Translate

wtorek, 17 kwietnia 2012

Magia Wiatru

Dzień po zakończeniu testu Markus powracał do swojego domostwa. Sam. Gabriel, chociaż mocno temu pomysłowi niechętny, został z Aureliusem. Chciał nauczyć się magii wiatru, ale nie kosztem pozostawienia starego maga. Dla chłopaka bez wspomnień pełnił on role matki, ojca i nauczyciela w jednym. Stał przed wieżą portali ze łzami w oczach.
-No już, już chłopcze- powiedział Markus zakłopotany- Nie wypada żeby taki duży chłop płakał jak dziecko.
-Ale mistrzu- powiedział Gabriel łamiącym się głosem.
-No już już- powiedział klepiąc chłopaka dobrotliwie po policzku- Przecież nie umieram, a jak się odrobinę wprawisz i zdobędziesz trochę doświadczenia w polu to możesz mnie odwiedzić. Poopowiadać o swoich przygodach.
Chłopak kiwnął tylko głową, nie ufając swojemu głosowi.
-No to ruszam- powiedział Markus- Ucz się pilnie i bądź zdrów mój chłopcze.
Gabriel znowu tylko kiwnął i patrzył jak jego mistrz wkracza w portal wiodący do domu. Łzy ciekły swobodnie po jego policzkach. Po chwili poczuł delikatne dotknięcie na ramieniu. Odwrócił się w kierunku Aureliusa.
-No chodźmy chłopcze- powiedział mag- pora pouczyć cię trochę o magii wiatru. Dziś tylko krótka powtórka z tego co już umiesz, a od jutra zaczynamy na poważnie. Dobrze?
Gabriel skinął głową. Łzy przestały już płynąć. Teraz musiał się skupić. Nie mógł zawieść oczekiwań Markusa. Sprawi, że mistrz będzie z niego dumny.



Odwiedziny w wieży teleportów były bardzo ciekawym doświadczeniem. A przynajmniej dały mi wymówkę do zamknięcia jadaczki Grzesia. Nie wiedziałem, że zna aż tyle ciekawych epitetów. Czy może raczej JA znałem? Mało ważne w tej chwili. To co było naprawdę istotne, to fakt, że udało mi się zlokalizować błąd w formule którą przepisywałem. Jedna cholerna kreska w nie tym miejscu co trzeba. Zastanawiałem się czy zająć się poprawieniem stanu Grzesia, czy może posłuchać czym się zajmie Aurelius. Kiedy usłyszałem, jak ma wyglądać pierwszy dzień nauki rzuciłem się do pracy nad teorią teleportu.
Już po jakichś piętnastu minutach miałem działający teleport. To co dostawało się w bramkę "A" wydostawało się bramką "B", bez jakichkolwiek zmian. A skoro transport miałem już opracowany, to trzeba było przejść do tego jak zamienić Grzesiowy tyłek z głową. Sytuacja zaiste dupiana.
Zacząłem eksperymentować ze zmienianiem różnych run. Ostatecznie wyłapanie jaka konfiguracja bezpiecznie sprowadzi Grzesia do stanu pierwotnego zajęło mi prawie dwadzieścia godzin. Poszłoby szybciej, gdyby co dziesięć minut nie wyskakiwał z pytaniem "Skończyłeś już?". W końcu za dwudziestym czy trzydziestym razem zamroziłem go w pizdu i miałem spokój.
Po operacji do której trzeba go było skłonić solidnym kopem w d.... w głowę. Chodził szczęśliwy jak po podaniu trzech kilogramów czekolady.... Dożylnie!!
Ja natomiast mogłem się zrelaksować. Tak z pół godzinki, bo Gabriel wstał i zebrał się za właściwy trening z Aureliusem. A tego przegapić nie mogłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz