Gabriel pojawił się na oficjalnym ogłoszeniu zwycięzcy. Popatrzył po tłumie zebranych. Z łatwością zlokalizował Firemane, która górowała nad tłumem i rzucała się w oczy ze swoją grzywą ognistorudych włosów. Nie bardzo wiedział co zrobić, ale Slywia wybawiła go z kłopotu pokazując żeby podszedł. Gabriel uśmiechnął się niepewnie gdy podszedł, a Firemane przyjaźnie otoczyła go ramieniem. Pietia też się do niego uśmiechał, ale trochę smutno.
-Ładna walka.- powiedziała wesoło- Szkoda, że musiałeś odjechać na samym końcu.
-Przykro mi, że nie widziałem twoich walk- powiedział Gabriel.
-Nooo, Ta walka z Pietią to było coś- powiedziała, żywo-Jak długo go znam, to jeszcze tak nie walczył.
-Eee tam- machnął ręką wampir- I tak zawsze z tobą przegrywam.
-Przegrywasz, bo masz negatywne nastawienie- Odparowała Firemane
Val mruknął coś pod nosem i zostawił temat. Wtedy Gabriel zobaczył zbliżającego się z uśmieszkiem wyższości Juliusa Verse. Najpewniej chciał powywyższać się swoim zwycięstwem. Poczuł, że Firemane lekko sztywnieje, była zmęczona po walce z Pietią, ale zwycięstwo to zwycięstwo i musiałaby słuchać przechwałek szlachcica, bo duma nie pozwoliłaby jej odejść.
I wtedy Verse zobaczył Gabriela. Zbladł natychmiast i ruszył w przeciwnym kierunku.
Slywia zrelaksowała się i uśmiechnęła szeroko.
-Dzięki- powiedziała- Gdybym musiała słuchać przechwałek tego nadętego dupka, to chyba dałabym mu w pysk.
-Nie ma sprawy- odpowiedział z uśmiechem.
Dalszą rozmowę przerwało wejście Aureliusa na mównicę.
-Drodzy uczniowie.- zaczął, a jego głos za sprawą magii rozniósł się po całym polu- Mam przyjemność mianować dwójkę finalistów pełnoprawnymi magami. Proszę podejdźcie, Juliusie Verse, Slywio Firemane.
-No dalej- powiedział Val delikatnie klepiąc ją w plecy- Idź.
Firemane ruszyła. Z początku sztywno, potem już swobodniej.
Aurelius z uśmiechem uścisnął dłoń najpierw Versa, potem Firemane. Następnie wręczył im w tej kolejności srebrne pierścienie z małymi niebieskimi diamentami. Każdy uznany mag bojowy miał taki, z wygrawerowanym własnym imieniem.
Oboje zadowoleni z siebie stanęli na podwyższeniu po prawej i za Aureliusem. Wszyscy obecni uczniowie bili im brawo.
Stary czarodziej uniósł ręce prosząc o cisze.
-Tradycyjnie przeszlibyśmy teraz do prób- powiedział- Ale w tym roku jeden z uczniów zadziwił nas wszystkich swoimi umiejętnościami. Dlatego rada jednomyślnie postanowiła dać temu uczniowi honorowe nadanie na maga bojowego. Gabrielu pozwól tutaj.
Chłopak zamarł nie dowierzając własnym uszom. Czyli jednak Markus miał racje. Otrzymał honorowe nadanie. Z tego stanu wyrwało go lekkie klepanie w ramię.
-Gratuluje- powiedział Val z uśmiechem i był to uśmiech całkowicie szczery.- zasłużyłeś sobie na to.
Gabriel uśmiechnął się, życzył Pietii powodzenia w testach i ruszył w stronę podwyższenia.
Stanął przed Aureliusem z szerokim uśmiechem.
-Kaptur- powiedział starszy mag.- musisz go zdjąć. Wymaga tego powaga sytuacji.
Chłopak wzruszył ramionami. Teraz było mu już wszystko jedno jak inni zareagują na jego wygląd. Przywykł do przebywania z ludźmi i nie obawiał się już tak ich opinii. Swobodnie odrzucił kaptur i wyprostował się do pełnych dwóch metrów.
Powoli rozeszła się fala szeptów, ale poza tym nie było żadnych gwałtownych reakcji. Gabriel rzucił okiem w stronę Firemane, ale ta tylko dalej się uśmiechała. Kompletnie zrelaksowany odebrał swój pierścień i stanął koło niej. Zauważył, że Verse zacisnął lekko wargi, ale poza tym nie pokazał żadnej reakcji. Gdy Gabriel stanął twarzą w stronę pozostałych uczniów uniosły się brawa.
Aurelius klasnął po chwili w dłonie i ponownie poprosił o cisze.
- Teraz proszę powróćcie na arenę. Tam odbędą się testy. A was- powiedział do trójki świeżo upieczonych magów- zapraszam za mną.
Zaprowadził ich do loży w której przebywali członkowie rady. Znajdowały się w niej wygodne fotele i duży stół na którym znajdowała się bogato zdobiona złotem skrzynia. Oczywiście widok na arenę był doskonały.
- A teraz każde z was otrzyma podarunek- powiedział poważnie Aurelius- Macie to także utrzymać w tajemnicy, gdyż dary te przysługują tylko finałowej parze i osobie, która została honorowo nadana na maga.
Potoczył po nich uważnym spojrzeniem, a oni kiwnęli tylko głowami.
-Dobrze- powiedział głaszcząc wieko skrzyni- teraz będziecie podchodzić po kolei. Wymówicie swoje imię i odbierzcie swoje nagrody.
Pierwszy ruszył Verse. Po wymówieniu imienia i nazwiska skrzynia sama się otworzyła. Szlachcic wyciągnął z niej piękny rapier z niesamowicie jasnym ostrzem. Następnie podeszła Firemane. W skrzyni znalazła czerwone rękawice zrobione ze skóry jakiegoś gada. Iskrzyły się delikatnie przy każdym ruchu. Ostatni podszedł Gabriel. Wymówił swoje imię i nic się nie stało. Spróbował więc ponownie i znowu nic się nie stało.
Czerwieniejąc ze wstydu i słysząc tłumiony śmiech Versa popatrzył na mistrza. Ten podrapał się w głowę najwyraźniej nie rozumiejąc co się dzieję.
-Może spróbuj ryknąć?- spróbował Aurelius
-Eeee, ryknąć?- powiedział ogłupiały Gabriel. I wtedy wieko skrzyni odskoczyło.
Wszyscy popatrzyli na przedmiot a następnie na mistrza.
-Najwyraźniej zareagowała z opóźnieniem- powiedział spokojnie- Nadanie honorowe jest rzadkie.
Młodzi magowie kiwnęli głowami i Gabriel sięgnął do skrzyni i wyciągnął czarny pierścień. Chłopak popatrzył niepewnie po zebranych. Verse patrzył na niego z jawną kpiną w oczach, Firemane lekko zmartwiona, a Aurelius patrzył na pierścień i wyglądał jakby się zastanawiał.
-No to załóż go- powiedział mistrz
Gabriel zaczął po kolei przymierzać pierścień na palce. Okazało się, że idealnie pasuje na środkowy palec prawej ręki. Zacisnął kilkukrotnie dłoń na próbę, ale miał uczucie jakby nic nie znajdowało się na ręce.
I nagle pierścień i bransoleta, którą Gabriel kupił lata temu na Festiwalu rozbłysnęły szkarłatnym światłem.
Leżałem na plecach. Nie do końca wiedziałem kiedy się przewróciłem, ale teraz leżałem. Było mi dobrze. Nie żeby zaraz wygodnie. Po prostu coś chłodziło mi obolałą łepetynę i byłem za to wdzięczny.
Kiedy w końcu poczułem, że widzę wyraźnie usiadłem i przez dłuższą chwile tak pozostałem. Podłoże było zimne i białe. Aha, czyli podczas ataku wściekłości musiałem stworzyć śnieg. Hmm przynajmniej podziałał jako środek przeciwbólowy. Powoli wstałem i dalej patrzyłem pod nogi. Kiedy wirowanie w końcu ustało rozejrzałem się wokół.
-Oooo kurwa- jęknąłem- Kuuurwa...
Obróciłem się wokół własnej osi z szeroko otwartymi oczami i szczęką szorującą po podłożu. Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem.
Kojarzycie te stare filmy z Supermanem? Te w których młody Clark wyrusza na biegun, rzuca kryształ w lód i wyrasta zamek? Efekt zapiera dech w piersiach tak samo jak to co ja zrobiłem podczas ataku furii.
Nie, nie zrobiłem sobie lodowego zamku. Co ja Królowa Śniegu?
Zamiast tego stworzyłem lodowiec. Zajebiście duży lodowiec. Ale nie taki jak w Arktyce czy Antarktyce. To był lodowiec w górach... Wspomniałem, że do wczoraj moja kraina była płaska jeśli nie liczyć drzew, krzewów i strumyków? No a teraz miałem pasmo górskie. I to bynajmniej nie rozmiarów Sudetów czy Tatr. Coś jak Alpy? No trochę większe może? Sam nie wiem. Ale sporo większe niż góry Polskie, wiem bo w nich piłem... To znaczy chodziłem po nich.
Ogólnie podziwiałem swoją kreatywność. Stworzyć coś takiego podczas takiego zamętu myślowego jak wczoraj? A do tej pory największe co stworzyłem to był leżak? Po raz kolejny uświadamiam sobie, że jednak jestem geniuszem.
Jest tylko jeden problem... Nie wiem jak zejść na dół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz