Translate

piątek, 2 marca 2012

Trening Cz.5

Od festiwalu minęło już pół roku. Natura ponownie budziła się do życia po zimie. I sielskość całego krajobrazu zaburzały tylko dwie osoby. Magowie w środku pojedynku. Czy raczej treningu, bo wyraźnie nie próbowali zrobić sobie krzywdy. Przemieszczali się szybko po polanie. To znaczy młodszy się przemieszczał, bo starszy bez wysiłku odbijał wszystkie ataki i od niechcenia wyprowadzał własne. W końcu osłony młodszego zawiodły i zarobił strzał w kolano.
-Dobrze, dość na dzisiaj- powiedział Markus.
Z ziemi doszedł go jęk aprobaty. Sparringi z Gabrielem przeprowadzał od tygodnia i był bardzo zadowolony, że udało mu się do tego dojść w ciągu zaledwie roku od rozpoczęcia treningu.
-No to teraz pora na walkę na miecze- powiedział wesoło Markus
Kolejny jęk z poziomu gruntu. Tu młody też dostawał wciry, chociaż trzeba przyznać, że Gabriel zarobił już kilka trafień na Markusie. Jeszcze pół roku i to starszy mężczyzna będzie jęczeć na myśl o sparringach. I nie mógł się wykręcać swoim wiekiem. Gabriel po prostu był lepszy w walce. Szczupły, szybki i z dużym zasięgiem ramion, który zwiększał się dodatkowo w przypadku używania broni.
Chłopak podniósł się z ziemi i przyjął postawę wyjściową. Jeszcze jakieś trzy lata, pomyślał Markus. Trzy lata i wyśle go na egzamin. Co prawda normalnie nie rozważa się tego dopóki uczeń nie spędzi na nauce co najmniej cztery i pół roku, ale było jasne, że Gabriel po prostu nie potrzebuje aż tyle czasu. Chłopak po prostu był geniuszem.



Kolejne pół roku śmignęło szybciej niż wydawało się to możliwe. Albo przyzwyczajałem się do mojego małego świata, albo po prostu rutyna treningu tak na mnie wpływała. Bo tak całkiem serio, trening ma to do siebie, że długo, długo nic się nie dzieje. A to, że wypisują wam w książkach fantasy, że można przejść drogę od zera do bohatera w rok, to jeden wielki bullshit. I przyznam się tu szczerze. Ja, Eryk, nie jestem bohaterem. Bo tak na logikę. Znacie jakiegoś bohatera, który siedzi 24/7 zamknięty w jakimś odizolowanym świecie i gada z drewnianą lalką? No może w filmach o ludziach chorych psychicznie.
No, ale, ale. Nie o tym chciałem gadać. Wszyscy zapewne są ciekawi (bo Grześ był) jak mi poszło rozgryzanie tajemnicy tego kryształu. No więc powiem wprost, że poszło jak krew z nosa. Bo widzicie, ja nie mam fizycznego ciała, którym to mógłbym badać ten kryształ. Dlatego najpierw zacząłem dopracowywać widzenie many. Miesiąc zajęło mi dopracowanie tego tak, żeby widzieć coś bardziej szczegółowego niż tylko kolorek wokół kryształu. Nie zrozumcie mnie źle. To naprawdę wygląda bardzo fajnie. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie te oczojebne wypryski nie wpływały pozytywnie na zbadanie struktury wewnętrznej.
Po trzech miesiącach potrafiłem już skupić się na mniejszych częściach kryształu. I tutaj wyszedł pierwszy problem. Co ja tu mam dokładnie badać, ja jestem fizykiem do cholery, działam na liczbach, wektorach itd. Badanie struktury kryształu to zadanie dla geologa. Błyskotliwe nie? Wpaść na tak elementarny problem jak już się spędziło kwartał na przygotowaniach. No ale kij. Pomyślałem sobie tak. Skoro wiem jak wygląda kryształ kiedy nikt do niego many nie wpycha, to może zobaczę jak to wygląda, gdy ktoś to robi. Szczęśliwie Markus używał go codziennie by ułatwić Gabrielowi ćwiczenia w kontroli większych ilości wody. Rozpracowywanie zajęło mi kolejny miesiąc i nie będę tu nikogo katował technicznymi pierdołami, bo znowu wyjdzie, że żale się jak na początku.
Podsumowując, wiem jak kryształ pobiera mane. ALE. Nie mam pojęcia jak skopiować tę procedurę. Inaczej. Wiem jak wyciągnąć mane z kryształu i wiem jak ją wpakować. Nie wiem natomiast jak kryształ to robi, że nawet po kompletnym wyciśnięciu many, sam zaczyna ją znowu zbierać z otoczenia. Bo, uwaga, nie zauważyłem, żeby wyciągał z otoczenia mane. A gwarantuje, że mój wzrok widzi coś takiego bardzo szczegółowo. Byłem całą sytuacją mocno poirytowany, dlatego łupnąłem w drzewo, a że już podświadomie pokrywam w takich przypadkach łapę wodą.... No tym razem wywaliłem dziurę na wylot.
Mocno zniechęciłem się do dalszych badań nad kryształem. Humorek trochę mi poprawiły zaklęci używające lód, które Markus zaprezentował w zimie. Mają dużo większą moc destrukcyjną niż inne zaklęcia utylizujące wodę, ale wymagają też więcej many, jeśli pod ręką nie ma śniegu lub lodu. Sprawdziłem jak męczące jest zamrażanie wody. Miał racje, bardzo męczące. Ale taki magiczny lód jest twardy... Cholernie twardy. Podejrzewam, że takim materiałem dałoby się nawet zablokować stalowe ostrze.
Znalazłem więc, kolejną rzecz, którą mogę się zająć podczas niekończącej się nudy. Chociaż tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz