I oczywiście miałem racje. Następnego dnia niewdzięczne bydle wstało i uznało idealny stan nóg za rzecz naturalną. Smuci mnie to, naprawdę smuci jak jestem niedoceniany, ale geniuszy zawsze się olewa dopóki nie wymyślą czegoś przydatnego, np. bomby atomowej. Szykował mi się kolejny nudny dzień z motywem przewodnim "najemnicy w marszu" więc postanowiłem sobie poćwiczyć. Ze smutkiem przekonałem się, że wiatr niezbyt dobrze współdziała z walką wręcz więc dopracowywałem używanie wody w zwarciu. Spora polana z połamanymi drzewami świadczyła o skuteczności moich ataków. I akurat kiedy kończyłem rozgrzewkę zobaczyłem to dziewczę które ochraniał oddział. Wyglądała jak lalka albo postać z anime. Duże niebieskie oczy, blond włosy opadające falami na plecy i niesamowicie jasna skóra,
wyglądająca jak porcelana. Całości obrazka dopełniała kremowa suknia z
zatrważającą ilością koronek i falbanek.
-Żywa lalka albo księżniczka -wysłałem telepatycznie -Chociaż cała
szlachta jest ze sobą spokrewniona, więc w sumie nie zdziwiłbym się
gdyby była tam jakoś pięćdziesiąta któraś w kolejce do tronu.
-Pewnie masz rację -odpowiedział Gabriel -Ale trzeba przyznać że jest naprawdę piękna.
-Taaa, cóż ja wole jednak kobiety, które są bardziej z krwi i kości, niż takie wymuskane laleczki.
Dziewczę spojrzało naglę na mnie i Gabriela. Patrzyła przez dłuższą chwilę uważnie badając nas spojrzeniem. W końcu nie wytrzymałem.
-Ty, co ją złapało? Patrzy się jak sroka w gnat.
Panienka drgnęła jak gdyby usłyszała mój telepatyczny przekaz i szybko weszła do powozu. Z tym, że nie mogła mnie usłyszeć, bo sposób w który porozumiewam się z Gabrielem to bardzo udziwniona forma telepatii. Właściwie trudno to jeszcze nazywać telepatią. Dlatego olałem całe zajście bo naprawdę szlachta w dawnych czasach miała naprawdę, ale to naprawdę nasrane we łbach.
Tak jak przewidywałem cały dzień był nudny jak cholera, więc całą swoją uwagę skupiłem na doskonaleniu kontroli nad trąbami powietrznym. Prowadziłem je w taki sposób żeby tworzyły kręgi w trawie, taki tani rip-off z kręgów w zbożu, ale za to jaki satysfakcjonujący rip-off.
Tej nocy Gabryś nie dostał warty, ale żeby ułatwić sobie sen oddał kontrole mnie. Całe pięć godzin spędziłem leżąc i skanując okolice. Nie powiem żebym się do tego specjalnie przykładał i to mimo faktu, że jest to ostatnia gospoda jaką mieliśmy odwiedzić przez najbliższe kilka dni. Bo widzicie, zbliżaliśmy się do pasa ziemi niczyjej między "naszym" a sąsiednim królestwem, a że oba państwa mają za sobą dość krwawą historie to potyczki przygraniczne są dość częstym widokiem, z kolei bardziej konkretne wojny zdarzały się średnio raz na dwadzieścia lat. A że ostatnia wojna miała miejsce jakoś dziesięć czy jedenaście lat temu to wszyscy najemnicy mieli napięte nerwy.
No ale jakoś tak jest, że istoty żywe jak się wyśpią to się uspokajają, dlatego rano atmosfera się oczyściła. Zaczęły pojawiać się typowe "męskie żarciki" i opowieści o podbojach łóżkowych. Nie no srsly poziom konwersacji jak po obaleniu pół litra. Zasadniczo interesowało mnie to jak zeszłoroczny śnieg więc zacząłem rozkminiać jak by tu ulepszyć moje małe tornado i już prawie doszedłem do prób praktycznych gdy wjechaliśmy do splądrowanej wioski. Chłopi wyrżnięci bez litości i pozostawieni na pastwę kruków i padlinożerców. Przez to wszystko napadły mnie paskudne wspomnienia i zupełnie przeszła mi ochota na zabawę z magią. Nie żebym kiedyś przeżył atak bandy zabijaków, którzy plądrują domy, zabijają mężczyzn i gwałcą kobiety, ale te zwłoki. Zwłaszcza facet któremu jakieś szakale czy coś podobnego wywlekło flaki, wyglądało to bardzo podobnie do..... Dość. Lepiej o tym nie myśleć bo znowu mnie złapie atak agresji.
-Stary wszystko ok?- zapytał Grześ
-Wiesz że nie- powiedziałem w przerwie między oddechami.
Grześ pokiwał tylko smętnie głową, usiadł na kamieniu obok mnie i poklepał mnie po plecach. Gdy w końcu się uspokoiłem okazało się, że najemnicy kończyli rozbijać obóz na noc.
Teoretycznie Cezar chciał zachować ogniska do minimum, ale "księżniczka" nie chciała zrezygnować z kąpieli, co z kolei spowodowało że plan kapitana szlag trafił. Bardzo mi się podobało gdy z wypiekami na twarzy opiewał "jebane fanaberie pierdolonej szlachty". Szkoda że nie zapamiętałem całej tyrady, zaprawdę majstersztyk.
Z powodu wioski i pojawienia się dziwnej postaci na koniu Cezar rozkazał podwoić wartę i tym razem ja odsiedziałem wartę za Gabriela. Szczęśliwie najemnicy nie byli w nastroju do pogaduszek, minusem było to że nie mogłem zamknąć oczu, żeby zeskanować okolice, bo zaraz drugi wartownik mną potrząsał, żebym nie zasnął. Dlatego zdałem się na bardziej konwencjonalne metody i użyłem magii wiatru by sprawdzić obecność ludzi w pobliżu. Coś tam niby wyczułem w odległości pięciuset metrów, ale metoda była na tyle nieprecyzyjna, że na takiej odległości trudno było mieć pewność, że to nie jeleń albo niedźwiedź.
Niemniej w nocy nikt nie zaatakował i nikogo nie zabili, mimo tego najemnicy pospinali się jak spinacze biurowe. Chodzili niewyspani i wkurwieni. W całej grupie jedynymi w miarę wyspanymi ludźmi byli księżniczka i jej świta oraz Gabriel.
Najemnicy dość zgrabnie zaczęli zwijać obóz, ale nie obyło się bez obsuwy, tak zgadliście z winy księżniczki. Dziewczę musiało spać w komfortowych warunkach więc jej namiot był trzy razy większy od namiotu Cezara i o ile sługom udało się go w miarę bezboleśnie rozłożyć, to ze składaniem spieprzyli sprawę. Suma summarum najemnicy musieli im pomagać, co oczywiście nie spotkało się z optymistycznym przyjęciem. Bluzgi szły takie, że większość służących miała czerwone uszy, głównie z powodu, że grubo ponad połowa ze świty jaśnie panienki należała do "płci pięknej". Nie powinno to dziwić jako że najlepsze interesy szlachta ubijała przy użyciu małżeństw. Nie można więc było "zepsuć" cennego towaru, nieprawdaż?
Ostatecznie wymarsz opóźnił się o godzinę i to tylko dzięki temu, że Cezar przejął inicjatywę i odpowiednio pokierował swoimi ludźmi. Powoli zaczynałem podziwiać tego faceta.
Gdy udało się w końcu ruszyć narzucono szybkie tempo żeby nadrobić stracony czas spędzony na babraniu się z namiotem księżniczki. Słońce poprawiło trochę ponure nastroje, które jednak znowu osiągnęły dno gdy na horyzoncie pojawił się wielki i gęsty las. Najemnicy znowu mieli nerwy napięte jak postronki, las był bowiem idealnym miejscem na zasadzkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz