Translate

sobota, 5 maja 2012

I'm on the mission Cz.2

Podróżowali przez cały dzień i Gabriel miał wrażenie, że ktoś zakuł mu nogi w kajdany przy okazji trafiając kilkukrotnie w kończynę. O istnieniu przestrzeni poniżej kolan świadczyły tylko oczy, bo nawet gdy macał w poszukiwaniu goleni to nie czuł, że dotyka się ręką. Zrodziło się też w nim mocne przekonanie, że Fang chce go zabić i najlepiej odrazu pierwszego dnia. Po tym całym marszu kazał mu jeszcze rozbijać namiot i krzyczał na niego za każdym razem gdy robił coś nie tak, a zdarzało się to cały czas bo nigdy jeszcze z namiotem do czynienia nie miał.
Szczęśliwie inni najemnicy też chcieli się wyspać więc podpowiadali mu co i jak ma robić. Klęli przy tym jak najęci, ale przynajmniej wykazywali minimum chęci do współpracy. Swoją drogą Gabriel nie mógł uwierzyć, że po całym tym marszu nie byli oni tak zmęczeni jak on. A przecież niektórzy szli w zbrojach i to nie takich lekkich, skórzanych, ale stalowych.
W końcu skończyli rozbijać obóz. Teoretycznie zatrzymali się w zajeździe, ale jaśnie panienka i jej świta zajęła prawie wszystkie pokoje. Biorąc pod uwagę obecność innych gości, którzy przybyli przed nami miejsca w środku zostało dosłownie dla kilku najemników o najdłuższym stażu. Przynajmniej jedzenia wystarczyło dla wszystkich. Gabriel właśnie wyciągał się przed namiotem, zadowolony, że zjadł coś ciepłego. Myślał, że w końcu może odpocząć, ale zbliżająca się sylwetka Fanga szybko rozwiała te nadzieje.
-Młody masz pierwszą wartę.- powiedział
-Uhm- mruknął nieszczęśliwie Gabriel
-Słucham?!
-Tak jest!- jęknął
Jeden z najemników w pobliżu splunął i zwrócił się do Fanga.
-Na chuja ty wystawiasz tu wartę? Przecież to jeden dzień drogi od jednego z największych miast na kontynencie.
-Nigdy nie zawadzi być ostrożnym.
-No świetnie, ale po ki chuj wysyłasz kota? Przecież to ledwie żyje. Równie dobrze można by wogóle nie wystawiać warty.
-Ty mi kurwa nie mów co ja mam robić. No chyba że chcesz posiedzieć na warcie zamiast młodego.
Najemnik mruknął coś i odwrócił się do swojej grupki. Fang zadowolony pokiwał głową i odwrócił się do Gabriela.
-No młody to zbieraj się i zapierdalaj na wartę.
Gabriel westchnął cicho, zabrał miecz, prezent od Markusa, i poszedł w kierunku miejsca które wskazał mu sierżant.
Na miejscu znalazł jeszcze jednego nieszczęśnika, który skinął mu tylko głową na powitanie. Razem usiedli na starym pniaku i w ciszy patrzyli na pobliskie równiny.
Po około dwóch godzinach, które dla wykończonego Gabriela wydawały się wiecznością nadeszła zmiana warty. Ledwie doczłapał do namiotu i usiadł przed wejściem, w końcu przypomniał sobie, że można się było wymienić na miejsca z Erykiem. Postanowił, że przynajmniej teraz da mu wolny dostęp do ciała. Kiedy tylko to zrobił natychmiast odjechał w zbawczy sen.



Kiedy Gabryś w końcu mnie wypuścił miałem ochotę pójść do tego całego sierżanta i zrobić mu z dupy jesień średniowiecza. Niestety nie mogłem sobie na to pozwolić. Nie żebym bał się reperkusji, gdybym chciał mógłbym wyciąć w pień cały oddział, ale.... No właśnie ale. Wiedziałem obecnie, że na siłę nie przejmę swojego ciała nie znaczyło to jednak, że nie jest to nie możliwe. Gdzieś w tym świecie na pewno znajdę sposób, ale żeby coś znaleźć trzeba najpierw szukać. A do tego przydadzą się podróże i jakieś fundusze, a co lepiej spełnia oba wymagania niż praca najemnika? Dlatego właśnie grałem grzecznego chłopca i siliłem się na cierpliwość.
Dlatego zamiast siać śmierć i zniszczenie usiadłem i wyciągnąłem nogi. Ściągnąłem buty i skarpetki i stworzyłem sobie trochę lodu. Następnie położyłem sobie plecak pod głowę i zacząłem usprawniać krążenie w nogach. Sam przyznaje, takie aplikowanie magi jest tak żałosne, że aż chce mi się płakać, no ale cóż jak mus to mus.
Po chwili w nogach rozeszło się cudowne uczucie ulgi i wiedziałem, że kiedy rano wstanie ta oferma... Ooo, przepraszam. Gabriel. To będzie się czuł kwitnąco i oczywiście nawet mu przez ten pusty łeb nie przejdzie, że powinien mi dziękować ze łzami w oczach. No cóż niech zna moje wspaniałomyślne serce.
Kiedy uznałem, że nogom nic nie będzie postanowiłem posprawdzać co się dzieje w okolicy. Oczywiście nie miałem zamiaru łazić i zaglądać pod krzaki, po prostu przestawiłem się na widzenie many. W tym celu zamknąłem oczy. Nie bynajmniej nie po to by ułatwić sobie koncentracje. Kiedy używałem "manawizji" moje oczy zaczynały świecić i powiem szczerze, że ostatnia rzecz jakiej pragnę to strzała jakiegoś nadgorliwca wysłana w płonące ślepia jakiejś wyimaginowanej bestii.
Oczywiście nie znalazłem nic. Żadnych wrogów, złodziei czy szczekających psów na których można by się wyładować. Gdzie oni się do cholery chowają kiedy ich potrzebuje?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz