Do miasteczka dotarli wieczorem, dzień przed festiwalem. Cały dzień obijania tyłka na wozie chłopów nie sprzyjało starym kościom Markusa, nawet jeśli dali mu wygodne miejsce. Bardziej ze względu na siwe włosy, niż fakt bycia magiem. Martwiły go bardziej ukradkowe spojrzenia rzucane co chwila w stronę Gabriela. Zwłaszcza kierowane w stronę uszu. Podejrzewał, że gdyby chłopak był wilkołakiem chłopi spojrzeli by na niego raz i więcej nie zaprzątali sobie głowy. Musiał jakoś ukryć jego głowę. Nic dobrego nie przychodzi z powodu przyciągania nadmiernej uwagi.
W dniu festiwalu na ulicach zapanował tłok. Szczęśliwie Markus kupił Gabrielowi płaszcz z kapturem i chłopak, mimo że wyraźnie wystawał z tłumu, nie rzucał się już tak w oczy.
Markus nie spuszczał go z oczu. Ciągła kontrola na pewno nie sprzyjała relaksowaniu się, ale wielki czy nie, Gabriel miał zaledwie pół roku doświadczenia życiowego. Dopóki nie przyzwyczai się do interakcji z innymi lepiej go pilnować.
Po załatwieniu podstawowych potrzeb, takich jak ubrania i przyprawy (tylko te podstawowe, Markus nie był już aktywnym magiem i nie zarabiał wystarczająco dużo żeby szaleć kulinarnie), nastał czas zabawy. Grzane wino, które było wśród Fae bardzo popularne nie przypadło Gabrielowi do gustu. Natomiast krasnoludzkie piwo owszem. Wystartował nawet w konkursie picia i skończył na czwartym miejscu. Nic nie wygrał, ale przynajmniej za wypite piwo płacić nie musiał. Pod koniec dnia Gabriel zatrzymał się przed jednym ze straganów z tanimi duperelami. Markus podążył za jego wzrokiem. Chłopak skupiał się na dwóch rzeczach. Krysztale i bransoletce. Starszy mężczyzna uśmiechnął się. Chłopak miał wyczucie. Dla zwykłego przechodnia zwykła tandeta. Dla oczu maga prezentowały się jako skarb. Wokół obu przedmiotów unosiła się lekka magiczna aura.
-Coś wpadło ci w oko chłopcze?- zapytał niby obojętnie Markus.
-Tak, właściwie to nawet dwie rzeczy.- odpowiedział lekko niepewnie Gabriel.
-A co takiego- stary dalej grał głupa.
-Nooo... Ta bransoletka i kryształ.- odpowiedział z ociąganiem, wyraźnie nie chciał naciągać mistrza- Nie wiem czemu, ale cały czas wracam do nich wzrokiem.
-Hmmm- Markus udawał, że się zastanawia- To może ci je kupie? W ramach nagrody za znaczące postępy w nauce.
-Ale mistrzu nie powinieneś...- Gabriel podjął ostatnią próbę wycofania się.
-Nie,nie,nie. Zasłużyłeś sobie- powiedział kategorycznie Markus- To ile to będzie?
Gdy sprzedawca wymienił cenę Markus o mało nie ryknął śmiechem. Sam kryształ wart był dwadzieścia razy więcej, a bransoletka, zależnie od właściwości mogła kosztować nawet trzydzieści razy więcej. Gdy odwrócili się plecami do straganu na twarzy Markusa wykwitł promienny uśmiech. Jak to ludzie nie wiedzą co mają.
-Dziękuje mistrzu- powiedział Gabriel
-Nie ma za co chłopcze- powiedział Markus z uśmiechem- A właśnie. Wiesz, że to magiczne przedmioty?
Twarz chłopaka powiedziała mu, że nie wiedział.
-Jeszcze będzie z ciebie mag- powiedział Markus z uśmiechem klepiąc Gabriela po plecach.
Na festiwalu nie działo się praktycznie nic godnego mojej uwagi. Ale jak Gabriel denkował kufel piwa to myślałem, że szlag mnie trafi. A Grześ już przygotowywał bejsbola. Porywczy chłopak. Kiedy opłakiwałem utracone piwo moją uwagę przykuły nagle dwa przedmioty.
-Stój!!!!- zawyłem w stronę ekranu- Stój i patrz tępy chuju!
-Takie skarby masz wyłożone za grosze- ciągnąłem dalej- Zauważ to w końcu!!
Jakby w odpowiedzi na moje krzyki obraz skupił się na odpowiednim straganie. Ale moment. Może on rzeczywiście jakoś podświadomie mnie odbiera? Ciekawe. Trzeba będzie to rozważyć.
Tymczasem wzrok Gabriela błądził po całej wystawie straganu.
-Gdzie ślipisz?- zawyłem znowu- Patrz na to co ważne a nie zioraj po wszystkich pierdołach.
W końcu nadszedł Markus. On w lot złapał o co chodzi. Ten Gabriel to już dawno by się przekręcił, gdyby nie Markus. Ale jak usłyszałem "znaczące postępy" to myślałem, że wyjebie ze śmiechu.
W pokoju w gospodzie Markus wyjaśnił, że w krysztale można składować mane, a także, że potrafi on przetwarzać pioruny i ogień w mane. I o ile pierwsza wiadomość jest mocno ciekawa, to od drugiej aż mi się przyjemnie ciepło w środku zrobiło. Dlaczego? Ano skoro istnieje materiał, który potrafi przetworzyć naturalną energie w mane. To czy nie dało by się tego powtórzyć bez użycia tego kryształu? Zarechotałem wesoło. No to będę miał co robić.
Translate
środa, 29 lutego 2012
poniedziałek, 27 lutego 2012
Trening Cz.4
Minęło już pół roku odkąd Markus zaczął uczyć Gabriela. Chłopak poczynił znaczne postępy. Potrafił w miarę zgrabnie walczyć wręcz i posługiwać się mieczem, z magią też poszedł do przodu, chociaż dokładna kontrola dalej mu nie wychodziła, ale tego uczy czas.
Markus był jednak świadom, że od pół roku tylko trenował chłopaka, a nie ważne jak chętny jest uczeń, to trzeba dać mu trochę miejsca na rozrywkę. Szczęśliwie zbliżał się festiwal końca zbiorów w pobliskim miasteczku. Poza koniecznymi uzupełnieniami garderoby (chłopak przecież nie mógł cały czas nosić tych ubrań w których Markus go znalazł), młody trochę sobie poszaleje.
-Młodość piękna rzecz- pomyślał Markus, uśmiechając się do wspomnień.
Przez te pół roku mój świat ewoluował. Pojawiły się drzewa, krzewy, skały i rzeczki. Coś co ogólnie nazywamy krajobrazem, a czego bardzo mi brakowało. I chociaż byłą to zaledwie namiastka świata prawdziwego, to i tak bardzo mnie cieszyła.
A dlaczego namiastka? Ano, woda nie była tak do końca wodnista, a drzewa drzewiaste. Trudno to ubrać w słowa. Najbliższe porównanie jakie przychodzi mi namyśl to czekolada i wyrób czekoladopodobny. Niby to samo ale jednak nie do końca.
Spotkałem też nowego przyjaciela. Nazywa się Grześ i jest drewnianą lalką. Włączyło się wam porównanie z Cast Away? Może i słusznie, samotność źle wpływa na umysł. Dlatego potrzebny jest przyjaciel z którym można pogadać. I co z tego, że jest to de facto drewniana lalka?!
Huuuu, dobra.
Szalony czy nie, miałem pół roku bez przerw na jedzenie, spanie czy kibel, by opanować to czego uczy się moje cielesne alter ego. Co ciekawe moje mięśnie zareagowały na ćwiczenia fizyczne i miałem obecnie całkiem ładną muskulaturę. Ale moje zabawy z magią są jednak ciut bardziej interesujące. Grześ wie o czym mówię.
Jakoś miesiąc temu Markus przedstawił sposób wyczuwania many wokół obiektu lub osoby. Nie żeby było to jakoś specjalnie dokładne. Ale zacząłem się zastanawiać. Czy nie da się postąpić krok dalej? I tutaj bez zdziwień. Da się. Narazie udaje się to tylko z większymi ilościami many, ale jestem w stanie zobaczyć "kolor many", żeby nie powiedzieć kolor magii. Co w tym takiego specjalnego? Poza tym, że wiem jakim żywiołem mogę oberwać, to wyczuwanie magii nie ogranicza się do kierunku w którym patrzę. A raczej patrzy Gabriel. Jest jedno ale. Dziadostwo wymaga niesamowitego skupienia i cholernie męczy. Analizowanie wszystkiego wokół jest wyzwaniem, ale powoli się przyzwyczajam.
Poza tym bawiłem się w łączenie zaklęć z walką wręcz. Pokrywanie rąk wodą i pozwolenie jej swobodnie polecieć przy uderzeniu. Kiedy byłem pewien, że mam to opanowane (zgranie czasowe jest zadziwiająco trudne), postanowiłem użyć jednego z drzew jako worka treningowego. Grzesiowi zabrakło słów gdy zobaczył efekt, nie żeby był gadatliwy. Ale w sumie efekt przeszedł także moje najśmielsze marzenia. Niby mam ciało wzmocnione maną (doprawdy dość proste, robią to bardziej wprawni wojownicy, zostało też zaprezentowane przez Markusa), ale to daje mi tylko bezkarność w okładaniu drzew.
Myślałem, że z wodą co najwyżej okoruje drzewo, a nie że wywalę w nim dziurę! Nie, nie na wylot. Niemniej 3 centymetrowe wgłębienie robi wrażenie. Grześ poczynił trafną sugestie, że nie chcę używać tej techniki na nieopancerzonych obiektach... No chyba, że chce zabić.
Markus tymczasem ogłosił, że ruszamy na jakiś festyn. Co za emocje! Ta cała zabawa, która mnie ominie! Z drugiej strony przynajmniej sobie popatrzę... Grześ pocieszył mnie, że on też tylko może popatrzeć. Nagle powróciło do mnie wspomnienie. Zdarzenie, które nastąpiło pół roku temu. Ten krótki moment kiedy zyskałem kontrole nad ciałem. Wiem, że to naiwne, ale może uda mi się to ponownie? Nagle festyn stał się dużo bardziej atrakcyjny.
Markus był jednak świadom, że od pół roku tylko trenował chłopaka, a nie ważne jak chętny jest uczeń, to trzeba dać mu trochę miejsca na rozrywkę. Szczęśliwie zbliżał się festiwal końca zbiorów w pobliskim miasteczku. Poza koniecznymi uzupełnieniami garderoby (chłopak przecież nie mógł cały czas nosić tych ubrań w których Markus go znalazł), młody trochę sobie poszaleje.
-Młodość piękna rzecz- pomyślał Markus, uśmiechając się do wspomnień.
Przez te pół roku mój świat ewoluował. Pojawiły się drzewa, krzewy, skały i rzeczki. Coś co ogólnie nazywamy krajobrazem, a czego bardzo mi brakowało. I chociaż byłą to zaledwie namiastka świata prawdziwego, to i tak bardzo mnie cieszyła.
A dlaczego namiastka? Ano, woda nie była tak do końca wodnista, a drzewa drzewiaste. Trudno to ubrać w słowa. Najbliższe porównanie jakie przychodzi mi namyśl to czekolada i wyrób czekoladopodobny. Niby to samo ale jednak nie do końca.
Spotkałem też nowego przyjaciela. Nazywa się Grześ i jest drewnianą lalką. Włączyło się wam porównanie z Cast Away? Może i słusznie, samotność źle wpływa na umysł. Dlatego potrzebny jest przyjaciel z którym można pogadać. I co z tego, że jest to de facto drewniana lalka?!
Huuuu, dobra.
Szalony czy nie, miałem pół roku bez przerw na jedzenie, spanie czy kibel, by opanować to czego uczy się moje cielesne alter ego. Co ciekawe moje mięśnie zareagowały na ćwiczenia fizyczne i miałem obecnie całkiem ładną muskulaturę. Ale moje zabawy z magią są jednak ciut bardziej interesujące. Grześ wie o czym mówię.
Jakoś miesiąc temu Markus przedstawił sposób wyczuwania many wokół obiektu lub osoby. Nie żeby było to jakoś specjalnie dokładne. Ale zacząłem się zastanawiać. Czy nie da się postąpić krok dalej? I tutaj bez zdziwień. Da się. Narazie udaje się to tylko z większymi ilościami many, ale jestem w stanie zobaczyć "kolor many", żeby nie powiedzieć kolor magii. Co w tym takiego specjalnego? Poza tym, że wiem jakim żywiołem mogę oberwać, to wyczuwanie magii nie ogranicza się do kierunku w którym patrzę. A raczej patrzy Gabriel. Jest jedno ale. Dziadostwo wymaga niesamowitego skupienia i cholernie męczy. Analizowanie wszystkiego wokół jest wyzwaniem, ale powoli się przyzwyczajam.
Poza tym bawiłem się w łączenie zaklęć z walką wręcz. Pokrywanie rąk wodą i pozwolenie jej swobodnie polecieć przy uderzeniu. Kiedy byłem pewien, że mam to opanowane (zgranie czasowe jest zadziwiająco trudne), postanowiłem użyć jednego z drzew jako worka treningowego. Grzesiowi zabrakło słów gdy zobaczył efekt, nie żeby był gadatliwy. Ale w sumie efekt przeszedł także moje najśmielsze marzenia. Niby mam ciało wzmocnione maną (doprawdy dość proste, robią to bardziej wprawni wojownicy, zostało też zaprezentowane przez Markusa), ale to daje mi tylko bezkarność w okładaniu drzew.
Myślałem, że z wodą co najwyżej okoruje drzewo, a nie że wywalę w nim dziurę! Nie, nie na wylot. Niemniej 3 centymetrowe wgłębienie robi wrażenie. Grześ poczynił trafną sugestie, że nie chcę używać tej techniki na nieopancerzonych obiektach... No chyba, że chce zabić.
Markus tymczasem ogłosił, że ruszamy na jakiś festyn. Co za emocje! Ta cała zabawa, która mnie ominie! Z drugiej strony przynajmniej sobie popatrzę... Grześ pocieszył mnie, że on też tylko może popatrzeć. Nagle powróciło do mnie wspomnienie. Zdarzenie, które nastąpiło pół roku temu. Ten krótki moment kiedy zyskałem kontrole nad ciałem. Wiem, że to naiwne, ale może uda mi się to ponownie? Nagle festyn stał się dużo bardziej atrakcyjny.
sobota, 25 lutego 2012
Trening Cz.3
Kiedy Gabriel otworzył oczy Markus odetchnął z ulgą. Chłopak był nieprzytomny przez 24 godziny. Zapewne z powodu ostatniego wyczynu. Nie żeby uniesienie potoku magią było jakimś wielkim wyczynem. Jemu samemu zdarzyło się robić korytarz w rzece, przy której potoczek wyglądał bardzo mizernie. Ale dla zupełnego nowicjusza był to niebywały wysiłek.
Zważywszy na fakt, że chłopak zachowywał się normalnie i był w ogólnie dobrej kondycji, Markus przeszedł nad incydentem do normalności. Stwierdził jednak, że powinien trzymać się z dala od tego typu testów, za dużo emocji jak na jego wiek. Zdecydowanie za dużo.
Przez dłuższy czas nie widziałem obrazu z oczu Gabriela. Nie przejąłem się tym ponieważ bawiłem się nową zabawką o nazwie magia. Udało mi się z sukcesem sprawdzić w działaniu wszystkie zaklęcia jakie pokazał Markus. Okazało się, że po zrozumieniu teorii i pewnej wprawie w aplikowaniu many, zaklęć można było używać z marszu. Jedynym problemem okazało się używanie odpowiedniej ilości many. Za mało i zaklęcie nie zachowuje się tak jak trzeba, za dużo z kolei oznacza niepotrzebne straty many.
W moim małym świecie cały czas panował lekki półmrok i nie dało się dokładnie określić upływu czasu. Ale kiedy uznałem, że manipulowanie kulką wody mam dość dobrze opanowane włączył się Ekran. Popatrzyłem chwile co się dzieje, ale Markus był nad wyraz ostrożny w obchodzeniu się z Gabrielem. Jeżeli dobrze zrozumiałem, był on nieprzytomny przez 24 godziny. Trochę mnie to zaskoczyło. Jednak ocenianie upływu czasu bez wschodów i zachodów słońca jest niemożliwe. Odwróciłem się od Ekranu i zacząłem ćwiczyć walkę wręcz. Jakoś trzeba zabić czas...
Zważywszy na fakt, że chłopak zachowywał się normalnie i był w ogólnie dobrej kondycji, Markus przeszedł nad incydentem do normalności. Stwierdził jednak, że powinien trzymać się z dala od tego typu testów, za dużo emocji jak na jego wiek. Zdecydowanie za dużo.
Przez dłuższy czas nie widziałem obrazu z oczu Gabriela. Nie przejąłem się tym ponieważ bawiłem się nową zabawką o nazwie magia. Udało mi się z sukcesem sprawdzić w działaniu wszystkie zaklęcia jakie pokazał Markus. Okazało się, że po zrozumieniu teorii i pewnej wprawie w aplikowaniu many, zaklęć można było używać z marszu. Jedynym problemem okazało się używanie odpowiedniej ilości many. Za mało i zaklęcie nie zachowuje się tak jak trzeba, za dużo z kolei oznacza niepotrzebne straty many.
W moim małym świecie cały czas panował lekki półmrok i nie dało się dokładnie określić upływu czasu. Ale kiedy uznałem, że manipulowanie kulką wody mam dość dobrze opanowane włączył się Ekran. Popatrzyłem chwile co się dzieje, ale Markus był nad wyraz ostrożny w obchodzeniu się z Gabrielem. Jeżeli dobrze zrozumiałem, był on nieprzytomny przez 24 godziny. Trochę mnie to zaskoczyło. Jednak ocenianie upływu czasu bez wschodów i zachodów słońca jest niemożliwe. Odwróciłem się od Ekranu i zacząłem ćwiczyć walkę wręcz. Jakoś trzeba zabić czas...
środa, 22 lutego 2012
Trening Cz.2
Markus czekał nad potokiem, zdecydował, że w końcu nadeszła pora by pokazać Gabrielowi jak wygląda dojście do limitu many. Oczywiście pod kontrolą mistrza nic mu nie groziło, ale ważne jest by wiedział jak zachowuje się ciało gdy pchnięte do granic wytrzymałości. To tak jak z urżnięciem się, trzeba raz spróbować, żeby wiedzieć kiedy powiedzieć sobie dość.
-No mój chłopcze, zobaczymy jak tam twoje postępy.
-Test mistrzu?
-Uhm. Spróbuj podnieść jak największą ilość wody ze strumienia.
Gabriel oblizał wargi.
-To może zacznę powoli.
Markus uśmiechnął się do siebie. Dobrze, że chłopak jest ostrożny. Magia jest niebezpieczna i należy traktować ją z szacunkiem. Ludzie dziwią się, dlaczego większość magów jest spokojna i nie daje się wyprowadzić z równowagi. Proste. Większość narwańców umiera młodo. Najczęściej efekt źle rzuconego zaklęcia. Co prawda magowie bojowi używają prostych zaklęć i nie bardzo jest miejsce na pomyłkę, ale Markus widział maga taktycznego, któremu nie wyszło zaklęcie. To znaczy widział, mężczyzna znajdował się na przestrzeni 20 metrów w drobnych kawałkach. Tak więc lepiej wbić chłopakowi ostrożność na wstępie, dla jego szeroko rozumianego dobra.
Gdy Markus ocknął się z zadumy Gabriel unosił już spory kawałek strumienia. Na oko około 80 kilogramów wody. Chłopak pocił się obficie i ciężko oddychał. Nie był to wielki ciężar i męczył się głównie dlatego, że słabo jeszcze kontrolował mane.
Gabriel uniósł kolejny 10 kilogramowy kawałek wody, przy czym ręka wyciągnięta dla lepszej wizualizacji, zaczęła mu drżeć.
-Mistrzu- powiedział słabym głosem- więcej już nie dam rady.
-No to zobaczmy ile tego masz- powiedział Markus celowo nie śpiesząc się.
Podszedł do ucznia i powoli patrzył na 90 kilogramów wody unoszących się około metra nad powierzchnią potoku. Podnieść taką ilość wody po zaledwie miesiącu nauki? A i to nie całym. Popatrzył na Gabriela. Wargi zaczynały mu sinieć. Już blisko.
-Ile jesteś jeszcze w stanie to utrzymać?- zapytał konwersacyjnym tonem
-N... Nie wiem- wydusił chłopak- Nie... długo.
Nagle woda zachwiała się i pod Gabrielem ugięły się nogi. Markus miał go właśnie złapać, gdy podniosła się woda w potoku. Cała.
Patrzyłem na test wytrzymałościowy dla magów. W sumie nawet zabawnie to wyglądało. Znaczy zabawnie dla osoby patrzącej z boku, bo dla Gabriela musiał być to niezły wysiłek. Przeciągnąłem się. Biorąc pod uwagę jak drży ręka w polu widzenia i jak obraz się zamazuje to długo już to nie potrwa. Nagle woda zawieszona w powietrzu zachwiała się. A ja poczułem coś dziwnego. Zadziałałem odruchowo, tak jak wtedy gdy widzi się, że coś spada. Poczułem się jakby przepłynął przezemnie prąd. Dotarły do mnie echa wrażenia wiatru na skórze, a także świadomość obecności dziwnej energii. Energii, która utrzymywała wodę w powietrzu. Ponownie, na zasadzie odruchu przesłałem więcej energii by nie pozwolić wodzie spaść. W efekcie woda w całym potoku uniosła się w górę. Poczułem ssanie gdzieś w okolicy żołądka. Wszystkie wrażenia zniknęły, a ja stałem oszołomiony. Nie rozumiałem co się stało, ale jednego byłem pewien, czułem teraz mane wewnątrz siebie i mogłem rzucać zaklęcia. I to wrażenie wiatru na skórze..... Znowu chce poczuć wiatr na skórze.
-No mój chłopcze, zobaczymy jak tam twoje postępy.
-Test mistrzu?
-Uhm. Spróbuj podnieść jak największą ilość wody ze strumienia.
Gabriel oblizał wargi.
-To może zacznę powoli.
Markus uśmiechnął się do siebie. Dobrze, że chłopak jest ostrożny. Magia jest niebezpieczna i należy traktować ją z szacunkiem. Ludzie dziwią się, dlaczego większość magów jest spokojna i nie daje się wyprowadzić z równowagi. Proste. Większość narwańców umiera młodo. Najczęściej efekt źle rzuconego zaklęcia. Co prawda magowie bojowi używają prostych zaklęć i nie bardzo jest miejsce na pomyłkę, ale Markus widział maga taktycznego, któremu nie wyszło zaklęcie. To znaczy widział, mężczyzna znajdował się na przestrzeni 20 metrów w drobnych kawałkach. Tak więc lepiej wbić chłopakowi ostrożność na wstępie, dla jego szeroko rozumianego dobra.
Gdy Markus ocknął się z zadumy Gabriel unosił już spory kawałek strumienia. Na oko około 80 kilogramów wody. Chłopak pocił się obficie i ciężko oddychał. Nie był to wielki ciężar i męczył się głównie dlatego, że słabo jeszcze kontrolował mane.
Gabriel uniósł kolejny 10 kilogramowy kawałek wody, przy czym ręka wyciągnięta dla lepszej wizualizacji, zaczęła mu drżeć.
-Mistrzu- powiedział słabym głosem- więcej już nie dam rady.
-No to zobaczmy ile tego masz- powiedział Markus celowo nie śpiesząc się.
Podszedł do ucznia i powoli patrzył na 90 kilogramów wody unoszących się około metra nad powierzchnią potoku. Podnieść taką ilość wody po zaledwie miesiącu nauki? A i to nie całym. Popatrzył na Gabriela. Wargi zaczynały mu sinieć. Już blisko.
-Ile jesteś jeszcze w stanie to utrzymać?- zapytał konwersacyjnym tonem
-N... Nie wiem- wydusił chłopak- Nie... długo.
Nagle woda zachwiała się i pod Gabrielem ugięły się nogi. Markus miał go właśnie złapać, gdy podniosła się woda w potoku. Cała.
Patrzyłem na test wytrzymałościowy dla magów. W sumie nawet zabawnie to wyglądało. Znaczy zabawnie dla osoby patrzącej z boku, bo dla Gabriela musiał być to niezły wysiłek. Przeciągnąłem się. Biorąc pod uwagę jak drży ręka w polu widzenia i jak obraz się zamazuje to długo już to nie potrwa. Nagle woda zawieszona w powietrzu zachwiała się. A ja poczułem coś dziwnego. Zadziałałem odruchowo, tak jak wtedy gdy widzi się, że coś spada. Poczułem się jakby przepłynął przezemnie prąd. Dotarły do mnie echa wrażenia wiatru na skórze, a także świadomość obecności dziwnej energii. Energii, która utrzymywała wodę w powietrzu. Ponownie, na zasadzie odruchu przesłałem więcej energii by nie pozwolić wodzie spaść. W efekcie woda w całym potoku uniosła się w górę. Poczułem ssanie gdzieś w okolicy żołądka. Wszystkie wrażenia zniknęły, a ja stałem oszołomiony. Nie rozumiałem co się stało, ale jednego byłem pewien, czułem teraz mane wewnątrz siebie i mogłem rzucać zaklęcia. I to wrażenie wiatru na skórze..... Znowu chce poczuć wiatr na skórze.
poniedziałek, 20 lutego 2012
Trening
Markus pokiwał z zadowoleniem głową. Chłopak łapał podstawy magii w dobrym tempie. Gdy przypomniał sobie niektórych uczniów w Academii. Rekord wynosił chyba tydzień tłumaczenia podstawowego zaklęcia ofensywnego.
Gabriel potrafił unosić już kilogramową kule wody w pionie oraz dowolnie przesuwać w poziomie, ruch ukośny sprawiał mu jeszcze problemy, ale Markus był ogólnie zadowolony z postępów ucznia w magii. Ale mag bojowy musi mieć także umiejętności walki w zwarciu, czyli zabawa z bronią i bez. Markus ocenił muskulaturę chłopaka już pierwszego dnia i wiedział, że pracą fizyczną to on się nie parał. Obawiał się, że mogą być problemy. Bezpodstawnie jak się okazało. Bazowe zdolności fizyczne miał porównywalne do wilkołaków. Co więcej, podstawy walki przełknął bez trudu. Urodzony wojownik można powiedzieć. Markus zaczął się zastanawiać, czy to tylko Gabriel jest tak utalentowany, czy odnosi się to do całej jego rasy.
Odłożył te rozważania na bok. Zbliżał się czas, żeby pchnąć chłopaka do granic jego wytrzymałości. Z doświadczenia wiedział, że lepiej to zrobić w warunkach kontrolowanych. Kilku obiecujących kandydatów zabiło się próbując odnaleźć własne granice samodzielnie.
Moja teoria sprawdziła się. Im więcej magii używał Gabriel, tym lepiej było ze mną i otaczającym mnie światem. Teraz miałem własne ciało. Ciut prześwitujące, ale i tak jest to znaczący postęp. Okolica była narazie bezbarwna, ale dało się już rozróżnić podłoże od nieba.
Patrzyłem właśnie w kierunku obrazu z oczu Gabriela. Ćwiczyli jakieś sztuki walki wręcz. Jako, że nie miałem nic innego do roboty, to też zacząłem powtarzać odpowiednie pozycje.
Właściwie byłem bardzo wdzięczny za te ćwiczenia. Jak człowiek przez miesiąc nie ma do kogo gęby otworzyć, ani co ze sobą zrobić to zaczyna mu odwalać. Złapałem się na tym, że zaczynam gadać do obrazu i odpowiadać na pytania Markusa. Mam tylko cichą nadzieję, że nie obudzę się któregoś dnia związany jak baleron w pokoju bez klamek. Chociaż może byłoby to lepsze niż ta samotność.
Gabriel potrafił unosić już kilogramową kule wody w pionie oraz dowolnie przesuwać w poziomie, ruch ukośny sprawiał mu jeszcze problemy, ale Markus był ogólnie zadowolony z postępów ucznia w magii. Ale mag bojowy musi mieć także umiejętności walki w zwarciu, czyli zabawa z bronią i bez. Markus ocenił muskulaturę chłopaka już pierwszego dnia i wiedział, że pracą fizyczną to on się nie parał. Obawiał się, że mogą być problemy. Bezpodstawnie jak się okazało. Bazowe zdolności fizyczne miał porównywalne do wilkołaków. Co więcej, podstawy walki przełknął bez trudu. Urodzony wojownik można powiedzieć. Markus zaczął się zastanawiać, czy to tylko Gabriel jest tak utalentowany, czy odnosi się to do całej jego rasy.
Odłożył te rozważania na bok. Zbliżał się czas, żeby pchnąć chłopaka do granic jego wytrzymałości. Z doświadczenia wiedział, że lepiej to zrobić w warunkach kontrolowanych. Kilku obiecujących kandydatów zabiło się próbując odnaleźć własne granice samodzielnie.
Moja teoria sprawdziła się. Im więcej magii używał Gabriel, tym lepiej było ze mną i otaczającym mnie światem. Teraz miałem własne ciało. Ciut prześwitujące, ale i tak jest to znaczący postęp. Okolica była narazie bezbarwna, ale dało się już rozróżnić podłoże od nieba.
Patrzyłem właśnie w kierunku obrazu z oczu Gabriela. Ćwiczyli jakieś sztuki walki wręcz. Jako, że nie miałem nic innego do roboty, to też zacząłem powtarzać odpowiednie pozycje.
Właściwie byłem bardzo wdzięczny za te ćwiczenia. Jak człowiek przez miesiąc nie ma do kogo gęby otworzyć, ani co ze sobą zrobić to zaczyna mu odwalać. Złapałem się na tym, że zaczynam gadać do obrazu i odpowiadać na pytania Markusa. Mam tylko cichą nadzieję, że nie obudzę się któregoś dnia związany jak baleron w pokoju bez klamek. Chociaż może byłoby to lepsze niż ta samotność.
niedziela, 12 lutego 2012
Spotkanie Cz.3
Markus opiekował się chłopakiem, którego dla wygody nazwał Gabriel, już od kilkunastu dni. Chociaż "opiekował się" może nie być odpowiednim słowem. Już w dniu, w którym się obudził zaczął pomagać w pracach domowych. Niezmiennie też zahaczał o coś głową. Trudno się temu dziwić, dom został zbudowany z myślą o Markusie i jego metrze siedemdziesiąt. Poczuł się znowu jak za starych dobrych czasów, kiedy to brał uczniów. Z ciekawości sprawdził, więc czy Gabriel wykaże jakiekolwiek zdolności związane z magią. Jego zdziwienie było niepomierne kiedy okazało się, że chłopak nie tylko ma predyspozycje do bycia magiem, ale przewyższa Markusa ilością many. W predyspozycjach do żywiołów też spotkała go miła niespodzianka. Gabriel dzielił jego talent do wody, ale poza tym posiadał także talent do powietrza. To co zaczęło się niewinnymi rozważaniami dla zabicia czasu, przeszły w poważne plany. A gdyby tak zrobić z niego maga bojowego? Markus miał wcześniej dwóch uczniów, obaj byli co najwyżej przeciętnymi magami. Gdyby tak wyszkolić kogoś tak naturalnie predysponowanego do magii. Taka wisienka na torcie życia Markusa. Ostatecznie przeważyła ciekawość. Jak też będzie wyglądać twarz Aureliusa, kiedy przyprowadzi ucznia mającego predyspozycje do klasy Wojennej? Nie mógł się już doczekać.
Wiecie jakie to uczucie obudzić się pewnego dnia z paskudnym bólem głowy i jedyna rzecz którą pamiętasz z poprzedniego dnia to kufel piwa? Taaa, ale już brak zdolności poruszania własnym ciałem nie jest aż tak częsty, co? Tak więc obudziłem się z łbem napieprzającym jak szwedzka grupa metalowa. Spróbowałem ruszyć ręką.... Kicha. Druga, to samo. O nogach nawet nie wspomnę. Otworzyłem oczy, no wreszcie coś działa. Ale chuj, ciemność widzę, a nie przypominam sobie chlania czegokolwiek co mogło by mnie wzroku pozbawić. Nagle jest światło, widzę!! Tylko czemu wygląda to jakbym patrzył na ekran monitora? Nagle obraz zmienia się. Tak jakbym rzeczywiście siedział przed PC-tem i grał w jakiegoś FPP. Ludzie, co jest? Znowu spróbowałem poruszać rączkami i nóżkami. Dupa, nie działa. Natomiast obrazek twardo się przesuwał. "Postać gracza" właśnie zabrała się do robienia śniadania. Nad paleniskiem? Co kurwa, cenę gazu aż tak podnieśli? Postawił kocioł na ogniu i poszedł umyć twarz. Wnioskuje ze względu na przybliżanie się do cebra z wodą. Pochylił się, i nabrał wody w dłonie. Miałem tylko chwile żeby zobaczyć odbicie w wodzie, ale wystarczyło. Tę mordę poznałbym wszędzie. W wodzie odbijał się nie kto inny jak tylko ja.
Po tygodniu jakoś przywykłem do niezwykłej sytuacji. Wylądowałem w jakimś baśniowym świecie zamknięty we własnym ciele. Bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie mogę też spać. W sumie nie wiem co gorsze. Nie mam nic do roboty. Wisze zawieszone w wielkim czarnym "Niczym" i jedyne co mogę robić to patrzeć oczami tego całego "Gabriela". A było na co patrzeć.
Wspomniałem że wylądowałem w baśniowym świecie? Więc moje ciało kierowane przez Gabriela przechodziło właśnie przez jakiś trening fizyczny, połączony z władaniem magią. A przynajmniej oni nazywają to magią, mnie w sumie też przypomina te cuda widziane w filmach i grach. I wszystko byłoby cacy, gdybym tylko mógł cokolwiek zrobić. A tak siedzę zamknięty w ciele jakiegoś buca. Tak buca. Bo inaczej jego inteligencji określić nie mogę. On nawet tych najprostszych zaklęć nie potrafi ogarnąć. Inaczej. On je ogarnia po jakichś 30-40 próbach, a przez ogarnianie mam na myśli część teoretyczną. Proszę.... Ten Markus naprawdę wykłada to wszystko łopatologicznie i nie wiem co jest trudnego w zrozumieniu. Dla porównania ja najpóźniej załapałem zaklęcie za trzecim razem. Części praktycznej nie komentuje, bo nie mam jak porównać.
Ale tak z innej beczki. Powoli wraca mi czucie w kończynach. Teraz nawet jak wystawie rękę przed twarz, to widzę ciemny kontur, na obrazie "zrzucanym" z oczu Gabriela. A im więcej magii używa, tym lepiej ze mną. Ba, nawet otaczająca mnie ciemność zaczyna przybierać jakieś kształty. To wszystko zaczyna wyglądać coraz bardziej obiecująco.
Wiecie jakie to uczucie obudzić się pewnego dnia z paskudnym bólem głowy i jedyna rzecz którą pamiętasz z poprzedniego dnia to kufel piwa? Taaa, ale już brak zdolności poruszania własnym ciałem nie jest aż tak częsty, co? Tak więc obudziłem się z łbem napieprzającym jak szwedzka grupa metalowa. Spróbowałem ruszyć ręką.... Kicha. Druga, to samo. O nogach nawet nie wspomnę. Otworzyłem oczy, no wreszcie coś działa. Ale chuj, ciemność widzę, a nie przypominam sobie chlania czegokolwiek co mogło by mnie wzroku pozbawić. Nagle jest światło, widzę!! Tylko czemu wygląda to jakbym patrzył na ekran monitora? Nagle obraz zmienia się. Tak jakbym rzeczywiście siedział przed PC-tem i grał w jakiegoś FPP. Ludzie, co jest? Znowu spróbowałem poruszać rączkami i nóżkami. Dupa, nie działa. Natomiast obrazek twardo się przesuwał. "Postać gracza" właśnie zabrała się do robienia śniadania. Nad paleniskiem? Co kurwa, cenę gazu aż tak podnieśli? Postawił kocioł na ogniu i poszedł umyć twarz. Wnioskuje ze względu na przybliżanie się do cebra z wodą. Pochylił się, i nabrał wody w dłonie. Miałem tylko chwile żeby zobaczyć odbicie w wodzie, ale wystarczyło. Tę mordę poznałbym wszędzie. W wodzie odbijał się nie kto inny jak tylko ja.
Po tygodniu jakoś przywykłem do niezwykłej sytuacji. Wylądowałem w jakimś baśniowym świecie zamknięty we własnym ciele. Bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Nie mogę też spać. W sumie nie wiem co gorsze. Nie mam nic do roboty. Wisze zawieszone w wielkim czarnym "Niczym" i jedyne co mogę robić to patrzeć oczami tego całego "Gabriela". A było na co patrzeć.
Wspomniałem że wylądowałem w baśniowym świecie? Więc moje ciało kierowane przez Gabriela przechodziło właśnie przez jakiś trening fizyczny, połączony z władaniem magią. A przynajmniej oni nazywają to magią, mnie w sumie też przypomina te cuda widziane w filmach i grach. I wszystko byłoby cacy, gdybym tylko mógł cokolwiek zrobić. A tak siedzę zamknięty w ciele jakiegoś buca. Tak buca. Bo inaczej jego inteligencji określić nie mogę. On nawet tych najprostszych zaklęć nie potrafi ogarnąć. Inaczej. On je ogarnia po jakichś 30-40 próbach, a przez ogarnianie mam na myśli część teoretyczną. Proszę.... Ten Markus naprawdę wykłada to wszystko łopatologicznie i nie wiem co jest trudnego w zrozumieniu. Dla porównania ja najpóźniej załapałem zaklęcie za trzecim razem. Części praktycznej nie komentuje, bo nie mam jak porównać.
Ale tak z innej beczki. Powoli wraca mi czucie w kończynach. Teraz nawet jak wystawie rękę przed twarz, to widzę ciemny kontur, na obrazie "zrzucanym" z oczu Gabriela. A im więcej magii używa, tym lepiej ze mną. Ba, nawet otaczająca mnie ciemność zaczyna przybierać jakieś kształty. To wszystko zaczyna wyglądać coraz bardziej obiecująco.
sobota, 11 lutego 2012
Prolog Cz.3
Załadowałem się do baru. Rozejrzałem uważnie i zobaczyłem człowieka, którego szukałem.
-Sebaachaaaaan!-zawołałem
Ciemnowłosy facet podniósł głowę z nad piwa i machnął mi na powitanie.
-Siema Eryk.-powiedział- Coś ty taki zadowolony?
-Zdałem kurwę!- powiedziałem z szerokim uśmiechem- I to na cztery kurwa.
Sebastian gwizdnął cicho.
-No to cały trzeci semestr masz zaliczony- powiedział z autentycznym podziwem.- A nikt ci nie wierzył jak mówiłeś, że dasz rade studiować fizykę.
-No- powiedziałem chełpliwie- I po mojemu to trzeba to oblać.
-Ano trzeba- potwierdził Sebastian- A że się zakładałem, że studia zmienisz, to piwo jest na mnie.
-Taki z ciebie kurwa przyjaciel?- powiedziałem lekko się drocząc- To przynajmniej jakieś przyzwoite kup.
-Tak, tak jaśnie panie- odpowiedział z uśmiechem.
Po chwili uśmiechało się do mnie pół litra zimnego piwa. Sama radość, zwłaszcza jak w perspektywie ma się dwa tygodnie ferii. Pociągnąłem łyk. Sama rozkosz.
-A jak tam u ciebie Sebuś?- spytałem po drugim łyku.
-Aaa, wiesz. Jednego egzaminu nie zaliczyłem, mam drugi termin w przyszłym tygodniu.- powiedział bez nerwów- Ot trzeba będzie zakuć.
Pokiwałem głową i pociągnąłem następny łyk.
-Tylko bez spiny, nie?- powiedziałem
-Ano- powiedział Sebastian podnosząc się- Idę w kibel.
-Ok- odpowiedziałem i sączyłem swoje piwo.
Zastanawiałem się co porobić przez ferie. W sumie przygotowywałem się mentalnie na drugie terminy i nie porobiłem planów na wyjazdy. Cóż, zawsze istnieje opcja "zapijanie dupy" i jeśli chodzi o moje osobiste preferencje, to bardzo mi to odpowiada.
Nagle przeskoczył mi przed oczami fioletowy wężyk. Hmm, aż tak mi dał w dupę egzamin? Po jednym piwie zaczyna mnie siekać? Nie może być. To może ten chujek mi coś dosypał do piwa? Mało prawdopodobne. Gość jest tak wyrozumiały dla narkotyków jak Polska prawica. Nagle do fioletowego wężyka dołączył niebieski. Znikąd pojawiła się czarna kulka i nagle wszystko pochłonęła ciemność.
Sebastian szybko wyskoczył z toalety słysząc przerażone krzyki. Dobiegały z okolic jego stolika. Dotarł na miejsce i patrzył osłupiały. Na podłodze znajdował się wypalony okrąg. Brakowało części kanapy i stołu. Z przestraszonych rozmów zrozumiał, że ktoś tam siedział. Popatrzył ze złudną nadzieją po gapiach. Niestety Eryka nigdzie widać nie było.
-Sebaachaaaaan!-zawołałem
Ciemnowłosy facet podniósł głowę z nad piwa i machnął mi na powitanie.
-Siema Eryk.-powiedział- Coś ty taki zadowolony?
-Zdałem kurwę!- powiedziałem z szerokim uśmiechem- I to na cztery kurwa.
Sebastian gwizdnął cicho.
-No to cały trzeci semestr masz zaliczony- powiedział z autentycznym podziwem.- A nikt ci nie wierzył jak mówiłeś, że dasz rade studiować fizykę.
-No- powiedziałem chełpliwie- I po mojemu to trzeba to oblać.
-Ano trzeba- potwierdził Sebastian- A że się zakładałem, że studia zmienisz, to piwo jest na mnie.
-Taki z ciebie kurwa przyjaciel?- powiedziałem lekko się drocząc- To przynajmniej jakieś przyzwoite kup.
-Tak, tak jaśnie panie- odpowiedział z uśmiechem.
Po chwili uśmiechało się do mnie pół litra zimnego piwa. Sama radość, zwłaszcza jak w perspektywie ma się dwa tygodnie ferii. Pociągnąłem łyk. Sama rozkosz.
-A jak tam u ciebie Sebuś?- spytałem po drugim łyku.
-Aaa, wiesz. Jednego egzaminu nie zaliczyłem, mam drugi termin w przyszłym tygodniu.- powiedział bez nerwów- Ot trzeba będzie zakuć.
Pokiwałem głową i pociągnąłem następny łyk.
-Tylko bez spiny, nie?- powiedziałem
-Ano- powiedział Sebastian podnosząc się- Idę w kibel.
-Ok- odpowiedziałem i sączyłem swoje piwo.
Zastanawiałem się co porobić przez ferie. W sumie przygotowywałem się mentalnie na drugie terminy i nie porobiłem planów na wyjazdy. Cóż, zawsze istnieje opcja "zapijanie dupy" i jeśli chodzi o moje osobiste preferencje, to bardzo mi to odpowiada.
Nagle przeskoczył mi przed oczami fioletowy wężyk. Hmm, aż tak mi dał w dupę egzamin? Po jednym piwie zaczyna mnie siekać? Nie może być. To może ten chujek mi coś dosypał do piwa? Mało prawdopodobne. Gość jest tak wyrozumiały dla narkotyków jak Polska prawica. Nagle do fioletowego wężyka dołączył niebieski. Znikąd pojawiła się czarna kulka i nagle wszystko pochłonęła ciemność.
Sebastian szybko wyskoczył z toalety słysząc przerażone krzyki. Dobiegały z okolic jego stolika. Dotarł na miejsce i patrzył osłupiały. Na podłodze znajdował się wypalony okrąg. Brakowało części kanapy i stołu. Z przestraszonych rozmów zrozumiał, że ktoś tam siedział. Popatrzył ze złudną nadzieją po gapiach. Niestety Eryka nigdzie widać nie było.
piątek, 10 lutego 2012
Spotkanie Cz.2
Markus krzątał się przy piecu. Rzucił okiem w kierunku nieprzytomnego młodzieńca. Niby nic mu nie było, żadnych ran ani obrażeń. Mimo tego przespał cały dzień i noc. Markus zaczął się nawet obawiać, że chłopak jest na coś chory. Fakt, temperaturę ciała miał taką samą jak Markus i nawet się nie pocił. Z drugiej strony jednak jaka była pewność, że przedstawiciele rasy tego chłopaka mieli normalnie taką samą temperaturę jak Fae? Dla wampira taka temperatura wskazywałaby skrajnie wysoką gorączkę, dla wilkołaka z kolei osłabienie. Markus był w swoim czasie magiem i niewiedza bardzo go irytowała, ale jedyna osoba, która mogła jego głód wiedzy w jakikolwiek zaspokoić leżała nieprzytomna. Dlatego użył starego dobrego sposobu. Poił chłopaka bulionem. Albo dojdzie do siebie, albo się przekręci. Trzeciej opcji nie było. Kiedy Markus właśnie kończył nalewać porcje bulionu, chłopak wydał oznaki budzenia się. Odłożył miskę na stół i czekał aż chłopak zupełnie się rozbudzi i zobaczy gdzie jest. Po chwili wodzenia wzrokiem po pomieszczeniu chłopak popatrzył na Markusa.
-Dzień dobry- powiedział przyjaźnie starszy mężczyzna- Nazywam się Markus. Jak ty masz na imię?
Chłopak popatrzył niepewnie. Markus westchnął w duchu. Czego oczekiwał, że chłopak rasy o której nawet nie słyszał będzie rozumiał co mówi? Taki stary, a dalej głupi.
-Markus- wskazał na siebie palcem. Następnie wskazał na chłopca i uśmiechnął się zachęcająco.
-Nie wiem- padła odpowiedź.
Markusa nie tyle zdziwiła treść zdania, które wypowiedział chłopak, a to że wypowiedział je w perfekcyjnym elfim. Coś zaczęło mu świtać i bardzo mu się to nie podobało.
-Pamiętasz cokolwiek?- Zapytał ze szczerą nadzieją, że pamięta cokolwiek. Nawet imię ulubionego psa, bo jeśli nie....
Chłopak zastanowił się chwilę. I pokręcił przecząco głową.
No pięknie, pomyślał Markus, po prostu cudownie. Chłopak nic nie pamięta i sobie nie przypomni. Nie po tym jak wywaliło go z jego własnego świata podczas przenikania sfer. Przynajmniej tyle, że magia, która odpowiada za wyczyszczenie wspomnień zostawia wzorce zachowania i znajomość języka w świecie docelowym. Obyczaj wymagał też, że osoba która taką "ofiarę" znajdzie, powinna się zaopiekować.
Spokojna starość, z dala od problemów wielkich miast, co Aureliusie? Pomyślał z cierpkim uśmiechem Markus. Cóż, wygląda na to, że o spokojnej starości mogę zapomnieć.
-Dzień dobry- powiedział przyjaźnie starszy mężczyzna- Nazywam się Markus. Jak ty masz na imię?
Chłopak popatrzył niepewnie. Markus westchnął w duchu. Czego oczekiwał, że chłopak rasy o której nawet nie słyszał będzie rozumiał co mówi? Taki stary, a dalej głupi.
-Markus- wskazał na siebie palcem. Następnie wskazał na chłopca i uśmiechnął się zachęcająco.
-Nie wiem- padła odpowiedź.
Markusa nie tyle zdziwiła treść zdania, które wypowiedział chłopak, a to że wypowiedział je w perfekcyjnym elfim. Coś zaczęło mu świtać i bardzo mu się to nie podobało.
-Pamiętasz cokolwiek?- Zapytał ze szczerą nadzieją, że pamięta cokolwiek. Nawet imię ulubionego psa, bo jeśli nie....
Chłopak zastanowił się chwilę. I pokręcił przecząco głową.
No pięknie, pomyślał Markus, po prostu cudownie. Chłopak nic nie pamięta i sobie nie przypomni. Nie po tym jak wywaliło go z jego własnego świata podczas przenikania sfer. Przynajmniej tyle, że magia, która odpowiada za wyczyszczenie wspomnień zostawia wzorce zachowania i znajomość języka w świecie docelowym. Obyczaj wymagał też, że osoba która taką "ofiarę" znajdzie, powinna się zaopiekować.
Spokojna starość, z dala od problemów wielkich miast, co Aureliusie? Pomyślał z cierpkim uśmiechem Markus. Cóż, wygląda na to, że o spokojnej starości mogę zapomnieć.
czwartek, 9 lutego 2012
Spotkanie
Siwowłosy Markus energicznie szedł przez las. Wracał okrężną drogą do domu. Dzisiejszy dzień mógł nazwać udanym. Upolował dwa niewielkie ptaki, nie żeby dla byłego maga było to wybitnie trudne zadanie. Cały trud polegał na wypatrzeniu małych cholerstw, wzrok miał już nie ten. Wyszedł na małą polankę i zatrzymał się. Na środku, w kręgu wypalonej trawy leżał młody mężczyzna. Nie poruszał się, ale na pewno żył jeszcze, jego klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. Ocenił leżącego wzrokiem. Niebywale wysoki. Markus sam należał do wysokich, ale jemu czubkiem głowy sięgałby podbródka.... Najwyżej. Popatrzył na uszy, myśląc, że może jest to potomek wilkołaków, ale były to zwykłe, nie owłosione uszy. Dziwnie nie spiczaste, ale jednak w granicach normy. Następnie przeniósł wzrok na ubranie. Zaciekawił go krój. Podszedł czujnie bliżej, by lepiej się przyjrzeć. Ubranie było niezwykłe, nigdy nie widział podobnego, a w swoim długim życiu widział naprawdę sporo. Nie znał materiału ani metody jaką były wykonane. Widział z powodu drobnych niedociągnięć, że nie jest to ubranie najwyższej klasy, ale nawet na standardy królewskie nie było to złe ubranie. Było to dziwne połączenie. Niesamowity materiał i wykonanie połączone z niedbałością. Markus był ciekawy tego kim był młodzieniec, a nawet gdyby nie był ciekawy to i tak kultura wymaga by pomóc potrzebującemu. Przebiegło mu tylko przez myśl, że będzie musiał złapać coś jeszcze, żeby wystarczyło dla dwóch osób.
środa, 8 lutego 2012
Prolog Cz.2
Wtoczyłem się do laboratorium. Po 3 kawach i litrowej butelce wody zacząłem w końcu przypominać żywego człowieka. Znaczy żywego, takiego który ma się właśnie przekręcić z powodu długotrwałej choroby, niemniej jednak żywego. Wszyscy w labolatorium ucichli. Trudno się im dziwić. Profesora Westa dziś nie ma, co oznacza, że ja jestem bogiem. A że bóg wygląda jak wygląda, to strategicznie lepiej siedzieć cicho i się modlić o zbawienie.
-Jak przygotowania do testu?- Zapytałem cicho.
-Jesteśmy gotowi na pański znak doktorze- odpowiedział Atkins, czy może Etkins? Mniejsza.
-No to zaczynajmy- powiedziałem matowym głosem. Wszyscy zajęli się pracą przy swoich stanowiskach, a ja statecznie skierowałem kroki do siedzenia obserwatora. Siorbnąłem z rozkoszą kawy. Jednak życie kierownika to jest to. Po drugim siorbnięciu Atkins popatrzył na mnie wyczekująco. Skinąłem głową i włączyłem przycisk ostrzeżenia o próbie badawczej. Po 10 sekundach na ekranie przede mną zaczęły pojawiać się wykresy i inne informacje o energii którą badaliśmy. Nasza wiedza o niej sprowadzała się jak narazię do nazwy "Czarna Energia". Dzisiejsze badanie wydawało się obiecujące, znaczy to że mieliśmy jakieś wyniki, w przeciwieństwie do badań prowadzonych przez ostatni miesiąc, kiedy to otrzymywaliśmy jedno wielkie magiczne nic. Cyfry zaczęły iść w górę. Entuzjastycznie siorbnąłem kawki i mało nie wyplułem jej tym samym ruchem. Wyniki strzeliły w górę, ostatnim razem kiedy coś takiego widziałem dwie osoby wylądowały w szpitalu z ciężkimi poparzeniami. Reszta zespołu również to zauważyła i zaczęli gwałtownie odcinać prąd od komory badawczej. Bezskutecznie. Reakcja stała się samowystarczalna. Kropelki potu zaczęły pojawiać się na moim czole. Uświadomiłem sobie, że jest źle. Za grubą taflą szkła pancernego zaczęły pojawiać się wężyki niebieskiej i fioletowej barwy. W środku pomieszczenia pojawiło się coś na kształt czarnej kulki.
-Panie doktorze- usłyszałem cieniutki głos koło siebie. Atkins.- Co robimy?
_Cóż...- powiedziałem głośno przełykając ślinę. Najlepiej było by chyba dać nogę, z drugiej jednak strony powinniśmy jakoś ogarnąć ten burdel. Kiedy miałem zamiar dokończyć zdanie, szyba zawibrowała. Wszyscy zwróciliśmy przestraszone spojrzenia w jej kierunku. Kulka rozrosła się i miała teraz średnice jakichś 50 centymetrów. Wężyki zaczęły ja ściśle oplatać i znikać wewnątrz. Nagle kulka zniknęła, a wszystkie urządzenia pomiarowe zamarły. W pomieszczeniu rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi. Popatrzyłem na koszule. W te kilkanaście sekund została kompletnie przepocona.
-Cóż- powtórzyłem- proponuje przerwę na wczesny lunch, a potem zajmiemy się analizą wyników dzisiejszego eksperymentu.
Odpowiedziało mi kolejne zbiorowe westchnienie ulgi. Popatrzyłem na pusty kubek po kawie.
-I niech ktoś mi zrobi kawę.
-Jak przygotowania do testu?- Zapytałem cicho.
-Jesteśmy gotowi na pański znak doktorze- odpowiedział Atkins, czy może Etkins? Mniejsza.
-No to zaczynajmy- powiedziałem matowym głosem. Wszyscy zajęli się pracą przy swoich stanowiskach, a ja statecznie skierowałem kroki do siedzenia obserwatora. Siorbnąłem z rozkoszą kawy. Jednak życie kierownika to jest to. Po drugim siorbnięciu Atkins popatrzył na mnie wyczekująco. Skinąłem głową i włączyłem przycisk ostrzeżenia o próbie badawczej. Po 10 sekundach na ekranie przede mną zaczęły pojawiać się wykresy i inne informacje o energii którą badaliśmy. Nasza wiedza o niej sprowadzała się jak narazię do nazwy "Czarna Energia". Dzisiejsze badanie wydawało się obiecujące, znaczy to że mieliśmy jakieś wyniki, w przeciwieństwie do badań prowadzonych przez ostatni miesiąc, kiedy to otrzymywaliśmy jedno wielkie magiczne nic. Cyfry zaczęły iść w górę. Entuzjastycznie siorbnąłem kawki i mało nie wyplułem jej tym samym ruchem. Wyniki strzeliły w górę, ostatnim razem kiedy coś takiego widziałem dwie osoby wylądowały w szpitalu z ciężkimi poparzeniami. Reszta zespołu również to zauważyła i zaczęli gwałtownie odcinać prąd od komory badawczej. Bezskutecznie. Reakcja stała się samowystarczalna. Kropelki potu zaczęły pojawiać się na moim czole. Uświadomiłem sobie, że jest źle. Za grubą taflą szkła pancernego zaczęły pojawiać się wężyki niebieskiej i fioletowej barwy. W środku pomieszczenia pojawiło się coś na kształt czarnej kulki.
-Panie doktorze- usłyszałem cieniutki głos koło siebie. Atkins.- Co robimy?
_Cóż...- powiedziałem głośno przełykając ślinę. Najlepiej było by chyba dać nogę, z drugiej jednak strony powinniśmy jakoś ogarnąć ten burdel. Kiedy miałem zamiar dokończyć zdanie, szyba zawibrowała. Wszyscy zwróciliśmy przestraszone spojrzenia w jej kierunku. Kulka rozrosła się i miała teraz średnice jakichś 50 centymetrów. Wężyki zaczęły ja ściśle oplatać i znikać wewnątrz. Nagle kulka zniknęła, a wszystkie urządzenia pomiarowe zamarły. W pomieszczeniu rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi. Popatrzyłem na koszule. W te kilkanaście sekund została kompletnie przepocona.
-Cóż- powtórzyłem- proponuje przerwę na wczesny lunch, a potem zajmiemy się analizą wyników dzisiejszego eksperymentu.
Odpowiedziało mi kolejne zbiorowe westchnienie ulgi. Popatrzyłem na pusty kubek po kawie.
-I niech ktoś mi zrobi kawę.
niedziela, 5 lutego 2012
Prolog
Usiadłem na łóżku i tępo patrzyłem na ścianę, czekając aż pokój przestanie wirować. Po raz nie wiem który obiecałem sobie, że więcej nie mieszam piwa, wódki i szampana. Postanowiłem zebrać się do roboty, ale mózg wysyłał rozpaczliwe sygnały, że o czymś zapomniałem. Popatrzyłem w dół -Aha -powiedziałem- Spodnie.
Zacząłem gorączkowo myśleć, gdzie też mogły podziać się spodnie.
-Spodnie.Spodnie.-Zamruczałem. W przebłysku inteligencji zanurkowałem pod łóżko.
-Spodni brak. -skwitowałem. Powróciłem do pozycji siedzącej. Gdzie też mogły się ukryć? Chwile pomyślałem. Jakie jest naturalne środowisko życia spodni?..... Szafa!! Podniosłem się i po mocno wychylającej się podłodze dotarłem z łupnięciem do szafy. Otworzyłem ją na oścież. Mało nie łamiąc sobie przy tym palców. Co za niewychowana szafa. Dobrze. Teraz patrzyłem w głębiny szafy. Niestety widziałem tylko koszule. Po chwili namysłu stwierdziłem, że koszule też można by założyć na tyłek. I tutaj znowu rozległ się brzęczyk alarmowy mózgu. Koszula ma jeszcze otwór na głowę. Znaczy, że będzie przewiew, a to źle. Ostatnim, tytanicznym wysiłkiem spojrzałem na dół szafy. Są!! Moje jedyne, ukochane spodnie. Klapnąłem sobie na podłodze i zacząłem żmudny proces zakładania spodni na tyłek. Po mniej więcej 5 minutach byłem gotowy na założenie koszuli. Po kolejnych 5 minutach, gdy koszula już jako tako leżała, mózg znowu się przypomniał. O czymś zapomniałem. Popatrzyłem na spodnie. Rozpiąłem. I stwierdziłem, że zapomniałem majtek. 10 minut po zauważeniu braków w garderobie, byłem gotowy zebrać się w drogę.
Popatrzyłem na kluczyki samochodowe. Potem oceniłem wychylenia świata wokół mnie. Odłożyłem je na stół. W tym stanie nie trafiłbym do stacyjki. Lepiej przejechać się komunikacją miejską. Tak więc wyruszyłem i po 2 krokach na klatce schodowej nastąpił zwrot o 180 stopni. Zapomniałem zamknąć drzwi. Chwile co prawda zajęło trafienie w dziurkę od klucza, ale w końcu się udało. W końcu byłem gotów wyruszyć do pracy w Instytucie Badań Alternatywnych Energii.
Zacząłem gorączkowo myśleć, gdzie też mogły podziać się spodnie.
-Spodnie.Spodnie.-Zamruczałem. W przebłysku inteligencji zanurkowałem pod łóżko.
-Spodni brak. -skwitowałem. Powróciłem do pozycji siedzącej. Gdzie też mogły się ukryć? Chwile pomyślałem. Jakie jest naturalne środowisko życia spodni?..... Szafa!! Podniosłem się i po mocno wychylającej się podłodze dotarłem z łupnięciem do szafy. Otworzyłem ją na oścież. Mało nie łamiąc sobie przy tym palców. Co za niewychowana szafa. Dobrze. Teraz patrzyłem w głębiny szafy. Niestety widziałem tylko koszule. Po chwili namysłu stwierdziłem, że koszule też można by założyć na tyłek. I tutaj znowu rozległ się brzęczyk alarmowy mózgu. Koszula ma jeszcze otwór na głowę. Znaczy, że będzie przewiew, a to źle. Ostatnim, tytanicznym wysiłkiem spojrzałem na dół szafy. Są!! Moje jedyne, ukochane spodnie. Klapnąłem sobie na podłodze i zacząłem żmudny proces zakładania spodni na tyłek. Po mniej więcej 5 minutach byłem gotowy na założenie koszuli. Po kolejnych 5 minutach, gdy koszula już jako tako leżała, mózg znowu się przypomniał. O czymś zapomniałem. Popatrzyłem na spodnie. Rozpiąłem. I stwierdziłem, że zapomniałem majtek. 10 minut po zauważeniu braków w garderobie, byłem gotowy zebrać się w drogę.
Popatrzyłem na kluczyki samochodowe. Potem oceniłem wychylenia świata wokół mnie. Odłożyłem je na stół. W tym stanie nie trafiłbym do stacyjki. Lepiej przejechać się komunikacją miejską. Tak więc wyruszyłem i po 2 krokach na klatce schodowej nastąpił zwrot o 180 stopni. Zapomniałem zamknąć drzwi. Chwile co prawda zajęło trafienie w dziurkę od klucza, ale w końcu się udało. W końcu byłem gotów wyruszyć do pracy w Instytucie Badań Alternatywnych Energii.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)