Pomoc księżniczki sprowadziła się właściwie do tego, że patrzyła czy nie wywrócę się po drodze do wozu, a podejrzewam, że nawet gdybym się wywrócił to tylko by kogoś zawołała by mi pomógł, co zaoszczędziłoby mi jakieś dwadzieścia sekund leżenia na ziemi. Z wchodzeniem także musiałem poradzić sobie sam. Prawdziwy powód jej towarzystwa ukazał się po kilku chwilach. Zaczęła rozmawiać. Pytać jak potężnym magiem jestem skoro poradziłem sobie z taką łatwością, z kimś o mocy Arcymaga Bitewnego, ale to naprawdę nie jest aż takie osiągnięcie. Znaczy jasne, dowolna osoba w klasie Bitewnej jest mobilizowana w przypadku wojny, ale przecież jest klasa Wojenna, no i tam to dopiero mają kopa.
Ostatecznie dość lakonicznie wytłumaczyłem jej że widzę więcej niż przeciętny człowiek, dużo więcej. I właśnie dlatego udało mi się przebić barierę.
Ale czy takie wyjaśnienie jej wystarczyło? Nieee. Zaczęła dopytywać czemu jestem taki smutny i samotny. I tu się wydało, że nie dość, że jest w stanie podsłuchiwać telepatie, to jeszcze jest empatką. Człowiek zaczyna się zastanawiać ile osób tak naprawdę grzebało mu we łbie.
Spróbowałem ją spławić, a ona zaskakująco szybko się zmyła, tylko po to by przyjść następnego dnia. Znaczy, nie dosłownie przyjść. Nawiązała konwersacje telepatyczną bezpośrednio ze mną. Na początku odpowiadałem półsłówkami i unikałem jakichkolwiek opowieści o sobie, więc to ona opowiadała o sobie. O ojcu, o wychowaniu, w końcu o tym jak wyszła za mąż. Opowiadała długo o tym jak całe życie byłą przygotowywana na małżeństwo polityczne, a potem... Potem opowiadała jak ojciec pozwolił jej wybrać sobie małżonka.
I jakoś tak po drodze zacząłem opowiadać o sobie. O tym jak straciłem rodziców jako dziecko, jak potem utrzymywała mnie siostra, jak w końcu ułożyła sobie życie i w końcu o tym jak zginęła ze swoim chłopakiem w wypadku.
W ciągu niecałych dwóch tygodni zyskałem pierwszego prawdziwego przyjaciela w tym świecie. Wreszcie spotkałem kogoś, kogo interesowałem, ja, jako osoba, a nie jako zabójczy mag. Och oczywiście interesowała się tym co potrafię zrobić, ale czułem, że nie moja moc jest dla niej najważniejsza. A tak już zupełnie na boku, była niezwykle błyskotliwa, a gdy mogła się wyrażać tak jak było jej wygodnie, czytajcie jako " nie ograniczały ją zasady dobrego wychowania", to czułem się tak jakbym znowu wrócił do domu i gadał z którąś, z kumpeli. Kurwiąc na sytuacje w kraju i ludzką głupotę.
Ale prawdziwe jaja zaczęły się, gdy do rozmów dołączył się Grześ. Kiedy przeszedł jej wstępny szok po odkryciu kolejnej osoby w mojej głowie udało mi się wytłumaczyć, że Grześ tak naprawdę nie jest osobą. Ostatnie dwa dni podróży spędziliśmy gadając we trójkę, do szczęścia brakowało mi tak właściwie tylko puszki piwa.
Szkoda tylko, że wszystko co dobre szybko się kończy.
Na horyzoncie zobaczyłem miasto, ale cel naszej podróży znajdował się trochę przed nim. Wielka posiadłość na wzgórzu. Przypominała nieco dom Aureliusa, ale na oko była z dwa razy większa. Na teren samej posiadłości wjechał tylko powóz księżniczki oraz w charakterze ochrony osobistej: Gabriel i Cezar.
Służba ustawiła się w korytarz prowadzący od drzwi posiadłości do powozu. Penelopa powoli zeszła po podstawionych schodkach.
-Mamo!- krzyknęła nagle dziewczynka wybiegająca spomiędzy służących. Wyglądała na osiem, dziewięć lat.
-Witaj kochanie- powiedziała Penelopa z czułym uśmiechem.
Mała wskoczyła w objęcia matki. Wyglądała prawie identycznie, jedyną różnice stanowił kolor włosów. Dziewczynka miała jasnobrązowe włosy, trochę ciemniejsze na grzywce.
-Skarbie przywitaj się.- powiedziała córce, stawiając ją na ziemi.
-Witaj panie- dygnęła przed Gabrielem.
-Wujek Cezar- przytuliła się do kapitana.
-Panienko- powiedział lekko zakłopotany najemnik.
-Żywy dzieciak- przekazałem Penelopie.
-Dziękuje.
-Ukochana- odezwał się męski głos dochodzący od drzwi.
Księżniczka odwróciła się z miękkim uśmiechem i powoli poszła na spotkanie męża. Popatrzyłem na niego i już wiedziałem po kim małą odziedziczyła włosy, poza tym był doskonale zbudowany i wydawało mi się, że kogoś mi przypomina.
-Dziękuje, że strzegłeś mojej żony mistrzu Cezarze.- powiedział mężczyzna mocno ściskający Penelopę.
-Tylko wypełniałem swoje obowiązki.- powiedział kapitan z lekkim ukłonem.- Poza tym nie poradziłbym sobie bez pomocy tego oto maga.
-Jestem zatem waszym dłużnikiem mistrzu....
-Gabriel- odpowiedział.
-Gabriel?- powiedział niepewnie mężczyzna.
-Tak- powiedział Cezar.- Ostatni uczeń Mistrza Markusa.
-Wielki to zatem zaszczyt- powiedział niespodziewanie z lekkim pokłonem- Poznać ostatniego wychowanka mojego szacownego dziadka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz