Gabriel właśnie pomagał rozbić obóz. Nastrój oddziału był naprawdę podły, przez cały dzień utrzymywali stan najwyższego pogotowia, reagowali na najmniejszy szmer w okolicznych krzakach i nic się nie stało. Młody mag podejrzewał, że dzisiejsza noc nie przyniesie jego towarzyszom odpoczynku, współczuł im, bo on przynajmniej mógł zamienić się na miejsca z Erykiem.
Ale w całej tej sytuacji zauważył coś ciekawego. Kapitan postanowił zakazać rozpalania ognia tej nocy i próbował wyperswadować to służbie księżniczki. Cezar powoli dostawał ataku furii rozmawiając ze starym lokajem, gdy wrzawa przyciągnęła uwagę samej szlachcianki, oczywiście sługa natychmiast przyskoczył do swojej pani w ukłonach i zaczął demonizować postanowienia dowódcy najemników. I tutaj zdarzyło się coś co po raz pierwszy tego dnia zwróciło uwagę Eryka. Księżniczka rozkazała staremu zamilknąć i wysłuchała wszystkiego co kapitan miał do powiedzenia, i jeszcze ciekawsze, natychmiast zgodziła się z jego punktem widzenia. Sługa próbował protestować, ale jaśnie panienka natychmiast go uciszyła. Co więcej powiedziała Cezarowi, że w przypadku następnych takich sytuacji powinien rozmawiać bezpośrednio z nią. Wszyscy najemnicy którzy widzieli zajście nabrali szacunku dla księżniczki, niektórzy zaklinali się nawet, że słyszeli kapitana szepczącego pod nosem "Tak to ja mogę pracować".
Fakt, że klient okazał się honorową osobą poprawił morale najemników, ale w oddziale dalej panowała niezwykła nerwowość. Po rozbiciu obozu Gabriel po raz pierwszy został wezwany przez Cezara.
-Potrafisz magicznie obserwować okolicę obozu?- zapytał prosto z mostu kapitan.
-Zależy o jaki obszar chodzi- odpowiedział Gabriel- Ale znam takie zaklęcia.
-Wszystko w promieniu pięćdziesięciu metrów od granicy obozu, przez całą noc.
-Nie będzie problemów, ale przez cały czas działania zaklęcia nie będę mógł spać.
-Podczas ostatniej wojny widziałem, że magowie stawiali jakieś znaki i potrafili monitorować okolice nawet przez sen- powiedział zdziwiony Cezar.
-No to pewnie byli magistrowie magii. Ja jestem tylko magiem bojowym, nie znam tak wyrafinowanych zaklęć.
-Niemniej potrzebujemy tej obserwacji.
Gabriel westchnął.
-Rozumiem- odpowiedział- Utrzymam obserwacje przez całą noc, a teraz jeśli pan pozwoli pójdę się przygotować.
Cezar skinął głową na znak, że może odejść.
Mag zabrał się za rysowanie małych pieczęci magicznych przy pozycjach wartowniczych i ostrzegł najemników by nie nadepnęli na nie. Następnie przed swoim namiotem wyrysował znak pozwalający na kontrolę wszystkich postawionych wcześniej pieczęci. Rozsiadł się wygodnie i zaczął dostrajać zaklęcie do swoich potrzeb. Przede wszystkim skalibrował je tak by nie reagowało na osoby w obozie, oraz by informowało go tylko o istotach rozmiarów psa lub większych, bo nie miał zamiaru podskakiwać za każdym razem gdy w obszar zaklęcia wejdzie mrówka.
Tak zaczęło się długie oczekiwanie. Gdy czuł, że dłużej już nie wytrzyma na nogach zamienił się z Erykiem miejscami. Wiedział, że zdejmie to działanie zaklęcia, ale był pewien, że Eryk jakoś sobie z tym poradzi. W końcu z nich dwóch to właśnie on był tym lepszym magiem.
Fang właśnie robił obchód wart i bezlitośnie budził przysypiających wartowników. Postanowił też zobaczyć jak tam trzyma się nowy nabytek. Oczywiście znalazł go z pochyloną głową i zamkniętymi oczami. Uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją. Mag czy nie, za zaśnięcie na warcie groziła kara i to taka jaka się sierżantowi podoba. Nie miał okazji poprawnie pokazać młodemu co i jak w oddziale, więc postanowił obudzić go płazem miecza. Cicho, niemal bezszelestnie zaczął się zbliżać do Gabriela. Uniósł miecz do uderzenia i poczuł chłód żelaza dotykającego jego grdyki.
Zezując patrzył na miecz w dłoni maga, który zdawałoby się pojawił się z nikąd. Nie mógł uwierzyć, że ktoś mógł być tak szybki i tak dokładny bez otwierania oczu. Spróbował się przesunąć, ale miecz dalej trwał przy jego szyi jak przylepiony.
-Usiłuję się skoncentrować- doszedł go lodowaty głos, zupełnie odmienny do tego, który słyszał wcześniej z ust maga- Więc zrób nam obu przysługę i spierdalaj w te pędy.
Fang nie odważył się odezwać czy nawet kiwnąć głową. Cofnął się tylko o krok. Dwa. Schował miecz do pochwy i odwrócił od młodzieńca.
-Grzeczny chłopiec- doszedł go głos zza pleców.
Gdy tylko zamieniłem się na miejsca z Gabrielem przerzuciłem się na manawizje. Najpierw szybko sprawdziłem obóz, a potem pięćdziesięcio metrowy pas wokół niego. Jako, że nie znalazłem nic postanowiłem zrobić szybki skan wszystkiego w promieniu pięciuset metrów. Z powodu braku rezultatów wróciłem do kontrolowania strefy wyznaczonej przez Cezara.
Monotonia tej pracy była straszliwa, naprawdę nie mogłem się doczekać kiedy upłynie te pięć godziny i będę mógł powrócić do swoich eksperymentów z tornadem, bo w końcu zaklęcie zaczynało nabierać wymiaru prawdziwej klęski żywiołowej.
Podczas kolejnego pobieżnego skanu obozu zauważyłem coś ciekawego. Ten wilczy kurwiszon Fang zbliżał się do mnie z obnażonym mieczem. Znajdował się jakieś pięć metrów ode mnie co tłumaczyło dlaczego jeszcze go nie zauważyłem. Pole które zawsze obserwuje podczas przebywania w manawizji ma promień około trzech i pół metra wokół mnie. Poczekałem aż zbliży się na odległość wyciągnięcia miecza i kiedy widziałem że zamierza się zamachnąć błyskawicznie wyciągnąłem swój miecz z pochwy, którą trzymałem na kolanach. Fang zamarł z czubkiem klingi na gardle.
-Usiłuję się skoncentrować- powiedziałem najzimniejszym tonem na jaki było mnie stać- Więc zrób nam obu przysługę i spierdalaj w te pędy.
Zobaczyłem jak ostrożnie robi dwa kroki w tył, chowa miecz do pochwy i zaczyna odchodzić.
-Grzeczny chłopiec- powiedziałem z drwiną.
Niestety było to najciekawsze zajście całej tej nocy, poza nim nie zdarzyło się nic. Kiedy poczułem, że zaczynam się zapadać uznałem, że jeżeli podczas dzisiejszego marszu coś się nie zdarzy to najemnicy w końcu skoczą sobie do gardeł z nerwów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz