już cię ulokuje w drużynie.
-Tak jest!
Cezar zaprowadził młodzieńca do ciemnowłosego wilkołaka, Gabriel zauważył, że podobnie jak kapitan ma on coś naszyte na ramieniu kurtki, znaki były jednak różne. Sierżant miał znak w kształcie dłoni złączonych opuszkami palców i skierowanymi w górę, na rękawie Cezara wyszyta byłą z kolei gwiazdka.
-Fang- zawołał dowódca- masz świeżynkę. Pamiętasz, ten o którym ci wspominałem.
-Jasne szefie- powiedział wilkołak lekko ochrypłym głosem- Nasz nowy mag. Zaopiekuje się nim.
-Taaa, poducz go podstaw.- powiedział kapitan i odwrócił się do Gabriela- No to powodzenia dzieciaku.
-No to chodź tu świeżynka- powiedział sierżant- No to pierwsze zadanie dla ciebie. Przynieś mi tu wiadro wody dla koni.
Gabriel uniósł rękę by przyzwać wodę z pobliskiej studni.
-A.A.A.- powiedział Fang kręcąc palcem- Wiadrem przynieś.
-Dobrze.
-Co dobrze!? Jakie dobrze?!- wydarł się na niego sierżant- "Tak jest!" kurwa, a nie dobrze!
-T-tak jest!- odkrzyknął przestraszony Gabriel i pobiegł po wodę.
-Kurwa jak ja nienawidzę takiego zachowania- warknął Eryk.
-Nic na to nie poradzisz-odpowiedział Gabriel
-Ja nie poradzę?! Ja?! Ja mu zaraz z dupy...
-Stop! Stop Eryk! Nie róbmy kłopotów już pierwszego dnia.
Eryk tylko parsknął, ale Gabriel poczuł, że jego obecność się wycofuje. W duchu odetchnął cicho.
-Nie śpieszyłeś się za bardzo- stwierdził sierżant na widok wracającego biegiem Gabriela.
-Przepraszam panie sierżancie- powiedział głośno młodzieniec.
-No dobrze dobrze- powiedział łaskawie- A teraz wylej łaskawie wodę do studni.
Gabriel zrobił wielkie oczy, ale nauczony poprzednim doświadczeniem posłusznie poczłapał do studni.
-Żwawiej!- krzyknął na niego Fang- Bo nas jutro zastanie!
Młodzieniec znowu zaczął biec. Po chwili wrócił do przełożonego. Uświadomił sobie też, że przez cały ten czas miał plecak na plecach.
-No dopsze- powiedział sierżant przeciągając się- Chętnie poćwiczyłbym cię dalej, ale musimy się zbierać. Jaśnie panienka raczyła w końcu się zebrać.
Fang splunął na ziemię i podniósł swój plecak.
-No to zbieramy się chłopcy- ryknął na całe gardło- A ty świeżynka idziesz zaraz koło mnie. W marszu trochę cie poduczę co i jak, no i pokażesz mi trochę z tego co umiesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz