Translate

sobota, 12 maja 2012

I'm on the mission Cz.5

Gabriela obudził hałas zwijanego obozu. Rozejrzał się lekko nieobecnym wzrokiem po okolicy. Najemnicy uwijali się przy pakowaniu, już miał zamiar wstać i im pomóc gdy zobaczył, że jego rzeczy są spakowane i leżą koło jego głowy. Zapytał co się dzieje jednego z najemników pracujących obok niego.
-A zbieramy się- odpowiedział- ale ty se siedź. Całą noc przesiedziałeś pilnując obozu, dopiero o świtaniu odjechałeś. No tośmy pomyśleli, że przynajmniej przez chwile ci pospać damy.
Gabriel kiwnął głową i spokojnie usiadł, głównie dlatego, że zwijanie obozu właśnie dobiegało końca i nie znalazłby sobie nic sensownego do roboty. Pół godziny później byli już w drodze.
Oddział spokojnie poruszał się po lesie. Najemnicy byli mocno zestresowani, ale po nerwówce poprzedniej nocy przestali zwracać uwagę na wszystkie drobne szelesty w krzakach. Głównie dlatego, że po dwudziestym fałszywym alarmie Cezar kazał im trzymać mordy na skobel dopóki nie będą pewni, że odkryli zagrożenie.
-Zasadzka!- ryknął ktoś koło maga. Równocześnie z tym okrzykiem strzała trafiła w gardło jednego z najemników idących koło Gabriela.
Wokół dało się słyszeć okrzyki bólu w miejscach gdzie inne strzały dosięgły swoich celów oraz rozkazy wykrzykiwane przez kapitana i sierżantów.
Gabriel zaczął szybko wyszukiwać łuczników. Z gęstych zarośli, z obu stron drogi wyskoczyli wojownicy. Mieli niedobrane zbroje i broń w dość kiepskim stanie. Było ich wielu, ale poziom ich umiejętności prezentował się mniej więcej tak samo jak ich rynsztunek, czyli kiepsko. Widać było, że przywykli do atakowania wieśniaków lub karawan kupieckich, które bronione były przez trzeciorzędnych najemników i zwykłych awanturników chcących zarobić kilka srebrnych.
Innymi słowy bandyci którzy wyskoczyli z krzaków zostali zmasakrowani zanim zrozumieli co się dzieje. Gabriel natomiast zlokalizował dwudziestu łuczników schowanych w koronach pobliskich drzew i krzakach. Natychmiast wypuścił chmarę lodowych pocisków. Niemal odrazu na ziemię zaczęły spadać ciała. Mag był mocno zdziwiony tym jak skutecznie zadziałało jego zaklęcia, był przekonany, że przynajmniej połowa da radę uniknąć pierwszego ataku, najwyraźniej po pojedynkach z Aureliusem wyrobił sobie zbyt wysokie mniemanie o innych wojownikach.
W swoim zaskoczeniu nie zauważył, że podbiegł do niego jeden z bandytów. Już miał dostać mieczem, gdy pobliski najemnik chlasnął wroga w szyję. Głowa poleciała w krzaki zgrabnym łuczkiem a twarz Gabriela obryzgała krew z tętnicy szyjnej.
-Dzięki- powiedział ścierając ręką krew z oczu. W odpowiedzi mężczyzna tylko się uśmiechnął i chlasnął na odlew następnego bandytę pozbawiając go ręki trzymającej miecz.
Całą walka trwała zadziwiająco krótko ponieważ banici ginęli od jednego, góra dwóch ciosów mieczem. Właściwie wyglądali tak jakby pierwszy raz w życiu trzymali broń w rękach. Najdziwniejsze jednak dla Gabriela było to, że nie próbowali uciekać i za wszelką cenę próbowali zabić przynajmniej jednego najemnika więcej.
Po zakończeniu walki mag zauważył, że skończył w pobliżu Cezara, który właśnie oczyszczał miecz z krwi. Na twarzy kapitana malował się niesmak. Po krótkiej chwili podbiegł drugi sierżant w oddziale, którego imienia Gabriel nie znał.
-Raport- warknął Cezar.
-Trzech zabitych, dwóch poważnie rannych i pięciu lekko. Wszystko od strzał.
-Co to kurwa miało być?!
Sierżant roztropnie się nie oddzywał.
-Wpakować ciężko rannych na wóz, naszych martwych pochować, ich rzucić w krzaki gdzieś dalej od drogi. Wykonać.
-Tak jest!- odszczeknął służbiście najemnik i ruszył wykonywać rozkazy.
-Ty!- zawołał Cezar pokazując na Gabriela- Ciągły rekonesans w promieniu stu metrów. Natychmiast!
-Tak jest!- odkrzyknął mag i natychmiast zaczął szeptać formułkę zaklęcia, grzebiąc jednocześnie w ziemi by stworzyć pieczęć. Prawie całkowicie odciął się od pokrzykiwania najemników i skupił na magii. Miał tylko nadzieję, że uporają się z tym szybko, bo tego typu zaklęcia stanowiły spore obciążenie mentalne.
W dalszą drogę ruszyli po trzech godzinach. Gabriel szedł lekko otępiały z powodu utrzymywania koncentracji przez tak długi czas. Nastrój oddziału był lekko ponury z powodu poniesionych strat, ale najemnicy w końcu się zrelaksowali. Właściwie przyjęli atak z ulgą, w końcu mieli to z głowy.
Noc upłynęła spokojnie, co prawda Cezar wystawił podwójne warty, ale wszyscy podchodzili do tego z przymrużeniem oka. Gabriel został zwolniony z tego obowiązku. Walnął się na posłanie i natychmiast zasnął, zupełnie zapominając o Eryku.
Następnego dnia cały oddział był w dobrym nastroju, kilka osób nuciło jakieś piosenki podczas zwijania obozu. Udało się im także w końcu wyjść z lasu. Po pół godzinie marszu napotkali niemiłą niespodziankę. Bardzo liczną i ciężkozbrojną niespodziankę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz