Gabriel oparł się o ścianę i miał nadzieję, że pozostali uczniowie dadzą mu święty spokój. Nawet powoli zaczynał w to wierzyć, ponieważ para która go odkryła trzymała dystans. Niestety jego nadzieje szybko ukróciło przybycie wyzywająco (jak na ucznia) ubranego młodzieńca.
Podszedł do Gabriela i popatrzył na niego z góry. Wyczyn doprawdy niesamowity, zważywszy na to, że był dobre czterdzieści centymetrów niższy. Wywołał na twarzy uśmiech typu "robię ci łaskę zwracając na ciebie uwagę" i przemówił.
-Więc to ty jesteś uczniem "sławnego" mistrza Markusa.- bardziej stwierdził niż zapytał, ale Gabriel i tak kiwnął głową. Uśmiech na twarzy nieznajomego zmienił się na wzgardliwy. Tymczasem prawie niezauważalnie przyczłapał jeszcze jeden uczeń. Zapewne "przydupas" zapatrzonego w siebie pięknisia.
-Hm- chrząknął- czy tam na prowincji nie nauczono cię jak się zachowywać w obecności szlachty? No ale znając zwyczaje twojego mistrza zapewne nawet nie wiesz z kim rozmawiasz.
Gabriel lekko zmarszczył brew. Nie podobał mu się kierunek w którym zmierzała konwersacja. Rozpoznał typ z którym miał do czynienia. Markus nazywał ich "zapatrzonymi w siebie, nadętymi dupkami". Z opisów mistrza wiedział również, że powinien szybko skończyć konwersacje i trzymać się jak najdalej, a jeśli nie jest to możliwe, to nie dać się wytrącić z równowagi i dać im się wygadać do woli.
-Dla twojej informacji prowincjuszu- kontynuował szlachcic- Jestem Julius Verse. Trzeci syn szlachetnego i starożytnego rodu Verse.
Zdanie zakończył tak jakby oczekiwał na oklaski.
-Uhm- w końcu zdecydował się odpowiedzieć Gabriel- Miło mi w takim razie poznać Juliusie Verse.
Powiedziawszy to Gabriel skłonił lekko głowę. Miał nadzieję, że wystarczy to by Verse dał mu spokój. Niestety nie wystarczyło. Verse skwitował ukłon teatralnym westchnieniem.
-Ach, wy prowincjusze zaiste nie znacie zasad dobrego wychowania. Nie wiesz mój zaściankowy przyjacielu, że ukłon należy wykonać z odkrytą głową?
Gabriel poczuł się trochę nieswojo. Gdyby był przeciętnym przedstawicielem, którejś z ras tego świata, to przełknąłby próbę upokorzenia i po prostu ukłonił się ponownie. Ale ostatnią rzeczą jakiej chciał, było przyciąganie jeszcze większej uwagi tuż przed testem. Zaczął więc główkować jak wyjść z kłopotliwej sytuacji. Szczęśliwie z odsieczą przybyła rudowłosa wilkołak.
-Verse, daj chłopakowi spokój.- powiedziała poirytowanym głosem- Dalsze dręczenie prowincjusza byłoby poniżej honoru szlachcica.
-Firemane ma racje- poparł ją cicho wampir.
Verse skrzywił się lekko.
-Skoro tak twierdzicie, pani Firemane, panie Val- ukłonił się im lekko, odwrócił się następnie do Gabriela- A co do ciebie, to kiedyś zmuszę cię do zdjęcia przede mną kaptura.
-To niech lepiej ktoś ci krzesło podstawi- powiedział rozbawiony głos zza pleców Versa. Kilka osób parsknęło śmiechem.
-Kto to powiedział!?- zawołał wściekły Verse- No kto!?
Najwyraźniej miał kompleks dotyczący własnego wzrostu. Wściekły oddalił się od Gabriela w poszukiwaniu żartownisia. "Przydupas" ruszył za nim cicho jak cień.
Tym razem do Gabriela podeszli Firemane i Val.
-Dziękuje za pomoc- powiedział Gabriel.
- Nie ma o czym mówić.- odpowiedział wampir. Wilkołak tylko parsknęła.
-Nazywam się Pietia Val, a to czarowna dama to Slywia Firemane.
-Gabriel.
Firemane patrzyła na niego pytająco.
-Czym jestem?- zgadł
-Cóż, nie da się ukryć, że pachniesz... "inaczej"- powiedział Val.
-Taaaak- powiedział Gabriel- Z chęcią zaspokoiłbym waszą ciekawość, ale niestety nie wiem. Według mistrza Markusa zostałem przypadkowo wyrzucony z własnego planu rzeczywistości.
Oboje skrzywili się na tę informacje.
-To.... wielce niefortunne- powiedział powoli Pietia- Moje wyrazy współczucia. Musisz tęsknić za bliskimi.
-Dziękuje- odpowiedział Gabriel- ale kolejną przypadłością takiego przerzutu jest amnezja...
-Utrata pamięci- wyjaśnił widząc ich nierozumiejące spojrzenia.
Firemane skrzywiła się.
- Kurwa- podsumowała.
Dalszą konwersacje przerwało nawoływanie do obejrzenia pierwszej walki testu.
-Zechcesz oglądać z nami?- zapytał Pietia
-Z chęcią- odpowiedział Gabriel, zadowolony, że kłopotliwa sytuacja zakończyła się tak pozytywnie.
Sytuacja w jakiej znalazł się Gabriel przyciągnęła moją uwagę. Jakiś nadęty chuj próbował z nim zacząć. Wiecie, dużo mogę znieść, ale takich kutasów bardzo nie lubię. Szczęśliwie napatoczyli się jacyś przyzwoici ludzie i wyprostowali sytuację. Ale naprawdę... znacie mnie, nie mogłem kutasińskiemu odpuścić. Skupiłem się i stworzyłem magiczną projekcję własnego głosu kilka metrów za plecami tego całego Versa. I zakładając, że ma te kompleksy o których myślę, że je ma, to powinno być zabawnie.
-To niech lepiej ktoś ci krzesło podstawi- powiedziałem i patrzyłem jak jego złośliwe ślepka wypełnia furia, a wymuskaną buźkę krew zalewa.
Wyrąbaliśmy z Grzesiem ze śmiechu. No kurwa było warto. Rechotaliśmy jak potłuczeni dopóki nie uspokoił nas sygnał na rozpoczęcie pierwszej walki. Stworzyłem nam dwa leżaki i wyciągnęliśmy się pooglądać, a w moim przypadku także podwinąć kilka nowych zaklęć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz