Gabriel obudził się z uporczywym łupaniem w głowie. Chwile zajęło mu przypomnienie sobie przebiegu pojedynku. Gdy doszedł do ostatniego wspomnienia przyczyna bólu głowy stała się jasna.
Usiadł na łóżku i rozejrzał się. W pokoju nikogo nie było, ale na stoliku koło łóżka leżało lekkie śniadanie. Gdy był w środku posiłku wszedł Markus.
-Jak się czujesz chłopcze?- zapytał od progu.
Gabriel przełknął i odpowiedział że dobrze zapytał także jak długo był nieprzytomny.
-Niedługo- odpowiedział Markus- Wczoraj po twoim omdleniu uznano Versa za zwycięzce. W finale walczył z młodą Firemane i wygrał.
-To kiedy są te dalsze testy- zapytał Gabriel
-Jutro- odparł mistrz- Ale ciebie to akurat nie dotyczy. Nie po takiej walce.
-Jakiej walce?- zapytał zmieszany chłopak
-Noo, po tym jak wysłał cię na ogrodzenie. Pamiętasz?- zapytał Markus
Gabriel pokręcił przecząco głową.
-W sumie to dość solidnie dostałeś w głowę- powiedział Markus i opowiedział chłopakowi jak dalej potoczyła się jego walka.
-No to już cię nie męczę- powiedział mistrz po skończeniu historii- Honorowe nadanie powinni ogłosić jutro przed próbami. Jestem praktycznie pewien, że je otrzymasz.
Po jego wyjściu Gabriel długo siedział i myślał. Co się właściwie stało. Wiedział doskonale, że nie opanował magii tak dobrze jak to opisywał Markus... A jednak jakimś cudem udało mu się dokonać tych czynów, tyle że nic nie pamiętał. Poczuł się znowu tak jak wtedy gdy znalazł go stary mag. Czarna dziura w pamięci. Tego Gabriel się bał... Bardzo się bał.
Wszystko mnie bolało. Przez mgłę bólu patrzyłem jak moje ciało znowu samo się porusza. A to ja miałem znowu być u steru!! Kurwa!! Żebym tak chociaż dostał tyle czasu, żeby piwo wypić. Ale nie. Pana zapraszamy jak jest problem, a potem wypierdalaj bo już cię nie potrzebujemy! Ale się przeliczyli skurwysyny. Teraz wiem, że mogę odzyskać kontrole nad ciałem. Wiem na pewno. Jedyne co muszę teraz dopracować to czas tej kontroli.
Wiedziałem, że sam tylko się nakręcam, ale furia była jedyną rzeczą, która utrzymywała mnie przytomnym. Bez tego nieludzkiego wkurwu leżałbym teraz jak kupa szmat. A tymczasem wstawałem. Wstawałem w akompaniamencie huków i trzasków. Założyłem, że to ból zapewnił mi te wrażenia dźwiękowe. Dopiero później zauważyłem, że się myliłem, ale teraz mniejsza z tym. Teraz tylko ślepa furia. I krzyk. Ochrypły. Długi. Bolesny.
Nie macie pojęcia co to znaczy być odciętym od świata, a potem nagle odzyskać na krótką chwile to połączenie. Chciałem więcej. I naprawdę nie obchodzi mnie co przy okazji zniszczę. Nawet jeśli zdewastuje tą słodko naiwną osobowość zwaną Gabrielem. Nawet jeśli będę musiał wyrżnąć cały świat w pień. I to wszystko dla jednej rzeczy.
Wolności.
Translate
czwartek, 29 marca 2012
wtorek, 27 marca 2012
Rasy
Wilkołaki:
Rasa zmiennokształtnych. W ludzkiej postaci mają średnio 180 cm wzrostu dla kobiet i 194cm dla mężczyzn. Z powodu swojej wojowniczej natury wiele wilkołaków umiera młodo, ale jeśli nie zginą podczas jednej z wielu wojenek, to mogą dożyć stu lat. W przypadku magów, tak jak u wszystkich innych ras czas życia znacząco się wydłuża i średnio trwa dwieście lat. Głośni i bezpośredni, głęboko respektują siłę, czy to fizyczną czy magiczną. Walczyć uczą się zarówno chłopcy jak i dziewczynki, jednak to mężczyźni mają u wilkołaków decydujący głos, to właśnie oni zostają wodzami politycznymi, duchowymi i wojskowymi. W formie wilczej należą do najwyższych istot świata Uriah wszystkie wilkołaki posiadają w niej ogon, chyba, że został on odcięty. W formie ludzkiej większość nie posiada ogona, chociaż zdarzają się wyjątki.
Wampiry:
Rasa o bardzo sztywnym podziale hierarchicznym, rządzona przez kobiety. Średnia wzrostu dla mężczyzn to 170 cm i 175 cm dla kobiet. Mają bardzo skomplikowaną strukturę polityczną i często dochodzi do walk o władzę. Zarówno zwykli przedstawiciele tej rasy jaki i ich magowie żyją średnio 200 lat. Jest to jedyny przypadek rasy u której czarodzieje nie mają wyraźnie dłuższego okresu życia. Z powodu silnie zakorzenionego matriarchatu mężczyźni zajmują się większością prac i posług. Jedynie magowie mają wystarczającą swobodę by przeciwstawiać się rządom kobiet. Fizycznie przypominają Fae, z wyjątkiem zaokrąglonych małżowin usznych, wydłużonych kłów i złocistych oczu, które pozostają u potomków wampirów, nawet gdy dojdzie do związków z innymi rasami. Mogą pić krew innych ras, ale czynią to niechętnie i tylko w sytuacjach krytycznych, gdyż chwilowo przyśpiesza to ich regenerację. Najsilniej działa na nich krew innych wampirów, następnie wilkołaków, a wszystkie pozostałe rasy mają zbliżone do siebie właściwości.
Rasa zmiennokształtnych. W ludzkiej postaci mają średnio 180 cm wzrostu dla kobiet i 194cm dla mężczyzn. Z powodu swojej wojowniczej natury wiele wilkołaków umiera młodo, ale jeśli nie zginą podczas jednej z wielu wojenek, to mogą dożyć stu lat. W przypadku magów, tak jak u wszystkich innych ras czas życia znacząco się wydłuża i średnio trwa dwieście lat. Głośni i bezpośredni, głęboko respektują siłę, czy to fizyczną czy magiczną. Walczyć uczą się zarówno chłopcy jak i dziewczynki, jednak to mężczyźni mają u wilkołaków decydujący głos, to właśnie oni zostają wodzami politycznymi, duchowymi i wojskowymi. W formie wilczej należą do najwyższych istot świata Uriah wszystkie wilkołaki posiadają w niej ogon, chyba, że został on odcięty. W formie ludzkiej większość nie posiada ogona, chociaż zdarzają się wyjątki.
Wampiry:
Rasa o bardzo sztywnym podziale hierarchicznym, rządzona przez kobiety. Średnia wzrostu dla mężczyzn to 170 cm i 175 cm dla kobiet. Mają bardzo skomplikowaną strukturę polityczną i często dochodzi do walk o władzę. Zarówno zwykli przedstawiciele tej rasy jaki i ich magowie żyją średnio 200 lat. Jest to jedyny przypadek rasy u której czarodzieje nie mają wyraźnie dłuższego okresu życia. Z powodu silnie zakorzenionego matriarchatu mężczyźni zajmują się większością prac i posług. Jedynie magowie mają wystarczającą swobodę by przeciwstawiać się rządom kobiet. Fizycznie przypominają Fae, z wyjątkiem zaokrąglonych małżowin usznych, wydłużonych kłów i złocistych oczu, które pozostają u potomków wampirów, nawet gdy dojdzie do związków z innymi rasami. Mogą pić krew innych ras, ale czynią to niechętnie i tylko w sytuacjach krytycznych, gdyż chwilowo przyśpiesza to ich regenerację. Najsilniej działa na nich krew innych wampirów, następnie wilkołaków, a wszystkie pozostałe rasy mają zbliżone do siebie właściwości.
Test Cz.7.2
Dzień wczorajszy pominę milczeniem. Grześ dalej chował się gdzieś po lasach. Cóż, trudno mu to mieć za złe, zważywszy na stan najbliższej okolicy strumyka. A stan był opłakany. Ziemia wyglądała jak po ostrzale artyleryjskim. Pełno dziur i bruzd. Nawet strumyk w paru miejscach zmienił bieg. No zły dzień miałem. Ale już mi przeszło... Naprawdę.
No ale nie będę się nad tym rozwodził. Zwłaszcza, że wspomnienia idzie przywołać równie łatwo, co po oblewaniu osiemnastki.
Obecnie patrzyłem na pojedynek Gabriela. Pojedynek, który nie szedł zbyt dobrze. Przyznam, że pomyliłem się co do Versa. On wcale nie musiał ustawiać tych meczy. Z takimi umiejętnościami mógł swobodnie wygrać walcząc uczciwie. Patrzyłem więc jak powoli zagania Gabriela w kozi róg. Kiedy Verse odskoczył, żeby złapać oddech miałem szczerą nadzieje, że uda się do niego doskoczyć. To był jedyny moment kiedy był wrażliwy. Ale wygląda na to, że Gabriel miał dość. Za bardzo oberwał i też musiał złapać oddech. Pierwszy zebrał się do kupy Verse i, muszę mu to przyznać, pięknie zaatakował. Bezbłędnie zaliczył trafienie w żołądek i natychmiast wykorzystując okazje dokończył zaklęciem.
Zobaczyłem jak Gabriel odlatuje i z głośnym łomotem ląduje na ogrodzeniu areny. Zarobił na tyle solidnie, że zemdlał. Poznałem po nagłym zgaśnięciu ekranu. Założyłem nogę na nogę, skrzyżowałem ramiona na piersi i ciężko westchnąłem. Tyle jeżeli chodzi o jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym.
I wtedy poczułem jakby coś zaczęło mnie ssać w żołądku. Uczucie nie tyle nieprzyjemne co zaskakujące.
Nagle zalała mnie fala odczuć. Leżałem na ziemi, wokół unosił się kurz. Wokół mnie pełno połamanych desek. Słysze ciche parsknięcie śmiechem i nieśmiałe brawa. Ktoś biegnie. Wszystko mnie boli. Coś zaczyna dzwonić w głowie.
Poruszyłem się na próbę. Spadła ze mnie jakaś deska. Wstałem powoli i chwiejnie. Równowagę miałem lekko zaburzoną, ale bywało gorzej. Powoli rozejrzałem się w chmurze kurzu.
Czy ja przed chwilą nie patrzyłem na to miejsce? Nie no.... Serio? Jestem wolny?
Wyciągnąłem przed siebie rękę i zacisnąłem kilka razy na próbę. No kurwa działa. Poczułem, że na mordę wypływa mi uśmiech. Naprawdę paskudny uśmiech.
-HY HY HY- wyrwało mi się.
Przyłożyłem dłonie do oczu i wybuchnąłem histerycznym śmiechem. Z radości aż pociekły mi łzy z oczu.
Aaaah nareszcie wolność. A skoro już jestem wolny to można pokorzystać. Zaczniemy od zakończenia tego gównianego testu.
Przełączyłem się na manawizje, machnąłem lekko ręką rozganiając chmurę i popatrzyłem na Versa. Miał znudzony wyraz twarzy. Znudzony i lekko poirytowany. Taki pewny zwycięstwa? No to się kurwa zdziwi.
Ruszyłem do przodu ciągle rechocząc.
Nagły podmuch wiatru rozgonił chmurę kurzu w której znajdował się Gabriel. Markus skrzywił się na jego widok. Cios który zarobił od młodego Versa naprawdę dał mu do wiwatu. Chwiał się, a krew z rozbitej głowy zalewała mu część twarzy. Nauczyciel bardzo się o niego martwił. Ale coś jeszcze nie podobało mu się w wyglądzie ucznia. Popatrzył uważniej. Jego włosy były czarne, ale to zapewne od krwi i kurzu. No i oczy świeciły mu niebieskim blaskiem. Ale to nie możliwe, bo oczy ma przecież zielone. Markus pokręcił głową. Wzrok płatał mu figle na stare lata.
Młody Verse wystrzelił do przodu, żeby zakończyć walkę. Markus poczuł smutek, że jego uczeń odpadnie na tym etapie.
Nagle tuż przed szlachcicem z ziemi wystrzeliła lodowa iglica. Chłopak huknął w nią z pełnym pędem. Markus patrzył z niedowierzaniem. Ręce Gabriela dalej były na widoku i chłopak nie poczynił żadnych gestów by rzucić zaklęcie. O wymówieniu formuły nie było mowy ponieważ cały czas się śmiał. Swoją drogą cholernie nieprzyjemny śmiech. Człowiekowi aż się zimno robiło jak tego słuchał. Jakby ktoś nadał szaleństwu werbalną formę.
Tymczasem Verse pozbierał się szybko i odskoczył do tyłu i spróbował zajść powoli idącego do przodu Gabriela z innej strony. I znowu, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wystrzeliła lodowa iglica. Ale tym razem szlachcic był przygotowany i uniknął zderzenia. Tylko po to by nadziać się na następną iglice.
Gabriel tymczasem parł do przodu. W kierunku środka areny. Chwiał się jak pijany i ciągle śmiał. Cała widownia zamarła i patrzyła z napięciem. Czegoś takiego jeszcze nie było.
Verse po raz kolejny spróbował zaatakować. Tym razem z tyłu. Z pod niego wystrzeliła kolumna lodu. Szarpnął gwałtownie głową by uniknąć uderzenia w podbródek. Znowu odskoczył na bezpieczną odległość.
Gabriel dotarł do środka areny. Machnął lekko ręką i wokół niego powstał niepełny okrąg stworzony z lodowych kolców i drzazg. Forteca prawdziwie nie do zdobycia. Odwrócił się w stronę Versa i z drwiącym uśmieszkiem pokiwał mu palcem by się zbliżył.
Szlachcic był wściekły. Przestał myśleć i rzucił się do przodu. I wtedy Gabriel pierwszy raz od wyjścia z chmury wypowiedział zaklęcie. Forma była inna niż ta której nauczył go Markus i maga aż zmroziło. Bawienie się z formą zaklęć było bardzo niebezpieczne. Jednakże zaklęcie którego użył było bardzo proste. Nie powinno być żadnych problemów, a przynajmniej Markus miał taką nadzieje.
Verse zatrzymał się w miejscu. Czy dokładniej, zamarzł w miejscu. Gabriel zamroził młodego szlachcica w bryle lodu. Zrobił to do tego tak umiejętnie, że o jego szyję opierały się cztery lodowe kolce. Jeśli Verse spróbowałby choćby poruszyć ustami lód wbiłby mu się w gardło. Nawet ze swojego miejsca Markus widział jak chłopak blednie.
Gabriel nonszalancko podszedł do szlachcica i przyłożył mu palec wskazujący do czoła.
Cała publiczność zamarła.
Markus słabo widział usta ucznia ze swojego miejsca, ale wydało mu się, że ten coś powiedział. I wtedy Gabriel wywrócił się na plecy.
Jak się później okazało obrażenia głowy i utrata krwi w końcu pozbawiły go przytomności.
No ale nie będę się nad tym rozwodził. Zwłaszcza, że wspomnienia idzie przywołać równie łatwo, co po oblewaniu osiemnastki.
Obecnie patrzyłem na pojedynek Gabriela. Pojedynek, który nie szedł zbyt dobrze. Przyznam, że pomyliłem się co do Versa. On wcale nie musiał ustawiać tych meczy. Z takimi umiejętnościami mógł swobodnie wygrać walcząc uczciwie. Patrzyłem więc jak powoli zagania Gabriela w kozi róg. Kiedy Verse odskoczył, żeby złapać oddech miałem szczerą nadzieje, że uda się do niego doskoczyć. To był jedyny moment kiedy był wrażliwy. Ale wygląda na to, że Gabriel miał dość. Za bardzo oberwał i też musiał złapać oddech. Pierwszy zebrał się do kupy Verse i, muszę mu to przyznać, pięknie zaatakował. Bezbłędnie zaliczył trafienie w żołądek i natychmiast wykorzystując okazje dokończył zaklęciem.
Zobaczyłem jak Gabriel odlatuje i z głośnym łomotem ląduje na ogrodzeniu areny. Zarobił na tyle solidnie, że zemdlał. Poznałem po nagłym zgaśnięciu ekranu. Założyłem nogę na nogę, skrzyżowałem ramiona na piersi i ciężko westchnąłem. Tyle jeżeli chodzi o jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym.
I wtedy poczułem jakby coś zaczęło mnie ssać w żołądku. Uczucie nie tyle nieprzyjemne co zaskakujące.
Nagle zalała mnie fala odczuć. Leżałem na ziemi, wokół unosił się kurz. Wokół mnie pełno połamanych desek. Słysze ciche parsknięcie śmiechem i nieśmiałe brawa. Ktoś biegnie. Wszystko mnie boli. Coś zaczyna dzwonić w głowie.
Poruszyłem się na próbę. Spadła ze mnie jakaś deska. Wstałem powoli i chwiejnie. Równowagę miałem lekko zaburzoną, ale bywało gorzej. Powoli rozejrzałem się w chmurze kurzu.
Czy ja przed chwilą nie patrzyłem na to miejsce? Nie no.... Serio? Jestem wolny?
Wyciągnąłem przed siebie rękę i zacisnąłem kilka razy na próbę. No kurwa działa. Poczułem, że na mordę wypływa mi uśmiech. Naprawdę paskudny uśmiech.
-HY HY HY- wyrwało mi się.
Przyłożyłem dłonie do oczu i wybuchnąłem histerycznym śmiechem. Z radości aż pociekły mi łzy z oczu.
Aaaah nareszcie wolność. A skoro już jestem wolny to można pokorzystać. Zaczniemy od zakończenia tego gównianego testu.
Przełączyłem się na manawizje, machnąłem lekko ręką rozganiając chmurę i popatrzyłem na Versa. Miał znudzony wyraz twarzy. Znudzony i lekko poirytowany. Taki pewny zwycięstwa? No to się kurwa zdziwi.
Ruszyłem do przodu ciągle rechocząc.
Nagły podmuch wiatru rozgonił chmurę kurzu w której znajdował się Gabriel. Markus skrzywił się na jego widok. Cios który zarobił od młodego Versa naprawdę dał mu do wiwatu. Chwiał się, a krew z rozbitej głowy zalewała mu część twarzy. Nauczyciel bardzo się o niego martwił. Ale coś jeszcze nie podobało mu się w wyglądzie ucznia. Popatrzył uważniej. Jego włosy były czarne, ale to zapewne od krwi i kurzu. No i oczy świeciły mu niebieskim blaskiem. Ale to nie możliwe, bo oczy ma przecież zielone. Markus pokręcił głową. Wzrok płatał mu figle na stare lata.
Młody Verse wystrzelił do przodu, żeby zakończyć walkę. Markus poczuł smutek, że jego uczeń odpadnie na tym etapie.
Nagle tuż przed szlachcicem z ziemi wystrzeliła lodowa iglica. Chłopak huknął w nią z pełnym pędem. Markus patrzył z niedowierzaniem. Ręce Gabriela dalej były na widoku i chłopak nie poczynił żadnych gestów by rzucić zaklęcie. O wymówieniu formuły nie było mowy ponieważ cały czas się śmiał. Swoją drogą cholernie nieprzyjemny śmiech. Człowiekowi aż się zimno robiło jak tego słuchał. Jakby ktoś nadał szaleństwu werbalną formę.
Tymczasem Verse pozbierał się szybko i odskoczył do tyłu i spróbował zajść powoli idącego do przodu Gabriela z innej strony. I znowu, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wystrzeliła lodowa iglica. Ale tym razem szlachcic był przygotowany i uniknął zderzenia. Tylko po to by nadziać się na następną iglice.
Gabriel tymczasem parł do przodu. W kierunku środka areny. Chwiał się jak pijany i ciągle śmiał. Cała widownia zamarła i patrzyła z napięciem. Czegoś takiego jeszcze nie było.
Verse po raz kolejny spróbował zaatakować. Tym razem z tyłu. Z pod niego wystrzeliła kolumna lodu. Szarpnął gwałtownie głową by uniknąć uderzenia w podbródek. Znowu odskoczył na bezpieczną odległość.
Gabriel dotarł do środka areny. Machnął lekko ręką i wokół niego powstał niepełny okrąg stworzony z lodowych kolców i drzazg. Forteca prawdziwie nie do zdobycia. Odwrócił się w stronę Versa i z drwiącym uśmieszkiem pokiwał mu palcem by się zbliżył.
Szlachcic był wściekły. Przestał myśleć i rzucił się do przodu. I wtedy Gabriel pierwszy raz od wyjścia z chmury wypowiedział zaklęcie. Forma była inna niż ta której nauczył go Markus i maga aż zmroziło. Bawienie się z formą zaklęć było bardzo niebezpieczne. Jednakże zaklęcie którego użył było bardzo proste. Nie powinno być żadnych problemów, a przynajmniej Markus miał taką nadzieje.
Verse zatrzymał się w miejscu. Czy dokładniej, zamarzł w miejscu. Gabriel zamroził młodego szlachcica w bryle lodu. Zrobił to do tego tak umiejętnie, że o jego szyję opierały się cztery lodowe kolce. Jeśli Verse spróbowałby choćby poruszyć ustami lód wbiłby mu się w gardło. Nawet ze swojego miejsca Markus widział jak chłopak blednie.
Gabriel nonszalancko podszedł do szlachcica i przyłożył mu palec wskazujący do czoła.
Cała publiczność zamarła.
Markus słabo widział usta ucznia ze swojego miejsca, ale wydało mu się, że ten coś powiedział. I wtedy Gabriel wywrócił się na plecy.
Jak się później okazało obrażenia głowy i utrata krwi w końcu pozbawiły go przytomności.
niedziela, 25 marca 2012
Opisy postaci
Slywia Firemane:
Prawie dwumetrowa, mocno umięśniona kobieta, przez co wagowo zbliżyła się do 80 kilogramów. Muskulatura widoczna jest w obu formach. Bardziej ceni praktyczny ubiór niż lubiane przez większość magów ciągnące się po ziemi szaty z szerokimi rękawami. Skórzane spodnie, kurtka i płaszcz z kapturem to dominujące pozycje w jej garderobie. Z powodu różnic w wymiarach, tak jak każdy wilkołak ma dwa zestawy ubrań. W wilczej formie ma możliwość zarówno stania na dwóch kończynach jak i czterech. Daje jej to też możliwość biegania z prędkością kawalerii. Kolor włosów pozostawał bez zmian w obu formach. Zgodnie z nazwiskiem rodowym włosy tworzą grzywę sięgającą bioder. Jak u wilków uszy znajdują się blisko szczytu głowy Mają możliwość zwracania się w kierunku dźwięku i poruszają się gdy ulega silnym emocją, np zawstydzona kładzie je po sobie. Twarz pociągła z dużymi ustami i spiczastym nosem. Uzębienie ma prawie ludzkie (dwie pary kłów), ale gdy się wścieka zęby zaczynają coraz bardziej przypominać wilcze. Oczy stalowoszare patrzą dumnie do przodu. Brwi ma nieustannie zmarszczone, jak gdyby cały czas chciała komuś przywalić. Ogon pojawia się u niej tylko w formie wilczej, co jest cechą typową dla większości wilkołaków.
Magia ognia jest typowo krótkodystansowa. Jak każdy mag ognia używa zaklęć tuż przed ciosem. Najtrudniej jest o dobrą synchronizacje w czasie, jednak obecnie tylko cios kolanem sprawia jej problemy. Gdy usiłuje rzucić bardzo potężne zaklęcia jej włosy wyglądają jakby ogarnęły je płomienie. W wilczej formie efekt ten obejmuje prawie całe jej ciało, pozostawiając w spokoju tylko włosy na klatce piersiowej i pysku.
Eryk:
Student drugiego roku fizyki. Eksperyment z nowym rodzajem energii prowadzony po drugiej stronie globu wyrzucił go z jego świata. Dziwnym zbiegiem okoliczności skończył zamknięty we własnym ciele. Długa izolacja doprowadziła go do szaleństwa i stworzenia wyimaginowanego towarzysza, który z upływem czasu zyskał własne życie. Dzięki wiedzy wyniesionej ze swojej rzeczywistości i ogromnym ilościom wolnego czasu stał się doskonałym magiem i wojownikiem. Niegdyś wysoki (202 cm) i chudy, obecnie wygląda jak rzymski posąg. Jego mały świat pozwala mu na dowolną zmianę garderoby, ale preferuje on ubiory o ciemnym kolorze, które dobrze współgrają z jego czarnymi włosami i ciemnoniebieskimi oczami.
Markus:
Stary, około dwustuletni mag rasy Fae. Pomimo siwych włosów nadal trzyma się prosto i zachowuje wiele z młodzieńczej energii. Na twarzy miał wiele zmarszczek, ale widać było, że powstały one w dużej mierze od uśmiechów. Twarz pociągłą, z niewielkim nosem i wesoło błyszczącymi orzechowymi oczami. Brodę przestał nosić wiele lat wcześniej, gdyż jak twierdzi postarza go ona. Z powodu wybuchowego temperamentu został wygnany na pięć lat ze społeczności magów i wielkich miast, co oficjalnie nazwano przejściem na emeryturę. Jednakże magowi spodobało się życie na uboczu, z dala od trosk i obowiązków związanych z wysoką pozycją. Z wiejskiego życia wyrwało go dopiero pojawienie się Gabriela. Pomimo ciągłego zapewniania ucznia, że jest tylko prostym magiem bojowym, ma zadziwiająco ilość wysoko postawionych znajomych oraz bardzo szeroką znajomość magii.
Pietia Val:
Powściągliwy i szybko myślący przedstawiciel wampirów. Swoje obycie polityczne zawdzięcza wysokiemu urodzeniu, ale unika rozmów o swoim pochodzeniu. Wysoki jak na wampira (174 cm wzrostu), włosy ciemne opadające do ramion i z racji treningu na maga dobrze umięśniony. Wargi ma zazwyczaj mocno ściśnięte, przez co cały czas wygląda jakby się czymś martwił albo denerwował. Twarz ma pociągłą o szlachetnych rysach i, wbrew obiegowym opiniom o bladości wampirów, lekko opaloną.
Nietypowo dla swojej rasy, która zazwyczaj przejawia talent magiczny do wiatru, jest magiem ziemi.
Wychowany przez ciotkę, blisko terenów zajmowanych przez wilkołaki, a dokładnie rodzinę Firemane. Jest wieloletnim przyjacielem Slywii.
Cezar:
Kapitan Legionu. Niebywale potężny wojownik rasy Fae, który pomimo postępujących lat nie stracił nic ze swoich umiejętności. Lata spędzone w boju przyprawiły go o masę blizn, a brązowe oczy zyskały spojrzenie, które potrafi onieśmielać ludzi mniej odważnych. Jego faktyczne umiejętności posługiwaniem się mieczem pozwoliły mu na osiągnięcie tytułu Pretora, wojownika daleko przekraczającego ramy pojmowania zwykłych ludzi.
Penelopa:
Księżniczka. Córka Króla Tytusa oraz matka Ariadny. Charakteryzuje się niesamowitą urodą, jej mężem jest wnuk Markusa.
Prawie dwumetrowa, mocno umięśniona kobieta, przez co wagowo zbliżyła się do 80 kilogramów. Muskulatura widoczna jest w obu formach. Bardziej ceni praktyczny ubiór niż lubiane przez większość magów ciągnące się po ziemi szaty z szerokimi rękawami. Skórzane spodnie, kurtka i płaszcz z kapturem to dominujące pozycje w jej garderobie. Z powodu różnic w wymiarach, tak jak każdy wilkołak ma dwa zestawy ubrań. W wilczej formie ma możliwość zarówno stania na dwóch kończynach jak i czterech. Daje jej to też możliwość biegania z prędkością kawalerii. Kolor włosów pozostawał bez zmian w obu formach. Zgodnie z nazwiskiem rodowym włosy tworzą grzywę sięgającą bioder. Jak u wilków uszy znajdują się blisko szczytu głowy Mają możliwość zwracania się w kierunku dźwięku i poruszają się gdy ulega silnym emocją, np zawstydzona kładzie je po sobie. Twarz pociągła z dużymi ustami i spiczastym nosem. Uzębienie ma prawie ludzkie (dwie pary kłów), ale gdy się wścieka zęby zaczynają coraz bardziej przypominać wilcze. Oczy stalowoszare patrzą dumnie do przodu. Brwi ma nieustannie zmarszczone, jak gdyby cały czas chciała komuś przywalić. Ogon pojawia się u niej tylko w formie wilczej, co jest cechą typową dla większości wilkołaków.
Magia ognia jest typowo krótkodystansowa. Jak każdy mag ognia używa zaklęć tuż przed ciosem. Najtrudniej jest o dobrą synchronizacje w czasie, jednak obecnie tylko cios kolanem sprawia jej problemy. Gdy usiłuje rzucić bardzo potężne zaklęcia jej włosy wyglądają jakby ogarnęły je płomienie. W wilczej formie efekt ten obejmuje prawie całe jej ciało, pozostawiając w spokoju tylko włosy na klatce piersiowej i pysku.
Eryk:
Student drugiego roku fizyki. Eksperyment z nowym rodzajem energii prowadzony po drugiej stronie globu wyrzucił go z jego świata. Dziwnym zbiegiem okoliczności skończył zamknięty we własnym ciele. Długa izolacja doprowadziła go do szaleństwa i stworzenia wyimaginowanego towarzysza, który z upływem czasu zyskał własne życie. Dzięki wiedzy wyniesionej ze swojej rzeczywistości i ogromnym ilościom wolnego czasu stał się doskonałym magiem i wojownikiem. Niegdyś wysoki (202 cm) i chudy, obecnie wygląda jak rzymski posąg. Jego mały świat pozwala mu na dowolną zmianę garderoby, ale preferuje on ubiory o ciemnym kolorze, które dobrze współgrają z jego czarnymi włosami i ciemnoniebieskimi oczami.
Markus:
Stary, około dwustuletni mag rasy Fae. Pomimo siwych włosów nadal trzyma się prosto i zachowuje wiele z młodzieńczej energii. Na twarzy miał wiele zmarszczek, ale widać było, że powstały one w dużej mierze od uśmiechów. Twarz pociągłą, z niewielkim nosem i wesoło błyszczącymi orzechowymi oczami. Brodę przestał nosić wiele lat wcześniej, gdyż jak twierdzi postarza go ona. Z powodu wybuchowego temperamentu został wygnany na pięć lat ze społeczności magów i wielkich miast, co oficjalnie nazwano przejściem na emeryturę. Jednakże magowi spodobało się życie na uboczu, z dala od trosk i obowiązków związanych z wysoką pozycją. Z wiejskiego życia wyrwało go dopiero pojawienie się Gabriela. Pomimo ciągłego zapewniania ucznia, że jest tylko prostym magiem bojowym, ma zadziwiająco ilość wysoko postawionych znajomych oraz bardzo szeroką znajomość magii.
Pietia Val:
Powściągliwy i szybko myślący przedstawiciel wampirów. Swoje obycie polityczne zawdzięcza wysokiemu urodzeniu, ale unika rozmów o swoim pochodzeniu. Wysoki jak na wampira (174 cm wzrostu), włosy ciemne opadające do ramion i z racji treningu na maga dobrze umięśniony. Wargi ma zazwyczaj mocno ściśnięte, przez co cały czas wygląda jakby się czymś martwił albo denerwował. Twarz ma pociągłą o szlachetnych rysach i, wbrew obiegowym opiniom o bladości wampirów, lekko opaloną.
Nietypowo dla swojej rasy, która zazwyczaj przejawia talent magiczny do wiatru, jest magiem ziemi.
Wychowany przez ciotkę, blisko terenów zajmowanych przez wilkołaki, a dokładnie rodzinę Firemane. Jest wieloletnim przyjacielem Slywii.
Cezar:
Kapitan Legionu. Niebywale potężny wojownik rasy Fae, który pomimo postępujących lat nie stracił nic ze swoich umiejętności. Lata spędzone w boju przyprawiły go o masę blizn, a brązowe oczy zyskały spojrzenie, które potrafi onieśmielać ludzi mniej odważnych. Jego faktyczne umiejętności posługiwaniem się mieczem pozwoliły mu na osiągnięcie tytułu Pretora, wojownika daleko przekraczającego ramy pojmowania zwykłych ludzi.
Penelopa:
Księżniczka. Córka Króla Tytusa oraz matka Ariadny. Charakteryzuje się niesamowitą urodą, jej mężem jest wnuk Markusa.
Test Cz.7.1
Po pojedynku Gabriela Eryk lekko zmienił pozycje. Teraz leżał twarzą w strumieniu i dziarsko bulgotał. Zaczynałem mu trochę współczuć.
Zastanawiacie się zapewne kim jest bieżący narrator, przecież to Eryk ma wyłączność na narracje w pierwszej osobie. Ale widzicie, ja też jestem Erykiem.... W pewnym sensie oczywiście. Nazywam się Grześ i jestem dupogłowcem... Wróć. Tego nie było. Jestem Grześ i jestem drewnianą lalką. Przed chwilą docinałem Erykowi, ale od kiedy przestał reagować szybko mi się to znudziło. Zabawa jest tylko wtedy kiedy ofiara się szamocze.
I z racji braku możliwości dręczenia Eryka zacząłem oglądać kolejne pojedynki.
Pierwsza wystąpiła Firemane. Walczyła z innym magiem ognia i chyba cholernie zależało jej na wygranej, bo walczyła w formie wilkołaka. Miała prawie trzy metry wzrostu i tyle mięśni, że nawet z miejsca na widowni było widać ich węzły. Miałem ochotę zesrać się ze strachu na sam widok, szczęśliwie grawitacja działała na moją niekorzyść.
A gdy strach już opadł mogłem tylko podziwiać jak piękną maszyną do zabijania była. Szybka i zwinna. Załatwiła przeciwnika zanim ten rzucił pierwsze zaklęcie. Co ciekawe nie zadała nawet jednego ciosu. Po prostu złapała jego gardło szczękami i warknęła tak, że usłyszała cała publiczność. Firemane została natychmiast ogłoszona zwycięzcą, a bidny chłopak chyba się sfajdał ze strachu. A przynajmniej szedł tak jakby miał dziesięć kilo w gaciach.
Następnie walczył Pietia i on dla odmiany miał cholerny problem. Mag wody z którym walczył zawilgocił mu całą ziemię, tak że ta nie poruszała się wystarczająco szybko. Ostatecznie Val zdecydował stworzyć coś podobnego do bagna. Ten zabieg w końcu pozwolił mu dosięgnąć przeciwnika. Przeszli do wali wręcz i tu Pietia wygrałby szybko, gdyby nie był tak zmęczony. W efekcie, walka przedłużyła się i wampir zarobił kilka naprawdę bolesnych trafień. Kiedy w końcu pokonał przeciwnika i zszedł z areny chwiejnym krokiem prawie wywrócił się na Firemane i Gabriela.
Z bliska wyglądał koszmarnie. Podbite oko, złamany nos i rozbita warga najbardziej rzucały się w oczy. Ale patrząc na to jak krzywił się przy oddychaniu, musiał mieć popękane żebra. Szczęśliwie kapłani którzy odpowiadali za leczenie uczniów szybko doprowadzili go do porządku. Nawet wyczyścili uwalane błotem ubranie. Widząc tak znacząco poprawę stanu Vala, Firemane przyjaźnie rąbnęła go w plecy. Ale ponieważ wampir był osłabiony to wywrócił się od siły uderzenia. Wszyscy obecni kapłani na raz naskoczyli na Slywie i opieprzyli z góry na dół. Jej twarz zrobiła się równie czerwona co włosy. Ryknąłem śmiechem na ten widok. I to był błąd.
Usłyszałem, że po mojej lewej coś się podnosi. Był to Eryk. Wyglądał przerażająco z wodą skapującą z twarzy i przekrwionymi oczami. Popatrzył na mnie z absolutną nienawiścią i jego niesamowicie niebieskie oczy zapłonęły wewnętrznym blaskiem. Znak rozpoznawczy, że zbiera mane.
-Trociana poduszka- wywarczał i podniósł rękę. Nie patrzyłem już co robi dalej. Po prostu zacząłem uciekać i modliłem się, żeby ból głowy utrudniał mu celowanie.
Gabriel był bardziej zdenerwowany niż chciał przyznać. Mecz półfinałowy. Jeśli wygra, to zostanie uznany za pełnoprawnego maga. Jeśli nie, to czekają go testy, które zmieniały się co roku. Do tego jego przeciwnikiem miał być bardzo nie przyjemy Verse. Chociaż i tak uważał, że był w lepszej sytuacji niż Pietia i Slywia, którzy musieli walczyć ze sobą.
-Julius Verse i Gabriel proszeni są o stawienie się na arenie- zakomunikował sędzia.
Gabriel przejechał dłonią po krótkich ciemnobrązowych włosach, narzucił kaptur i ruszył na arenę. Jego przeciwnik czekał już na niego. Patrzył zarozumiale na Gabriela. Wyglądał jakby nie brał tego testu na serio.
Gabriel westchnął ciężko i przygotował się do walki. Chciał być gotowy i zaatakować natychmiast po rozpoczęciu. Czuł, że musi zmazać ten arogancki uśmiech. I tylko dzięki temu przygotowaniu nie przegrał od pierwszego ciosu.
W momencie gdy sędzia rozpoczął walkę Verse miał już gotowe zaklęcie. Wystrzelił dzięki niemu do przodu i prawie trafił Gabriela w żołądek. Ten ledwie cudem wywinął się i pięść otarła się delikatnie o żebra. Chlasnął na odlew wodą, ale Verse już znajdował się w innym miejscu. Zaczęła się błyskawiczna wymiana ciosów. Z jednej strony Gabriel, który wyciskał z siebie siódme poty, żeby uniknąć niesamowicie szybkich ataków i kontratakować w tym samym czasie. Z drugiej Verse, który najwyraźniej myślał, że natychmiastowy atak da mu zwycięstwo. Technika której używał była wyraźnie energiożerna, ponieważ niemal natychmiast zaczął się pocić, ale pozwalała mu uderzać Gabriela raz za razem i nie otrzymywać obrażeń.
Po chwili przeciwnicy odskoczyli od siebie na bezpieczną odległość. Verse dyszał ciężko i był przeraźliwie spocony, ale poza tym nieuszkodzony. Gabriel prawie równie zmęczony, ale za to z masą otarć i małych siniaków. Po ostatnim ciosie którego nie udało mu się uniknąć kłuło go w boku przy oddychaniu.
Verse wziął głębszy oddech i znowu rzucił się do walki. Gabriel próbował uskoczyć, ale gwałtowne ukłucie bólu spowolniło go i dostał w żołądek tak, że aż go zgięło. Szlachcic widząc słabość przeciwnika poprawił zaklęciem. Nie ograniczał się. Przyładował z całej siły i Gabriel odfrunął. Z hukiem i trzaskiem pękającego drewna uderzył o drewniane ogrodzenie wokół areny. Ciśnienie wiatru użytego przez Versa było tak wielkie, że w miejscu w którym wylądował Gabriel uniosła się spora chmura kurzu.
Nad areną zaległa cisza. W chmurze kurzu nic się nie poruszało. Nie dał się z tamtąd słyszeć żaden dźwięk. Verse parsknął cichym śmiechem. Z widowni zaczęły docierać ciche brawa, rosnące z każdą chwilą. Sędzia zaczął biec do miejsca w którym leżał Gabriel.
I nagle chwilę triumfu Versa przerwał odgłos spadającej deski. Sędzia zatrzymał się patrząc w chmurę niepewnie. Widzowie także zamilkli patrząc z oczekiwaniem.
W chmurze ktoś ewidentnie się ruszał. Podniósł się tam chwiejnie cień. Uniósł rękę do twarzy i kilkakrotnie zacisnął pięść, jakby sprawdzając czy wszystko z nią w porządku. I wtedy stało się coś czego nikt się nie spodziewał i co u wielu spowodowało ciarki na plecach. Po arenie rozszedł się dźwięk. Niski, dudniący śmiech.
Zastanawiacie się zapewne kim jest bieżący narrator, przecież to Eryk ma wyłączność na narracje w pierwszej osobie. Ale widzicie, ja też jestem Erykiem.... W pewnym sensie oczywiście. Nazywam się Grześ i jestem dupogłowcem... Wróć. Tego nie było. Jestem Grześ i jestem drewnianą lalką. Przed chwilą docinałem Erykowi, ale od kiedy przestał reagować szybko mi się to znudziło. Zabawa jest tylko wtedy kiedy ofiara się szamocze.
I z racji braku możliwości dręczenia Eryka zacząłem oglądać kolejne pojedynki.
Pierwsza wystąpiła Firemane. Walczyła z innym magiem ognia i chyba cholernie zależało jej na wygranej, bo walczyła w formie wilkołaka. Miała prawie trzy metry wzrostu i tyle mięśni, że nawet z miejsca na widowni było widać ich węzły. Miałem ochotę zesrać się ze strachu na sam widok, szczęśliwie grawitacja działała na moją niekorzyść.
A gdy strach już opadł mogłem tylko podziwiać jak piękną maszyną do zabijania była. Szybka i zwinna. Załatwiła przeciwnika zanim ten rzucił pierwsze zaklęcie. Co ciekawe nie zadała nawet jednego ciosu. Po prostu złapała jego gardło szczękami i warknęła tak, że usłyszała cała publiczność. Firemane została natychmiast ogłoszona zwycięzcą, a bidny chłopak chyba się sfajdał ze strachu. A przynajmniej szedł tak jakby miał dziesięć kilo w gaciach.
Następnie walczył Pietia i on dla odmiany miał cholerny problem. Mag wody z którym walczył zawilgocił mu całą ziemię, tak że ta nie poruszała się wystarczająco szybko. Ostatecznie Val zdecydował stworzyć coś podobnego do bagna. Ten zabieg w końcu pozwolił mu dosięgnąć przeciwnika. Przeszli do wali wręcz i tu Pietia wygrałby szybko, gdyby nie był tak zmęczony. W efekcie, walka przedłużyła się i wampir zarobił kilka naprawdę bolesnych trafień. Kiedy w końcu pokonał przeciwnika i zszedł z areny chwiejnym krokiem prawie wywrócił się na Firemane i Gabriela.
Z bliska wyglądał koszmarnie. Podbite oko, złamany nos i rozbita warga najbardziej rzucały się w oczy. Ale patrząc na to jak krzywił się przy oddychaniu, musiał mieć popękane żebra. Szczęśliwie kapłani którzy odpowiadali za leczenie uczniów szybko doprowadzili go do porządku. Nawet wyczyścili uwalane błotem ubranie. Widząc tak znacząco poprawę stanu Vala, Firemane przyjaźnie rąbnęła go w plecy. Ale ponieważ wampir był osłabiony to wywrócił się od siły uderzenia. Wszyscy obecni kapłani na raz naskoczyli na Slywie i opieprzyli z góry na dół. Jej twarz zrobiła się równie czerwona co włosy. Ryknąłem śmiechem na ten widok. I to był błąd.
Usłyszałem, że po mojej lewej coś się podnosi. Był to Eryk. Wyglądał przerażająco z wodą skapującą z twarzy i przekrwionymi oczami. Popatrzył na mnie z absolutną nienawiścią i jego niesamowicie niebieskie oczy zapłonęły wewnętrznym blaskiem. Znak rozpoznawczy, że zbiera mane.
-Trociana poduszka- wywarczał i podniósł rękę. Nie patrzyłem już co robi dalej. Po prostu zacząłem uciekać i modliłem się, żeby ból głowy utrudniał mu celowanie.
Gabriel był bardziej zdenerwowany niż chciał przyznać. Mecz półfinałowy. Jeśli wygra, to zostanie uznany za pełnoprawnego maga. Jeśli nie, to czekają go testy, które zmieniały się co roku. Do tego jego przeciwnikiem miał być bardzo nie przyjemy Verse. Chociaż i tak uważał, że był w lepszej sytuacji niż Pietia i Slywia, którzy musieli walczyć ze sobą.
-Julius Verse i Gabriel proszeni są o stawienie się na arenie- zakomunikował sędzia.
Gabriel przejechał dłonią po krótkich ciemnobrązowych włosach, narzucił kaptur i ruszył na arenę. Jego przeciwnik czekał już na niego. Patrzył zarozumiale na Gabriela. Wyglądał jakby nie brał tego testu na serio.
Gabriel westchnął ciężko i przygotował się do walki. Chciał być gotowy i zaatakować natychmiast po rozpoczęciu. Czuł, że musi zmazać ten arogancki uśmiech. I tylko dzięki temu przygotowaniu nie przegrał od pierwszego ciosu.
W momencie gdy sędzia rozpoczął walkę Verse miał już gotowe zaklęcie. Wystrzelił dzięki niemu do przodu i prawie trafił Gabriela w żołądek. Ten ledwie cudem wywinął się i pięść otarła się delikatnie o żebra. Chlasnął na odlew wodą, ale Verse już znajdował się w innym miejscu. Zaczęła się błyskawiczna wymiana ciosów. Z jednej strony Gabriel, który wyciskał z siebie siódme poty, żeby uniknąć niesamowicie szybkich ataków i kontratakować w tym samym czasie. Z drugiej Verse, który najwyraźniej myślał, że natychmiastowy atak da mu zwycięstwo. Technika której używał była wyraźnie energiożerna, ponieważ niemal natychmiast zaczął się pocić, ale pozwalała mu uderzać Gabriela raz za razem i nie otrzymywać obrażeń.
Po chwili przeciwnicy odskoczyli od siebie na bezpieczną odległość. Verse dyszał ciężko i był przeraźliwie spocony, ale poza tym nieuszkodzony. Gabriel prawie równie zmęczony, ale za to z masą otarć i małych siniaków. Po ostatnim ciosie którego nie udało mu się uniknąć kłuło go w boku przy oddychaniu.
Verse wziął głębszy oddech i znowu rzucił się do walki. Gabriel próbował uskoczyć, ale gwałtowne ukłucie bólu spowolniło go i dostał w żołądek tak, że aż go zgięło. Szlachcic widząc słabość przeciwnika poprawił zaklęciem. Nie ograniczał się. Przyładował z całej siły i Gabriel odfrunął. Z hukiem i trzaskiem pękającego drewna uderzył o drewniane ogrodzenie wokół areny. Ciśnienie wiatru użytego przez Versa było tak wielkie, że w miejscu w którym wylądował Gabriel uniosła się spora chmura kurzu.
Nad areną zaległa cisza. W chmurze kurzu nic się nie poruszało. Nie dał się z tamtąd słyszeć żaden dźwięk. Verse parsknął cichym śmiechem. Z widowni zaczęły docierać ciche brawa, rosnące z każdą chwilą. Sędzia zaczął biec do miejsca w którym leżał Gabriel.
I nagle chwilę triumfu Versa przerwał odgłos spadającej deski. Sędzia zatrzymał się patrząc w chmurę niepewnie. Widzowie także zamilkli patrząc z oczekiwaniem.
W chmurze ktoś ewidentnie się ruszał. Podniósł się tam chwiejnie cień. Uniósł rękę do twarzy i kilkakrotnie zacisnął pięść, jakby sprawdzając czy wszystko z nią w porządku. I wtedy stało się coś czego nikt się nie spodziewał i co u wielu spowodowało ciarki na plecach. Po arenie rozszedł się dźwięk. Niski, dudniący śmiech.
czwartek, 22 marca 2012
Test Cz.6
Czuje się jak po przegranej bitwie pod Grunwaldem.... Jeśli wiecie co mam na myśli. Łeb napierdala jak podłoga pod SSmańskim butem. Samopoczucie ogólne porównywalne do tego, kiedy człowiek schyla się po mydło i widzi za sobą owłosioną parę nóg. A wszystko to za pierdoloną projekcje własnego głosu!
No kurwa. Nawet mentalne krzyczenie napierdala.... Czuje się chory, zły i bez weny. Nawet zmartwione popierdywanie Grzesia nie jest w stanie podnieść mnie na duchu. Jedynym remedium jakie naprędce udało mi się znaleźć ( bo przecież prochów przeciwbólowych tu nie znajdę) to włożenie łba do strumienia. I chuj z tym, że w plecy uwierają mnie kamienie, przynajmniej łeb tak nie boli.
Gdzieś tam na ekranie zaczyna się drugi dzień testu, ale ból zepchnął ciekawość tak głęboko do dupy, że kiedy się uśmiecham to macha zza zębów. Swoją drogą nie zazdroszczę. Zębów nie myłem od jakichś czterech lat. Po takich krajobrazach można skończyć na oddziale zamkniętym.
Nagle mój obolały mózg przeszyła błyskawica bólu. Zrodził ją dźwięk dochodzący z ekranu. Delikatnie rzecz ujmując byłem rozkurwiony. Przeniosłem zakurwione spojrzenie na źródło cierpienia i zamarłem. Gabriel właśnie walczył.
-Jak kurwa?-wyszeptałem pobladłymi wargami- To dziś jest już jutro?
Chwilę wcześniej Gabriel był świadkiem kolejnej walki Versa. Znowu zawiodła jego oczekiwania. Miał nadzieję na faktyczny pojedynek między dwoma magami wiatru, ale Verse znowu znokautował przeciwnika w kilku ruchach. Widzom też się to nie podobało. Dlatego właśnie duże zainteresowanie położono na walce Gabriela. Odpadała więc opcja szybkiego skończenia walki. Poza tym dzisiejszy przeciwnik wyglądał na lepiej przygotowanego do walki. Wystarczyło popatrzeć na sposób w jaki się poruszał, jak używał magii.
Gabriel jak zawsze zaczął od wypróbowania przeciwnika. Trzy wodne pociski rzucone jakby od niechcenia i równie łatwo przejęte. Tura przeciwnika. Zaatakował przejętymi pociskami i dorzucił dwa własne.
Kącik ust Gabriela drgnął lekko. Wchodzimy w statyczną część pojedynku, pomyślał, zobaczymy kto pierwszy wymięknie.
Przejął pociski z gracją i znowu dorzucił trzy własne. Zabawa w ping-pong trwała do momentu osiągnięcia stanu piętnastu pocisków. Wtedy Gabriel się znudził. Dorzucił dwadzieścia i podkręcił prędkość.
Widząc trzydzieści pięć wodnych pocisków gnających w jego stronę, przeciwnik szybko spieprzył na prawo. Jeśli liczył na to że uda mu się umknąć, to się pomylił. Gabriel bez widzialnego wysiłku zmienił trajektorie pocisków.
Ofiara zasłoniła się magiczną tarczą. Rozbryznęło się na niej pięć pocisków. Reszta uderzyła w podłoże wznosząc niewielkie fontanny ziemi.
-A teraz to co lubię najbardziej- powiedział cicho Gabriel i wystrzelił w kierunku przeciwnika przygotowując zaklęcie w biegu.
Ale przeciwnik nie czekał na miejscu. Natychmiast wykorzystał wodę z poprzedniego ataku i wysłał chmarę pocisków w stronę Gabriela. Ten nawet się nie przejął. Stworzył własną tarczę na której rozsmarowały się zagrażające mu bezpośrednio pociski. Reszta została przejęta.
Przeszli do walki w zwarciu. Gabriel, który był większy i silniejszy niż jego przeciwnik uzyskał natychmiastową przewagę. Wyprowadził dwa ciosy na raz. Jeden w głowę, drugi w tułów. Drugi mag skoczył do tyłu. Na wargi Gabriela wypłynął uśmiech. Bez żadnych słów czy gestów zmusił jeden z pocisków do ataku. Rozsmarował się na tarczy przeciwnika, ale jego urywany oddech powiedział Gabrielowi wszystko co ten chciał wiedzieć. Naparł jeszcze mocniej.
Na maga posypał się prawdziwy grad ciosów i kopnięć. Przetykanych atakami magią. Jego oddech szarpał się. Robił coraz płytszy. Pot zalewał mu oczy. Wiedział, że przegrywa. Wiedział, że nie ma szans. Ale walczył dalej. I w końcu nie zdążył zablokować pięści na czas. Dostał bardzo pechowo. W bok szczęki. Stracił przytomność zanim uderzył o ziemię.
Gabriel stał nad przeciwnikiem. Jedynymi oznakami zmęczenia był trochę przyśpieszony oddech i cieniutka warstwa potu nad brwią. Nagle zwrócił uwagę na ryk tłumu. Zdecydowanie była to najlepsza walka turnieju. Przynajmniej na razie. Gabriel uśmiechnął się i podniósł zaciśniętą pięść w górę. Tak jak wczorajsza walka pozostawiła w jego ustach niesmak, tak dzisiejsza pozostawiła uczucie euforii.
Poczuł się lepiej, dużo lepiej. Dalej nie wiedział co robi na tym świecie, dalej czuł się zagubiony. Ale teraz przynajmniej czuł, że jest dla niego miejsce na tym świecie.
Schodził z areny zadowolony. Sprawdził delikatnie kaptur. Dalej był na swoim miejscu. W ciągu całej walki nie zsunął się ani o milimetr.
No kurwa. Nawet mentalne krzyczenie napierdala.... Czuje się chory, zły i bez weny. Nawet zmartwione popierdywanie Grzesia nie jest w stanie podnieść mnie na duchu. Jedynym remedium jakie naprędce udało mi się znaleźć ( bo przecież prochów przeciwbólowych tu nie znajdę) to włożenie łba do strumienia. I chuj z tym, że w plecy uwierają mnie kamienie, przynajmniej łeb tak nie boli.
Gdzieś tam na ekranie zaczyna się drugi dzień testu, ale ból zepchnął ciekawość tak głęboko do dupy, że kiedy się uśmiecham to macha zza zębów. Swoją drogą nie zazdroszczę. Zębów nie myłem od jakichś czterech lat. Po takich krajobrazach można skończyć na oddziale zamkniętym.
Nagle mój obolały mózg przeszyła błyskawica bólu. Zrodził ją dźwięk dochodzący z ekranu. Delikatnie rzecz ujmując byłem rozkurwiony. Przeniosłem zakurwione spojrzenie na źródło cierpienia i zamarłem. Gabriel właśnie walczył.
-Jak kurwa?-wyszeptałem pobladłymi wargami- To dziś jest już jutro?
Chwilę wcześniej Gabriel był świadkiem kolejnej walki Versa. Znowu zawiodła jego oczekiwania. Miał nadzieję na faktyczny pojedynek między dwoma magami wiatru, ale Verse znowu znokautował przeciwnika w kilku ruchach. Widzom też się to nie podobało. Dlatego właśnie duże zainteresowanie położono na walce Gabriela. Odpadała więc opcja szybkiego skończenia walki. Poza tym dzisiejszy przeciwnik wyglądał na lepiej przygotowanego do walki. Wystarczyło popatrzeć na sposób w jaki się poruszał, jak używał magii.
Gabriel jak zawsze zaczął od wypróbowania przeciwnika. Trzy wodne pociski rzucone jakby od niechcenia i równie łatwo przejęte. Tura przeciwnika. Zaatakował przejętymi pociskami i dorzucił dwa własne.
Kącik ust Gabriela drgnął lekko. Wchodzimy w statyczną część pojedynku, pomyślał, zobaczymy kto pierwszy wymięknie.
Przejął pociski z gracją i znowu dorzucił trzy własne. Zabawa w ping-pong trwała do momentu osiągnięcia stanu piętnastu pocisków. Wtedy Gabriel się znudził. Dorzucił dwadzieścia i podkręcił prędkość.
Widząc trzydzieści pięć wodnych pocisków gnających w jego stronę, przeciwnik szybko spieprzył na prawo. Jeśli liczył na to że uda mu się umknąć, to się pomylił. Gabriel bez widzialnego wysiłku zmienił trajektorie pocisków.
Ofiara zasłoniła się magiczną tarczą. Rozbryznęło się na niej pięć pocisków. Reszta uderzyła w podłoże wznosząc niewielkie fontanny ziemi.
-A teraz to co lubię najbardziej- powiedział cicho Gabriel i wystrzelił w kierunku przeciwnika przygotowując zaklęcie w biegu.
Ale przeciwnik nie czekał na miejscu. Natychmiast wykorzystał wodę z poprzedniego ataku i wysłał chmarę pocisków w stronę Gabriela. Ten nawet się nie przejął. Stworzył własną tarczę na której rozsmarowały się zagrażające mu bezpośrednio pociski. Reszta została przejęta.
Przeszli do walki w zwarciu. Gabriel, który był większy i silniejszy niż jego przeciwnik uzyskał natychmiastową przewagę. Wyprowadził dwa ciosy na raz. Jeden w głowę, drugi w tułów. Drugi mag skoczył do tyłu. Na wargi Gabriela wypłynął uśmiech. Bez żadnych słów czy gestów zmusił jeden z pocisków do ataku. Rozsmarował się na tarczy przeciwnika, ale jego urywany oddech powiedział Gabrielowi wszystko co ten chciał wiedzieć. Naparł jeszcze mocniej.
Na maga posypał się prawdziwy grad ciosów i kopnięć. Przetykanych atakami magią. Jego oddech szarpał się. Robił coraz płytszy. Pot zalewał mu oczy. Wiedział, że przegrywa. Wiedział, że nie ma szans. Ale walczył dalej. I w końcu nie zdążył zablokować pięści na czas. Dostał bardzo pechowo. W bok szczęki. Stracił przytomność zanim uderzył o ziemię.
Gabriel stał nad przeciwnikiem. Jedynymi oznakami zmęczenia był trochę przyśpieszony oddech i cieniutka warstwa potu nad brwią. Nagle zwrócił uwagę na ryk tłumu. Zdecydowanie była to najlepsza walka turnieju. Przynajmniej na razie. Gabriel uśmiechnął się i podniósł zaciśniętą pięść w górę. Tak jak wczorajsza walka pozostawiła w jego ustach niesmak, tak dzisiejsza pozostawiła uczucie euforii.
Poczuł się lepiej, dużo lepiej. Dalej nie wiedział co robi na tym świecie, dalej czuł się zagubiony. Ale teraz przynajmniej czuł, że jest dla niego miejsce na tym świecie.
Schodził z areny zadowolony. Sprawdził delikatnie kaptur. Dalej był na swoim miejscu. W ciągu całej walki nie zsunął się ani o milimetr.
poniedziałek, 19 marca 2012
Test Cz.5
Gabriel wrócił do Pietii i Slywii. Teraz patrzyli na niego trochę inaczej. Z większym szacunkiem. Zwłaszcza Firemane. Dla wilkołaków siła to absolut. Bez niej nie prezentujesz sobą nic.
-Imponujące- powiedział Val- Bardzo ciekawa aplikacja lodowego pocisku.
-Po prostu mam bardzo dobrego mistrza- powiedział Gabriel skromnie.
-Jesteś silny- powiedziała Slywia i poparła to klepnięciem w plecy, tak mocnym, że Gabriel aż się zatoczył.
-Racja- poparł ją Pietia- Po zaledwie pięciu latach nauki osiągnięcie takiej swobody w rzucaniu zaklęć jest rzadkością. Masz niebywały talent i nie powinieneś się tego wstydzić.
-No chyba, że twój mistrz uczył cię dłużej?- dokończył i spojrzał pytająco na Gabriela.
-Nie, nie.- powiedział szybko chłopak- Mój mistrz uczył mnie cztery lata.
Firemane i Val zgodnie popatrzyli na niego jak na bardzo dziwne zwierze.
-Jaja sobie robisz?!- zapytała nie dowierzając Slywia.- Nie da się osiągnąć takiej biegłości w cztery lata!
-Uspokój się- powiedział Pietia- Gabriel nie kłamie. Czuje to.
Jego słowa osadziły Firemane na miejscu, ale dalej nie wyglądała na przekonaną. Rozległo się nawoływanie do obejrzenia kolejnego pojedynku.
-Może popatrzmy?- powiedział nerwowo Gabriel.
-Słusznie- powiedział Val uśmiechając się miękko- I przepraszam za naszą reakcje. Po prostu oboje uczyliśmy się po pięć lat i nadal nie posługujemy się magią z taką łatwością jak ty. Trudno jest nam więc przełknąć, że uczyłeś się tylko cztery lata. To... Bardzo niezwykłe.
Atmosfera ponownie rozluźniła się i Gabriel już z lekkim uśmiechem zaczął oglądać kolejny pojedynek.
Kolejne pojedynki były nudne. Nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi o to, że brakowało akcji. Po prostu po błyskawicznych zwycięstwach jakie kolejno zaserwowali Verse i Gabriel, reszta zawodników wypadła blado. Obie następne pary magów wody długo próbowały się zaklęciami. Ostatecznie nie zdecydowali się też na użycie lodu, więc emocje tłumu mocno opadły.
Dla mnie nie pojawiły się żadne nowe zaklęcia, a słaba praca w zwarciu tylko nudziła. Bardziej wyglądało to na parę dzieciaków chlapiących na siebie wodą niż pojedynek magów bojowych. Grześ z nudów aż zaczął popierdywać w rytm jakiejś melodii. Rzecz byłaby zabawna gdyby nie fakt, że jego tyłek znajduje się na wysokości mojego podbródka. Także sytuacja była wyjątkowo dupiana.
Sytuacja poprawiła się dopiero, gdy Firemane została wezwana do pierwszego pojedynku magów ognia. W myśl najlepszej strategii wilkołaków "Atak, Atak, Atak", od razu przeszła do walki w zwarciu. A że z przeciwnika też nie była dupa wołowa, to było na co popatrzeć. Wspaniały pokaz walki wręcz, gdzie każdy cios kończył się fontanną płomieni lub eksplozją.
W sumie najbardziej podobał mi się moment, kiedy Firemane strzeliła swojego przeciwnika w pysk i podpaliła mu włosy. Tym ruchem nadzieje na zwycięstwo jej przeciwnika poszły z dymem. Litościwie zgasiła go, ale dopiero gdy już chwile pobiegał w kółko.
Drugi zestaw magów ognia był trochę mniej efektowny, ale też sprawił widowni dużo uciechy. Przegrana w tym meczu była po prostu nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Magowi zajęła się szata od własnego zaklęcia. Kiedy pośpiesznie ją z siebie zrzucał przeciwnik wyprowadził szybki prawy prosty. Trafił idealnie i znokautował pechowego maga.
Pojedynek Vala był wisienką na torcie. Podobnie jak Gabriel i Verse wykończył przeciwnika błyskawicznie. Bo widzicie magowie ziemi to głównie twardo stąpający po ziemi ludzie, którzy specjalizują się w obronie. Natomiast Pietia kompletnie porzucił te założenia. Zaatakował błyskawicznie wyrzucając przeciwnika w powietrze filarem ziemi. A gdy tamten spokojnie frunął przez błękitny przestwór, Val cisnął w niego kamieniem. Odruchy wzięły u przeciwnika górę. Spróbował postawić zaporę z ziemi. Pomysł w większości przypadków świetny, ale gdy do ziemi jakieś dziesięć metrów to zapora rośnie przerażająco powoli.
Pocisk doleciał szybciej. Dużo szybciej. Trafił prosto w tułów. Zakładam, że połamał kilka żeber. Mag wymiotował jak wulkan kiedy znosili go z areny.
Reszta pojedynków została przeniesiona na dzień następny. Powinno być ciekawiej... Duuuużo ciekawiej.
-Imponujące- powiedział Val- Bardzo ciekawa aplikacja lodowego pocisku.
-Po prostu mam bardzo dobrego mistrza- powiedział Gabriel skromnie.
-Jesteś silny- powiedziała Slywia i poparła to klepnięciem w plecy, tak mocnym, że Gabriel aż się zatoczył.
-Racja- poparł ją Pietia- Po zaledwie pięciu latach nauki osiągnięcie takiej swobody w rzucaniu zaklęć jest rzadkością. Masz niebywały talent i nie powinieneś się tego wstydzić.
-No chyba, że twój mistrz uczył cię dłużej?- dokończył i spojrzał pytająco na Gabriela.
-Nie, nie.- powiedział szybko chłopak- Mój mistrz uczył mnie cztery lata.
Firemane i Val zgodnie popatrzyli na niego jak na bardzo dziwne zwierze.
-Jaja sobie robisz?!- zapytała nie dowierzając Slywia.- Nie da się osiągnąć takiej biegłości w cztery lata!
-Uspokój się- powiedział Pietia- Gabriel nie kłamie. Czuje to.
Jego słowa osadziły Firemane na miejscu, ale dalej nie wyglądała na przekonaną. Rozległo się nawoływanie do obejrzenia kolejnego pojedynku.
-Może popatrzmy?- powiedział nerwowo Gabriel.
-Słusznie- powiedział Val uśmiechając się miękko- I przepraszam za naszą reakcje. Po prostu oboje uczyliśmy się po pięć lat i nadal nie posługujemy się magią z taką łatwością jak ty. Trudno jest nam więc przełknąć, że uczyłeś się tylko cztery lata. To... Bardzo niezwykłe.
Atmosfera ponownie rozluźniła się i Gabriel już z lekkim uśmiechem zaczął oglądać kolejny pojedynek.
Kolejne pojedynki były nudne. Nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi o to, że brakowało akcji. Po prostu po błyskawicznych zwycięstwach jakie kolejno zaserwowali Verse i Gabriel, reszta zawodników wypadła blado. Obie następne pary magów wody długo próbowały się zaklęciami. Ostatecznie nie zdecydowali się też na użycie lodu, więc emocje tłumu mocno opadły.
Dla mnie nie pojawiły się żadne nowe zaklęcia, a słaba praca w zwarciu tylko nudziła. Bardziej wyglądało to na parę dzieciaków chlapiących na siebie wodą niż pojedynek magów bojowych. Grześ z nudów aż zaczął popierdywać w rytm jakiejś melodii. Rzecz byłaby zabawna gdyby nie fakt, że jego tyłek znajduje się na wysokości mojego podbródka. Także sytuacja była wyjątkowo dupiana.
Sytuacja poprawiła się dopiero, gdy Firemane została wezwana do pierwszego pojedynku magów ognia. W myśl najlepszej strategii wilkołaków "Atak, Atak, Atak", od razu przeszła do walki w zwarciu. A że z przeciwnika też nie była dupa wołowa, to było na co popatrzeć. Wspaniały pokaz walki wręcz, gdzie każdy cios kończył się fontanną płomieni lub eksplozją.
W sumie najbardziej podobał mi się moment, kiedy Firemane strzeliła swojego przeciwnika w pysk i podpaliła mu włosy. Tym ruchem nadzieje na zwycięstwo jej przeciwnika poszły z dymem. Litościwie zgasiła go, ale dopiero gdy już chwile pobiegał w kółko.
Drugi zestaw magów ognia był trochę mniej efektowny, ale też sprawił widowni dużo uciechy. Przegrana w tym meczu była po prostu nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Magowi zajęła się szata od własnego zaklęcia. Kiedy pośpiesznie ją z siebie zrzucał przeciwnik wyprowadził szybki prawy prosty. Trafił idealnie i znokautował pechowego maga.
Pojedynek Vala był wisienką na torcie. Podobnie jak Gabriel i Verse wykończył przeciwnika błyskawicznie. Bo widzicie magowie ziemi to głównie twardo stąpający po ziemi ludzie, którzy specjalizują się w obronie. Natomiast Pietia kompletnie porzucił te założenia. Zaatakował błyskawicznie wyrzucając przeciwnika w powietrze filarem ziemi. A gdy tamten spokojnie frunął przez błękitny przestwór, Val cisnął w niego kamieniem. Odruchy wzięły u przeciwnika górę. Spróbował postawić zaporę z ziemi. Pomysł w większości przypadków świetny, ale gdy do ziemi jakieś dziesięć metrów to zapora rośnie przerażająco powoli.
Pocisk doleciał szybciej. Dużo szybciej. Trafił prosto w tułów. Zakładam, że połamał kilka żeber. Mag wymiotował jak wulkan kiedy znosili go z areny.
Reszta pojedynków została przeniesiona na dzień następny. Powinno być ciekawiej... Duuuużo ciekawiej.
niedziela, 18 marca 2012
Test Cz.4
Na prawdę nie lubię Versa, ale jedno muszę mu przyznać. Magiem jest dobrym. Walkę skończył poniżej minuty. Co prawda dla mnie mecz był ewidentnie ustawiony, ale i tak sprawił się bardzo zręcznie. Na prawdę można byłoby posądzać go o "czyste" zwycięstwo... O ile się go wcześniej nie poznało.
-Jutro Gabriel będzie z nim walczył- powiedziałem do Grzesia
-Myślisz?
-Taaa, zakładając, że w magach wody nie ma jakiegoś geniusza to powinien sobie poradzić.
Grześ potarł się po tyłku w głębokim zamyśleniu(inaczej zauważyłbym po czym się pociera).
-Jakie szanse ma Gabriel?
-Verse sprawił się szybko- powiedziałem- Ale nie wystarczająco szybko, żebym nie był w stanie ocenić jego siły.
-Więc?
-Gabriel ma więcej many, ale Verse dalece przewyższa go w kontroli.- przerwałem tłumaczenie na chwilę.- Czyli mamy raczej przesrane.
Grześ westchnął ciężko.
-Przynajmniej mamy dwa mecze przed sobą.
Pokiwałem głową i przyjrzałem się ekranowi uważniej, bo oto na arenę wezwano Gabriela.
Gabriel szedł na arenę lekko spięty. Nie było to dziwne zważywszy, że jest to jego pierwszy prawdziwy pojedynek, a sparringi z Markusem trudno uznać za satysfakcjonujące przygotowanie.
Słuchał uważnie sędziego, gdy ten ponownie tłumaczył zasady przed pojedynkiem. Walka dopóki przeciwnik nie podda się lub nie jest zdolny do dalszej walki. Zabicie przeciwnika nie jest mile widziane, ale w wyjątkowych okolicznościach do zaakceptowania.
Obaj uczestnicy kiwnęli głowami na znak, że zrozumieli. Uścisnęli sobie prawice i odsunęli o dziesięć kroków każdy.
Sędzia dał znak do rozpoczęcia.
Gabriel nie czekając na to co zrobi przeciwnik ruszył biegiem w bok. Przywołał gestem pojedynczy pocisk wody, zlokalizował oponenta kątem oka i uwolnił zaklęcie. Zatrzymał się na chwile by zobaczyć reakcje przeciwnika i zebrać trochę wody z otoczenia. Ze zdziwieniem zauważył, że zaklęcie nie zostało przejęte. Drugi mag po prostu uskoczył na bok i zaczął zbierać wodę do własnego zaklęcia.
Pierwszy zbierać wodę skończył Gabriel. Stworzył trzy lodowe pociski, ale zostawił w samym środku trochę wody. Przeciwnik znowu spróbował się uchylić i , jak zauważył Gabriel, uniki były bardziej dostosowane do walki na miecze. Płytkie. W walce, w zwarciu idealne. W walce z magiem już nie do końca. Mag zbierał się do rzucenia własnego zaklęcia gdy pociski przelatywały koło niego. Właśnie wtedy Gabriel wykorzystał wodę w środku do zdetonowania lodowych szpikulców.
Przeciwnik upadł na ziemię przeraźliwie krzycząc i zwijając się z bólu. Jeden z odłamków trafił go prosto w oko.
Sędzia przytomnie przerwał walkę i ogłosił zwycięzce. Gabriel w ciszy patrzył na magów opatrujących jego przeciwnika. Martwił się o jego stan. Nie miał nic przeciwko zabijaniu prawdziwych wrogów. Ale to był tylko test, a on mógł trwale okaleczyć chłopaka. To zwycięstwo wcale go nie ucieszyło. Czuj jednak swego rodzaju dumę. Dumę ze swojego mistrza. Markus przygotował go do walki perfekcyjnie. To albo jego przeciwnik był po prostu niesamowitym ofermą.
Po meczu siedzieliśmy z Grzesiem w ciszy.
-Kurwa.- odezwał się pierwszy.- Ale dostaliśmy fajtłapowatego przeciwnika.
-Nie do końca- odpowiedziałem cicho- Po prostu jego mistrz nigdy nie uwzględnił faktycznej walki w treningu. Gdy zbierał się do zaklęcia, starał się dobrać idealną ilość many. W warunkach treningowych świetny plan, bo ćwiczy koncentracje i kontrole. W warunkach bojowych skrajny idiotyzm i przepis na samobójstwo.
-Wychodzi na to samo- sarknął.
-W sumie- przyznałem- Ale muszę przyznać Markusowi, że dokładnie wiedział na co położyć nacisk w treningu.
-Skoro tak twierdzisz- powiedział Grześ bez przekonania.
-Teraz muszę tylko zobaczyć jak inni mistrzowie przygotowali swoich uczniów.- powiedziałem do siebie- Bo teraz istnieje możliwość, że w tym całym teście dojdziemy do finału.
-Jutro Gabriel będzie z nim walczył- powiedziałem do Grzesia
-Myślisz?
-Taaa, zakładając, że w magach wody nie ma jakiegoś geniusza to powinien sobie poradzić.
Grześ potarł się po tyłku w głębokim zamyśleniu(inaczej zauważyłbym po czym się pociera).
-Jakie szanse ma Gabriel?
-Verse sprawił się szybko- powiedziałem- Ale nie wystarczająco szybko, żebym nie był w stanie ocenić jego siły.
-Więc?
-Gabriel ma więcej many, ale Verse dalece przewyższa go w kontroli.- przerwałem tłumaczenie na chwilę.- Czyli mamy raczej przesrane.
Grześ westchnął ciężko.
-Przynajmniej mamy dwa mecze przed sobą.
Pokiwałem głową i przyjrzałem się ekranowi uważniej, bo oto na arenę wezwano Gabriela.
Gabriel szedł na arenę lekko spięty. Nie było to dziwne zważywszy, że jest to jego pierwszy prawdziwy pojedynek, a sparringi z Markusem trudno uznać za satysfakcjonujące przygotowanie.
Słuchał uważnie sędziego, gdy ten ponownie tłumaczył zasady przed pojedynkiem. Walka dopóki przeciwnik nie podda się lub nie jest zdolny do dalszej walki. Zabicie przeciwnika nie jest mile widziane, ale w wyjątkowych okolicznościach do zaakceptowania.
Obaj uczestnicy kiwnęli głowami na znak, że zrozumieli. Uścisnęli sobie prawice i odsunęli o dziesięć kroków każdy.
Sędzia dał znak do rozpoczęcia.
Gabriel nie czekając na to co zrobi przeciwnik ruszył biegiem w bok. Przywołał gestem pojedynczy pocisk wody, zlokalizował oponenta kątem oka i uwolnił zaklęcie. Zatrzymał się na chwile by zobaczyć reakcje przeciwnika i zebrać trochę wody z otoczenia. Ze zdziwieniem zauważył, że zaklęcie nie zostało przejęte. Drugi mag po prostu uskoczył na bok i zaczął zbierać wodę do własnego zaklęcia.
Pierwszy zbierać wodę skończył Gabriel. Stworzył trzy lodowe pociski, ale zostawił w samym środku trochę wody. Przeciwnik znowu spróbował się uchylić i , jak zauważył Gabriel, uniki były bardziej dostosowane do walki na miecze. Płytkie. W walce, w zwarciu idealne. W walce z magiem już nie do końca. Mag zbierał się do rzucenia własnego zaklęcia gdy pociski przelatywały koło niego. Właśnie wtedy Gabriel wykorzystał wodę w środku do zdetonowania lodowych szpikulców.
Przeciwnik upadł na ziemię przeraźliwie krzycząc i zwijając się z bólu. Jeden z odłamków trafił go prosto w oko.
Sędzia przytomnie przerwał walkę i ogłosił zwycięzce. Gabriel w ciszy patrzył na magów opatrujących jego przeciwnika. Martwił się o jego stan. Nie miał nic przeciwko zabijaniu prawdziwych wrogów. Ale to był tylko test, a on mógł trwale okaleczyć chłopaka. To zwycięstwo wcale go nie ucieszyło. Czuj jednak swego rodzaju dumę. Dumę ze swojego mistrza. Markus przygotował go do walki perfekcyjnie. To albo jego przeciwnik był po prostu niesamowitym ofermą.
Po meczu siedzieliśmy z Grzesiem w ciszy.
-Kurwa.- odezwał się pierwszy.- Ale dostaliśmy fajtłapowatego przeciwnika.
-Nie do końca- odpowiedziałem cicho- Po prostu jego mistrz nigdy nie uwzględnił faktycznej walki w treningu. Gdy zbierał się do zaklęcia, starał się dobrać idealną ilość many. W warunkach treningowych świetny plan, bo ćwiczy koncentracje i kontrole. W warunkach bojowych skrajny idiotyzm i przepis na samobójstwo.
-Wychodzi na to samo- sarknął.
-W sumie- przyznałem- Ale muszę przyznać Markusowi, że dokładnie wiedział na co położyć nacisk w treningu.
-Skoro tak twierdzisz- powiedział Grześ bez przekonania.
-Teraz muszę tylko zobaczyć jak inni mistrzowie przygotowali swoich uczniów.- powiedziałem do siebie- Bo teraz istnieje możliwość, że w tym całym teście dojdziemy do finału.
czwartek, 15 marca 2012
Test Cz.3
Leżałem rozwalony na leżaku i patrzyłem. I w tym momencie jestem wdzięczny niebiosom za to że Markus jest magiem bojowym. Testy magistrów magii to po prostu seria prób. Markus wspomniał tylko o kalibrowaniu schematów magicznych. Z zabawy z teleportem wiem, że nawet drobna pomyłka może mieć dość opłakane skutki. Testy magów bojowych są jednak dużo bardziej dynamiczne.
Dlaczego? No na logikę, mag bojowy to taki, który będzie walczył. Dlatego test przybrał formę pojedynków między uczniami. Para finałowa miała zapewniony awans na pełnoprawnych magów, reszta musi pokazać, że opanowała magię w wystarczającym stopniu, bo w końcu w pojedynkach różnie bywa. Nie zawsze wygrywa silniejszy. Jeśli się nie wykazali, no to good bye i życzymy szczęścia na następnym teście.
-Ooo... Zaczyna się!- powiedział podekscytowany Grześ.
Popatrzyłem na niego, rzadko okazywał zaciesz na gębie. I błyskawicznie odwróciłem wzrok. Taak, jeszcze go nie poprzestawiałem tak jak trzeba.
-No to co mamy na rozkładówce.- zapytałem sam siebie- Jakieś dwa mecze magów wiatru, potem my... to znaczy Gabriel. Po nim kolejne dwie pary magów wody. Dwie pary magów ognia i para magów ziemi.
-Dokładnie tak- powiedział Grześ
Pierwsza para magów wyszła na arenę. Obaj należeli do rasy Fae i na ile mogę to stwierdzić z samego widma many, byli mniej więcej równie potężni. Zaczęli próbować się zaklęciami. Standardowy zestaw, który skrzętnie zapamiętywałem. Nie byłem w stanie podchwycić inkantacji, ale gesty powiedziały mi wiele. Zasadniczo nie różniły się od wody. Dosłownie kilka nowych ułożeń palców i dłoni.
Sama walka była bardzo interesująca zwłaszcza kiedy uczeń A rzucił na raz trzy ostrza wiatru. Pojawiły się trzy bruzdy w ziemi, szybko zmierzające w stronę ucznia B, ale ten założył barierę i oddał dwunastoma strzałami wiatru. Zaklęciem nie zabójczym, aczkolwiek z opisów, cholernie kłującym. I podejrzewam, że dalej byłoby równie emocjonująco, ale z samej natury magii, której używali, uniósł się kurz. Po pięciu minutach walki chuja już widziałem.
-Tępe chuje- warknął wkurzony Grześ- Mogli to wcześniej polać wodą.
Pokiwałem entuzjastycznie głową. W rzeczy samej, gdyby polali podłoże wodą, można by zobaczyć całość walki, a tak? Po kolejnych dziesięciu minutach od zaniku widoczności, z chmury kurzu wyfrunął uczeń B. Cała walka sprowadziła się do pięciu minut gry wstępnej, a potem przez dziesięć minut chuj w dupę. A najgorsze jest to, że cały kurz został uniesiony magicznie i widziałem tylko wielką chmurę many. Uświadomiło mi to jednak nad czym muszę jeszcze popracować. Chociaż tyle.
Gabriel patrzył zawiedziony na chmurę kurzu.
-Szkoda, że nic nie widać- powiedział
-Mogli polać wodą- stwierdziła Firemane
-Nie mogli- powiedział Val- bezpośrednio po tych dwóch pojedynkach wchodzą magowie wody. Mokre podłoże dałoby im przewagę.
-Przecież, obaj walczący będą używać wody- zauważyła trzeźwo Slywia.
-Teoretycznie tak- odpowiedział- Ale rada ma możliwość "honorowego nadania". To znaczy, uznać ucznia za pełnoprawnego maga, bez dalszych testów, nawet jeśli przegrał przed finałami. Rozumiesz?
-Z wodą pod ręką wydawalibyśmy się potężniejsi niż w rzeczywistości- powiedział Gabriel- Z wysuszonej gleby ciężko uzyskać wystarczającą ilość wody do ataku.
-Tak- powiedział Val- W konsekwencji, ty i Slywia macie najmniejsze szanse na otrzymanie nadania.
Gabriel zmarszczył brwi nie rozumiejąc.
-Jesteś magiem wody, a musisz walczyć na suchym podłożu- zaczął wyjaśniać- A Slywia jest magiem ognia i siłą rzeczy musi ogień stworzyć, do tego będzie walczyć bezpośrednio po magach wody, a im wilgotniej tym trudniej o porządny ogień. Ataki w przypadku was obojga pożerają wielkie ilości many. Dlatego też nie będziecie w stanie użyć żadnych dużych zaklęć.
-Znaczy to tylko tyle, że musimy dojść do finału- powiedziała twardo Firemane.
Val uśmiechnął się i pokręcił lekko głową.
-Eh, ty nigdy nie mnożysz problemów.
Tymczasem ogłoszono uczestników kolejnego pojedynku. Jedno nazwisko Gabriel dziś już słyszał. Verse.
Dlaczego? No na logikę, mag bojowy to taki, który będzie walczył. Dlatego test przybrał formę pojedynków między uczniami. Para finałowa miała zapewniony awans na pełnoprawnych magów, reszta musi pokazać, że opanowała magię w wystarczającym stopniu, bo w końcu w pojedynkach różnie bywa. Nie zawsze wygrywa silniejszy. Jeśli się nie wykazali, no to good bye i życzymy szczęścia na następnym teście.
-Ooo... Zaczyna się!- powiedział podekscytowany Grześ.
Popatrzyłem na niego, rzadko okazywał zaciesz na gębie. I błyskawicznie odwróciłem wzrok. Taak, jeszcze go nie poprzestawiałem tak jak trzeba.
-No to co mamy na rozkładówce.- zapytałem sam siebie- Jakieś dwa mecze magów wiatru, potem my... to znaczy Gabriel. Po nim kolejne dwie pary magów wody. Dwie pary magów ognia i para magów ziemi.
-Dokładnie tak- powiedział Grześ
Pierwsza para magów wyszła na arenę. Obaj należeli do rasy Fae i na ile mogę to stwierdzić z samego widma many, byli mniej więcej równie potężni. Zaczęli próbować się zaklęciami. Standardowy zestaw, który skrzętnie zapamiętywałem. Nie byłem w stanie podchwycić inkantacji, ale gesty powiedziały mi wiele. Zasadniczo nie różniły się od wody. Dosłownie kilka nowych ułożeń palców i dłoni.
Sama walka była bardzo interesująca zwłaszcza kiedy uczeń A rzucił na raz trzy ostrza wiatru. Pojawiły się trzy bruzdy w ziemi, szybko zmierzające w stronę ucznia B, ale ten założył barierę i oddał dwunastoma strzałami wiatru. Zaklęciem nie zabójczym, aczkolwiek z opisów, cholernie kłującym. I podejrzewam, że dalej byłoby równie emocjonująco, ale z samej natury magii, której używali, uniósł się kurz. Po pięciu minutach walki chuja już widziałem.
-Tępe chuje- warknął wkurzony Grześ- Mogli to wcześniej polać wodą.
Pokiwałem entuzjastycznie głową. W rzeczy samej, gdyby polali podłoże wodą, można by zobaczyć całość walki, a tak? Po kolejnych dziesięciu minutach od zaniku widoczności, z chmury kurzu wyfrunął uczeń B. Cała walka sprowadziła się do pięciu minut gry wstępnej, a potem przez dziesięć minut chuj w dupę. A najgorsze jest to, że cały kurz został uniesiony magicznie i widziałem tylko wielką chmurę many. Uświadomiło mi to jednak nad czym muszę jeszcze popracować. Chociaż tyle.
Gabriel patrzył zawiedziony na chmurę kurzu.
-Szkoda, że nic nie widać- powiedział
-Mogli polać wodą- stwierdziła Firemane
-Nie mogli- powiedział Val- bezpośrednio po tych dwóch pojedynkach wchodzą magowie wody. Mokre podłoże dałoby im przewagę.
-Przecież, obaj walczący będą używać wody- zauważyła trzeźwo Slywia.
-Teoretycznie tak- odpowiedział- Ale rada ma możliwość "honorowego nadania". To znaczy, uznać ucznia za pełnoprawnego maga, bez dalszych testów, nawet jeśli przegrał przed finałami. Rozumiesz?
-Z wodą pod ręką wydawalibyśmy się potężniejsi niż w rzeczywistości- powiedział Gabriel- Z wysuszonej gleby ciężko uzyskać wystarczającą ilość wody do ataku.
-Tak- powiedział Val- W konsekwencji, ty i Slywia macie najmniejsze szanse na otrzymanie nadania.
Gabriel zmarszczył brwi nie rozumiejąc.
-Jesteś magiem wody, a musisz walczyć na suchym podłożu- zaczął wyjaśniać- A Slywia jest magiem ognia i siłą rzeczy musi ogień stworzyć, do tego będzie walczyć bezpośrednio po magach wody, a im wilgotniej tym trudniej o porządny ogień. Ataki w przypadku was obojga pożerają wielkie ilości many. Dlatego też nie będziecie w stanie użyć żadnych dużych zaklęć.
-Znaczy to tylko tyle, że musimy dojść do finału- powiedziała twardo Firemane.
Val uśmiechnął się i pokręcił lekko głową.
-Eh, ty nigdy nie mnożysz problemów.
Tymczasem ogłoszono uczestników kolejnego pojedynku. Jedno nazwisko Gabriel dziś już słyszał. Verse.
wtorek, 13 marca 2012
Test Cz.2
Gabriel oparł się o ścianę i miał nadzieję, że pozostali uczniowie dadzą mu święty spokój. Nawet powoli zaczynał w to wierzyć, ponieważ para która go odkryła trzymała dystans. Niestety jego nadzieje szybko ukróciło przybycie wyzywająco (jak na ucznia) ubranego młodzieńca.
Podszedł do Gabriela i popatrzył na niego z góry. Wyczyn doprawdy niesamowity, zważywszy na to, że był dobre czterdzieści centymetrów niższy. Wywołał na twarzy uśmiech typu "robię ci łaskę zwracając na ciebie uwagę" i przemówił.
-Więc to ty jesteś uczniem "sławnego" mistrza Markusa.- bardziej stwierdził niż zapytał, ale Gabriel i tak kiwnął głową. Uśmiech na twarzy nieznajomego zmienił się na wzgardliwy. Tymczasem prawie niezauważalnie przyczłapał jeszcze jeden uczeń. Zapewne "przydupas" zapatrzonego w siebie pięknisia.
-Hm- chrząknął- czy tam na prowincji nie nauczono cię jak się zachowywać w obecności szlachty? No ale znając zwyczaje twojego mistrza zapewne nawet nie wiesz z kim rozmawiasz.
Gabriel lekko zmarszczył brew. Nie podobał mu się kierunek w którym zmierzała konwersacja. Rozpoznał typ z którym miał do czynienia. Markus nazywał ich "zapatrzonymi w siebie, nadętymi dupkami". Z opisów mistrza wiedział również, że powinien szybko skończyć konwersacje i trzymać się jak najdalej, a jeśli nie jest to możliwe, to nie dać się wytrącić z równowagi i dać im się wygadać do woli.
-Dla twojej informacji prowincjuszu- kontynuował szlachcic- Jestem Julius Verse. Trzeci syn szlachetnego i starożytnego rodu Verse.
Zdanie zakończył tak jakby oczekiwał na oklaski.
-Uhm- w końcu zdecydował się odpowiedzieć Gabriel- Miło mi w takim razie poznać Juliusie Verse.
Powiedziawszy to Gabriel skłonił lekko głowę. Miał nadzieję, że wystarczy to by Verse dał mu spokój. Niestety nie wystarczyło. Verse skwitował ukłon teatralnym westchnieniem.
-Ach, wy prowincjusze zaiste nie znacie zasad dobrego wychowania. Nie wiesz mój zaściankowy przyjacielu, że ukłon należy wykonać z odkrytą głową?
Gabriel poczuł się trochę nieswojo. Gdyby był przeciętnym przedstawicielem, którejś z ras tego świata, to przełknąłby próbę upokorzenia i po prostu ukłonił się ponownie. Ale ostatnią rzeczą jakiej chciał, było przyciąganie jeszcze większej uwagi tuż przed testem. Zaczął więc główkować jak wyjść z kłopotliwej sytuacji. Szczęśliwie z odsieczą przybyła rudowłosa wilkołak.
-Verse, daj chłopakowi spokój.- powiedziała poirytowanym głosem- Dalsze dręczenie prowincjusza byłoby poniżej honoru szlachcica.
-Firemane ma racje- poparł ją cicho wampir.
Verse skrzywił się lekko.
-Skoro tak twierdzicie, pani Firemane, panie Val- ukłonił się im lekko, odwrócił się następnie do Gabriela- A co do ciebie, to kiedyś zmuszę cię do zdjęcia przede mną kaptura.
-To niech lepiej ktoś ci krzesło podstawi- powiedział rozbawiony głos zza pleców Versa. Kilka osób parsknęło śmiechem.
-Kto to powiedział!?- zawołał wściekły Verse- No kto!?
Najwyraźniej miał kompleks dotyczący własnego wzrostu. Wściekły oddalił się od Gabriela w poszukiwaniu żartownisia. "Przydupas" ruszył za nim cicho jak cień.
Tym razem do Gabriela podeszli Firemane i Val.
-Dziękuje za pomoc- powiedział Gabriel.
- Nie ma o czym mówić.- odpowiedział wampir. Wilkołak tylko parsknęła.
-Nazywam się Pietia Val, a to czarowna dama to Slywia Firemane.
-Gabriel.
Firemane patrzyła na niego pytająco.
-Czym jestem?- zgadł
-Cóż, nie da się ukryć, że pachniesz... "inaczej"- powiedział Val.
-Taaaak- powiedział Gabriel- Z chęcią zaspokoiłbym waszą ciekawość, ale niestety nie wiem. Według mistrza Markusa zostałem przypadkowo wyrzucony z własnego planu rzeczywistości.
Oboje skrzywili się na tę informacje.
-To.... wielce niefortunne- powiedział powoli Pietia- Moje wyrazy współczucia. Musisz tęsknić za bliskimi.
-Dziękuje- odpowiedział Gabriel- ale kolejną przypadłością takiego przerzutu jest amnezja...
-Utrata pamięci- wyjaśnił widząc ich nierozumiejące spojrzenia.
Firemane skrzywiła się.
- Kurwa- podsumowała.
Dalszą konwersacje przerwało nawoływanie do obejrzenia pierwszej walki testu.
-Zechcesz oglądać z nami?- zapytał Pietia
-Z chęcią- odpowiedział Gabriel, zadowolony, że kłopotliwa sytuacja zakończyła się tak pozytywnie.
Sytuacja w jakiej znalazł się Gabriel przyciągnęła moją uwagę. Jakiś nadęty chuj próbował z nim zacząć. Wiecie, dużo mogę znieść, ale takich kutasów bardzo nie lubię. Szczęśliwie napatoczyli się jacyś przyzwoici ludzie i wyprostowali sytuację. Ale naprawdę... znacie mnie, nie mogłem kutasińskiemu odpuścić. Skupiłem się i stworzyłem magiczną projekcję własnego głosu kilka metrów za plecami tego całego Versa. I zakładając, że ma te kompleksy o których myślę, że je ma, to powinno być zabawnie.
-To niech lepiej ktoś ci krzesło podstawi- powiedziałem i patrzyłem jak jego złośliwe ślepka wypełnia furia, a wymuskaną buźkę krew zalewa.
Wyrąbaliśmy z Grzesiem ze śmiechu. No kurwa było warto. Rechotaliśmy jak potłuczeni dopóki nie uspokoił nas sygnał na rozpoczęcie pierwszej walki. Stworzyłem nam dwa leżaki i wyciągnęliśmy się pooglądać, a w moim przypadku także podwinąć kilka nowych zaklęć.
Podszedł do Gabriela i popatrzył na niego z góry. Wyczyn doprawdy niesamowity, zważywszy na to, że był dobre czterdzieści centymetrów niższy. Wywołał na twarzy uśmiech typu "robię ci łaskę zwracając na ciebie uwagę" i przemówił.
-Więc to ty jesteś uczniem "sławnego" mistrza Markusa.- bardziej stwierdził niż zapytał, ale Gabriel i tak kiwnął głową. Uśmiech na twarzy nieznajomego zmienił się na wzgardliwy. Tymczasem prawie niezauważalnie przyczłapał jeszcze jeden uczeń. Zapewne "przydupas" zapatrzonego w siebie pięknisia.
-Hm- chrząknął- czy tam na prowincji nie nauczono cię jak się zachowywać w obecności szlachty? No ale znając zwyczaje twojego mistrza zapewne nawet nie wiesz z kim rozmawiasz.
Gabriel lekko zmarszczył brew. Nie podobał mu się kierunek w którym zmierzała konwersacja. Rozpoznał typ z którym miał do czynienia. Markus nazywał ich "zapatrzonymi w siebie, nadętymi dupkami". Z opisów mistrza wiedział również, że powinien szybko skończyć konwersacje i trzymać się jak najdalej, a jeśli nie jest to możliwe, to nie dać się wytrącić z równowagi i dać im się wygadać do woli.
-Dla twojej informacji prowincjuszu- kontynuował szlachcic- Jestem Julius Verse. Trzeci syn szlachetnego i starożytnego rodu Verse.
Zdanie zakończył tak jakby oczekiwał na oklaski.
-Uhm- w końcu zdecydował się odpowiedzieć Gabriel- Miło mi w takim razie poznać Juliusie Verse.
Powiedziawszy to Gabriel skłonił lekko głowę. Miał nadzieję, że wystarczy to by Verse dał mu spokój. Niestety nie wystarczyło. Verse skwitował ukłon teatralnym westchnieniem.
-Ach, wy prowincjusze zaiste nie znacie zasad dobrego wychowania. Nie wiesz mój zaściankowy przyjacielu, że ukłon należy wykonać z odkrytą głową?
Gabriel poczuł się trochę nieswojo. Gdyby był przeciętnym przedstawicielem, którejś z ras tego świata, to przełknąłby próbę upokorzenia i po prostu ukłonił się ponownie. Ale ostatnią rzeczą jakiej chciał, było przyciąganie jeszcze większej uwagi tuż przed testem. Zaczął więc główkować jak wyjść z kłopotliwej sytuacji. Szczęśliwie z odsieczą przybyła rudowłosa wilkołak.
-Verse, daj chłopakowi spokój.- powiedziała poirytowanym głosem- Dalsze dręczenie prowincjusza byłoby poniżej honoru szlachcica.
-Firemane ma racje- poparł ją cicho wampir.
Verse skrzywił się lekko.
-Skoro tak twierdzicie, pani Firemane, panie Val- ukłonił się im lekko, odwrócił się następnie do Gabriela- A co do ciebie, to kiedyś zmuszę cię do zdjęcia przede mną kaptura.
-To niech lepiej ktoś ci krzesło podstawi- powiedział rozbawiony głos zza pleców Versa. Kilka osób parsknęło śmiechem.
-Kto to powiedział!?- zawołał wściekły Verse- No kto!?
Najwyraźniej miał kompleks dotyczący własnego wzrostu. Wściekły oddalił się od Gabriela w poszukiwaniu żartownisia. "Przydupas" ruszył za nim cicho jak cień.
Tym razem do Gabriela podeszli Firemane i Val.
-Dziękuje za pomoc- powiedział Gabriel.
- Nie ma o czym mówić.- odpowiedział wampir. Wilkołak tylko parsknęła.
-Nazywam się Pietia Val, a to czarowna dama to Slywia Firemane.
-Gabriel.
Firemane patrzyła na niego pytająco.
-Czym jestem?- zgadł
-Cóż, nie da się ukryć, że pachniesz... "inaczej"- powiedział Val.
-Taaaak- powiedział Gabriel- Z chęcią zaspokoiłbym waszą ciekawość, ale niestety nie wiem. Według mistrza Markusa zostałem przypadkowo wyrzucony z własnego planu rzeczywistości.
Oboje skrzywili się na tę informacje.
-To.... wielce niefortunne- powiedział powoli Pietia- Moje wyrazy współczucia. Musisz tęsknić za bliskimi.
-Dziękuje- odpowiedział Gabriel- ale kolejną przypadłością takiego przerzutu jest amnezja...
-Utrata pamięci- wyjaśnił widząc ich nierozumiejące spojrzenia.
Firemane skrzywiła się.
- Kurwa- podsumowała.
Dalszą konwersacje przerwało nawoływanie do obejrzenia pierwszej walki testu.
-Zechcesz oglądać z nami?- zapytał Pietia
-Z chęcią- odpowiedział Gabriel, zadowolony, że kłopotliwa sytuacja zakończyła się tak pozytywnie.
Sytuacja w jakiej znalazł się Gabriel przyciągnęła moją uwagę. Jakiś nadęty chuj próbował z nim zacząć. Wiecie, dużo mogę znieść, ale takich kutasów bardzo nie lubię. Szczęśliwie napatoczyli się jacyś przyzwoici ludzie i wyprostowali sytuację. Ale naprawdę... znacie mnie, nie mogłem kutasińskiemu odpuścić. Skupiłem się i stworzyłem magiczną projekcję własnego głosu kilka metrów za plecami tego całego Versa. I zakładając, że ma te kompleksy o których myślę, że je ma, to powinno być zabawnie.
-To niech lepiej ktoś ci krzesło podstawi- powiedziałem i patrzyłem jak jego złośliwe ślepka wypełnia furia, a wymuskaną buźkę krew zalewa.
Wyrąbaliśmy z Grzesiem ze śmiechu. No kurwa było warto. Rechotaliśmy jak potłuczeni dopóki nie uspokoił nas sygnał na rozpoczęcie pierwszej walki. Stworzyłem nam dwa leżaki i wyciągnęliśmy się pooglądać, a w moim przypadku także podwinąć kilka nowych zaklęć.
niedziela, 11 marca 2012
Test
-Ktoś jest w dobrym nastroju- powiedział Markus na widok Gabriela-Myślałem, że nie będziesz mógł spać ze zdenerwowania.
-Też tak myślałem mistrzu, ale wystarczyło położyć się na łóżku i odpłynąłem.
Markus pokiwał głową. Chłopak pierwszy raz podróżował w ten sposób, kompletna nowość absorbuje i męczy. Uśmiechnął się do ucznia i poklepał go po ramieniu.
-No to chodźmy na śniadanie i zbierajmy się. Dziś przecież twój wielki dzień!
Śniadanie było "kameralne". W wykonaniu Aureliusa oznaczało to stół na dwadzieścia osób i cztery dania.
-Tylko się nie zapychaj chłopcze-napomniał Markus- Niedługo się nabiegasz.
Gabriel pokiwał posłusznie głową i zwolnił tempo jedzenia.
-A jedz- powiedział Aurelius- Pierwszy mecz i tak jak zwykle należy do magów wiatru.
Starsi mężczyźni znowu zaczęli się wykłócać, a Gabriel jadł z uśmiechem na ustach.
Na miejsce testu dostali się powozem Aureliusa. Duża, płaska przestrzeń za miastem, na której ktoś wzniósł trybuny i zebrała się masa ludzi.
-Testy cieszyły się tak wielkim zainteresowaniem- powiedział Aurelius- że postanowiliśmy pobierać opłaty za oglądanie.
-Sprytne- stwierdził Markus- Dużo na tym zarabiacie?
-Widziałeś mój dom.
Brwi Markusa wystrzeliły do góry.
-A co myślałeś, że Elfowie się mną zainteresowali?- zakpił Aurelius- Taką skamieliną jak ja?
Markus pokiwał głową. Rzeczywiście, im niepotrzebni starzy agenci.
Dzięki przybyciu z przewodniczącym łatwo przedostali się do przestrzeni dla uczestników. Wszyscy obecni witali Aureliusa, kilku rozpoznało Markusa i przywitało się z nim. Gabriel dzięki kapturowi został kompletnie pominięty. Prawie. Uważnie przyglądały mu się dwie pary oczu. Jedna złocista, druga szara. Oczy koloru złota były cechą charakterystyczną rasy wampirów. Drugą osobą była bardzo wysoka kobieta z grzywą ognistorudych włosów. Na czubku głowy znajdowała się para wilczych uszu. Również rudych. Gabriel zastanowił się czemu zwracają na niego aż tyle uwagi. W końcu uznał, że zarówno wampir jak i wilkołak wywąchali jego odmienność od wszystkich pozostałych uczniów.
Ponieważ nic nie mógł na to poradzić, Gabriel po prostu zostawił problem samemu sobie. Może to nawet lepiej. Nic tak nie wytrąca z równowagi jak niewiedza.
-Zostań tutaj z innymi uczniami- powiedział Markus- Gdy nadejdzie twoja kolej, to cię wywołają.
-Tak, mistrzu.
-I zachowuj się.
-Oczywiście.
Markus poklepał jeszcze ucznia po ramieniu i odszedł za innymi mistrzami.
-Udało ci się coś w końcu zrobić?- zapytał Grześ.
-Jeszcze nie- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Próbowałem znaleźć miejsce w którym popełniłem błąd, ale jakoś mi to nie wychodziło. Teraz rozumiem, czemu magistrowie magii patrzą na magów bojowych z góry. Magia wyższa była cholernie skomplikowana. Złożenie Grzesia może potrwać dość długo. Według moich szacunków jeszcze przez co najmniej miesiąc będzie miał dość chujowy pogląd na rzeczywistość. Nie przyjął najlepiej tych wieści.
-Grzesiu- spróbowałem ponownie do niego zagadać
-Spierdalaj- odpowiedział mi krótko.
-No ale Grzesiu...
-Odpierdol się sadysto- zawył- Wiesz jakie to uczucie szorować czołem po ziemi?!
-No nie, ale...
-To kurwa zamknij ryj i wypierdalaj!!
Podrapałem się w głowę. Na razie nie dało się nic z tym zrobić. Sprawdziłem co tam dzieje się z Gabrielem. Na razie siedział w poczekalni. Na czas testu będę musiał zawiesić badania, ale miałem jeszcze chwile. Może złapie mnie iskra geniuszu, bo jak nie, to obawiam się, że Grześ zaniesie mnie na butach do nieba bram.
-Też tak myślałem mistrzu, ale wystarczyło położyć się na łóżku i odpłynąłem.
Markus pokiwał głową. Chłopak pierwszy raz podróżował w ten sposób, kompletna nowość absorbuje i męczy. Uśmiechnął się do ucznia i poklepał go po ramieniu.
-No to chodźmy na śniadanie i zbierajmy się. Dziś przecież twój wielki dzień!
Śniadanie było "kameralne". W wykonaniu Aureliusa oznaczało to stół na dwadzieścia osób i cztery dania.
-Tylko się nie zapychaj chłopcze-napomniał Markus- Niedługo się nabiegasz.
Gabriel pokiwał posłusznie głową i zwolnił tempo jedzenia.
-A jedz- powiedział Aurelius- Pierwszy mecz i tak jak zwykle należy do magów wiatru.
Starsi mężczyźni znowu zaczęli się wykłócać, a Gabriel jadł z uśmiechem na ustach.
Na miejsce testu dostali się powozem Aureliusa. Duża, płaska przestrzeń za miastem, na której ktoś wzniósł trybuny i zebrała się masa ludzi.
-Testy cieszyły się tak wielkim zainteresowaniem- powiedział Aurelius- że postanowiliśmy pobierać opłaty za oglądanie.
-Sprytne- stwierdził Markus- Dużo na tym zarabiacie?
-Widziałeś mój dom.
Brwi Markusa wystrzeliły do góry.
-A co myślałeś, że Elfowie się mną zainteresowali?- zakpił Aurelius- Taką skamieliną jak ja?
Markus pokiwał głową. Rzeczywiście, im niepotrzebni starzy agenci.
Dzięki przybyciu z przewodniczącym łatwo przedostali się do przestrzeni dla uczestników. Wszyscy obecni witali Aureliusa, kilku rozpoznało Markusa i przywitało się z nim. Gabriel dzięki kapturowi został kompletnie pominięty. Prawie. Uważnie przyglądały mu się dwie pary oczu. Jedna złocista, druga szara. Oczy koloru złota były cechą charakterystyczną rasy wampirów. Drugą osobą była bardzo wysoka kobieta z grzywą ognistorudych włosów. Na czubku głowy znajdowała się para wilczych uszu. Również rudych. Gabriel zastanowił się czemu zwracają na niego aż tyle uwagi. W końcu uznał, że zarówno wampir jak i wilkołak wywąchali jego odmienność od wszystkich pozostałych uczniów.
Ponieważ nic nie mógł na to poradzić, Gabriel po prostu zostawił problem samemu sobie. Może to nawet lepiej. Nic tak nie wytrąca z równowagi jak niewiedza.
-Zostań tutaj z innymi uczniami- powiedział Markus- Gdy nadejdzie twoja kolej, to cię wywołają.
-Tak, mistrzu.
-I zachowuj się.
-Oczywiście.
Markus poklepał jeszcze ucznia po ramieniu i odszedł za innymi mistrzami.
-Udało ci się coś w końcu zrobić?- zapytał Grześ.
-Jeszcze nie- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Próbowałem znaleźć miejsce w którym popełniłem błąd, ale jakoś mi to nie wychodziło. Teraz rozumiem, czemu magistrowie magii patrzą na magów bojowych z góry. Magia wyższa była cholernie skomplikowana. Złożenie Grzesia może potrwać dość długo. Według moich szacunków jeszcze przez co najmniej miesiąc będzie miał dość chujowy pogląd na rzeczywistość. Nie przyjął najlepiej tych wieści.
-Grzesiu- spróbowałem ponownie do niego zagadać
-Spierdalaj- odpowiedział mi krótko.
-No ale Grzesiu...
-Odpierdol się sadysto- zawył- Wiesz jakie to uczucie szorować czołem po ziemi?!
-No nie, ale...
-To kurwa zamknij ryj i wypierdalaj!!
Podrapałem się w głowę. Na razie nie dało się nic z tym zrobić. Sprawdziłem co tam dzieje się z Gabrielem. Na razie siedział w poczekalni. Na czas testu będę musiał zawiesić badania, ale miałem jeszcze chwile. Może złapie mnie iskra geniuszu, bo jak nie, to obawiam się, że Grześ zaniesie mnie na butach do nieba bram.
piątek, 9 marca 2012
Trening Koniec- Eryk
-Chyba oszalałem- powiedziałem patrząc na scenerie przesuwającą się przed oczami Gabriela.
-Spostrzegawczy jesteś- odpowiedział Grześ- Zauważenie tego zajęło Ci zaledwie trzy lata.
-Oszczędź mi sarkazmu- powiedziałem patrząc na niego z ukosa. W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
No i teraz milczy jak zaklęty ten cholerny kloc drewna... Pozbawiony nawet tak elementarnej rozrywki jak rozmowa z Grzesiem postanowiłem pooglądać scenerie, a ponieważ obraz z "ekranu" nie do końca mnie satysfakcjonował to rozszerzyłem postrzeganie za pomocą magii. Zadziwiające co potrafi wymyślić człowiek (czytaj "Ja") kiedy mu się nudzi.
Takie stanie i patrzenie tępo w ekran potrafi znudzić, dlatego stworzyłem sobie leżak. Kolejna ciekawostka mojego małego prywatnego światka. Jak długo coś jest nieskomplikowane i nieożywione to mogę to stworzyć siłą woli. W tej niewielkiej przestrzeni jestem, więc de facto bogiem. No prawie.
Walnąłem się na leżaku i patrzyłem. Trochę kolorków tu, trochę tam. Ogólnie równie odmóżdżające co brazylijskie telenowele. No teoretycznie mógłbym zacząć bawić się magią i na przykład zadziwić obserwatorów beknięciem od którego drżą drzewa. Dość prosta aplikacja magii powietrza. Mógłbym po raz nie wiem który rozłożyć gesty, znaki i słowa zaklęć na czynniki pierwsze, i pokazać jak za pomocą zwykłej zmiany kolejności zwiększyć moc podstawowego zaklęcia ponad trzykrotnie. Mógłbym zrobić to wszystko i jeszcze więcej, ale mi się kurwa nie chcę.
Na chwile obecną dałbym prawie wszystko, żeby Gabriel przeczytał jakąś książkę o magii. Albo cokolwiek, żebym tylko miał się czym zająć. Bo na chwile obecną nawet głupie zaklęcie powiewu wiatru, którego dowolny mag (z talentem w powietrzy czy nie) mógł się nauczyć, na przykład po to żeby nie ugotować się w lecie, przerobiłem do tego stopnia, że można z powodzeniem używać go do ataku. Albo przynajmniej powalenia człowieka.
Cholera, nawet w walce wręcz nie mogłem postąpić za bardzo dalej. Przydałby się jakiś porządny nauczyciel. Taki uczący wojowników, bo u magów to jest bardzo powierzchowny kurs. W tym momencie, zapewne parę osób zajmujących się sztukami walki ma kpiarskie uśmieszki na gębach. Opanować perfekcyjnie nawet podstawowe postawy w cztery lata. W normalnych warunkach, zgodzę się. Ktoś sobie jaja robi, ale panowie i panie. Jak rok ma 380 dni, a człowiek nie musi spać, czyli ma te 25 godzin na dobę (przypominam nie jesteśmy już na ziemi) i, o kurwości, nie męczy się, to tak jakby brzmi to bardziej wiarygodnie.
W końcu znalazłem coś godnego uwagi. Teleport. Na normalnej wizji, owal o wymiarach trzy na dwa i pół metra. Na magicznej wizji, zajebiście wielki wir many we wszystkich kolorach. Zacząłem więc analizować wszystko co dotyczyło portalu. Runy, kręgi magiczne, co recytują magowie otwierający portal do odpowiednich lokacji, nawet kierunek linii pola magicznego. Podejrzewam, że tak szczegółowej inspekcji jeszcze nie przeszedł.
Stworzyłem sobie tablice i kredę, i szybko zacząłem rysować schemat portalu. Kiedy w końcu skończyłem miałem zabazgrane trzy spore tablice. Przyjrzałem się uważnie wszystkiemu co zapisałem, szybko porównałem z oryginałem w świecie rzeczywistym. Idealnie na czas. Gabriel właśnie przechodził przez portal.
Obejrzałem dokładnie lokacje końcową, dokładnie to samo co na wejściu. Zabrałem się więc za zabawę z budową własnej wersji. Częścią uwagi śledziłem to co dzieje się z Gabrielem i Markusem. Zauważyłem, że ten cały Aurelius dosłownie świecił od many znajdującej się w ubraniach, pierścionkach i naszyjnikach. Po pobieżnej analizie stwierdziłem, że nie są równie ciekawe jak teleport. Gdy Gabriel położył się na łóżku miałem skończone oba portale. No to jak mamy środek transportu do przetestowania, to potrzebna jest ofiara... Ooo przepraszam kierowca próbny, który to sprawdzi. Odwróciłem się z paskudnym uśmiechem w kierunku Grzesia.
-Nie!- zawołała nagle pobladła lalka (swoją drogą niezłe jaja, zobaczyć blednący kawałek drewna)- Nieeeeeeee.....
Ryczałem ze śmiechu. Eksperyment się nie udał, ale...
-Ty skurwysynu!!-zawył cienko Grześ- Za co jebańcu?!
Lekko już się uspokoiwszy popatrzyłem na Grzesia i znowu wyjebałem ze śmiechu. No naprawdę, jak tu się nie śmiać, skoro Jego głowa zamieniła się na miejsca z tyłkiem?
-Spostrzegawczy jesteś- odpowiedział Grześ- Zauważenie tego zajęło Ci zaledwie trzy lata.
-Oszczędź mi sarkazmu- powiedziałem patrząc na niego z ukosa. W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
No i teraz milczy jak zaklęty ten cholerny kloc drewna... Pozbawiony nawet tak elementarnej rozrywki jak rozmowa z Grzesiem postanowiłem pooglądać scenerie, a ponieważ obraz z "ekranu" nie do końca mnie satysfakcjonował to rozszerzyłem postrzeganie za pomocą magii. Zadziwiające co potrafi wymyślić człowiek (czytaj "Ja") kiedy mu się nudzi.
Takie stanie i patrzenie tępo w ekran potrafi znudzić, dlatego stworzyłem sobie leżak. Kolejna ciekawostka mojego małego prywatnego światka. Jak długo coś jest nieskomplikowane i nieożywione to mogę to stworzyć siłą woli. W tej niewielkiej przestrzeni jestem, więc de facto bogiem. No prawie.
Walnąłem się na leżaku i patrzyłem. Trochę kolorków tu, trochę tam. Ogólnie równie odmóżdżające co brazylijskie telenowele. No teoretycznie mógłbym zacząć bawić się magią i na przykład zadziwić obserwatorów beknięciem od którego drżą drzewa. Dość prosta aplikacja magii powietrza. Mógłbym po raz nie wiem który rozłożyć gesty, znaki i słowa zaklęć na czynniki pierwsze, i pokazać jak za pomocą zwykłej zmiany kolejności zwiększyć moc podstawowego zaklęcia ponad trzykrotnie. Mógłbym zrobić to wszystko i jeszcze więcej, ale mi się kurwa nie chcę.
Na chwile obecną dałbym prawie wszystko, żeby Gabriel przeczytał jakąś książkę o magii. Albo cokolwiek, żebym tylko miał się czym zająć. Bo na chwile obecną nawet głupie zaklęcie powiewu wiatru, którego dowolny mag (z talentem w powietrzy czy nie) mógł się nauczyć, na przykład po to żeby nie ugotować się w lecie, przerobiłem do tego stopnia, że można z powodzeniem używać go do ataku. Albo przynajmniej powalenia człowieka.
Cholera, nawet w walce wręcz nie mogłem postąpić za bardzo dalej. Przydałby się jakiś porządny nauczyciel. Taki uczący wojowników, bo u magów to jest bardzo powierzchowny kurs. W tym momencie, zapewne parę osób zajmujących się sztukami walki ma kpiarskie uśmieszki na gębach. Opanować perfekcyjnie nawet podstawowe postawy w cztery lata. W normalnych warunkach, zgodzę się. Ktoś sobie jaja robi, ale panowie i panie. Jak rok ma 380 dni, a człowiek nie musi spać, czyli ma te 25 godzin na dobę (przypominam nie jesteśmy już na ziemi) i, o kurwości, nie męczy się, to tak jakby brzmi to bardziej wiarygodnie.
W końcu znalazłem coś godnego uwagi. Teleport. Na normalnej wizji, owal o wymiarach trzy na dwa i pół metra. Na magicznej wizji, zajebiście wielki wir many we wszystkich kolorach. Zacząłem więc analizować wszystko co dotyczyło portalu. Runy, kręgi magiczne, co recytują magowie otwierający portal do odpowiednich lokacji, nawet kierunek linii pola magicznego. Podejrzewam, że tak szczegółowej inspekcji jeszcze nie przeszedł.
Stworzyłem sobie tablice i kredę, i szybko zacząłem rysować schemat portalu. Kiedy w końcu skończyłem miałem zabazgrane trzy spore tablice. Przyjrzałem się uważnie wszystkiemu co zapisałem, szybko porównałem z oryginałem w świecie rzeczywistym. Idealnie na czas. Gabriel właśnie przechodził przez portal.
Obejrzałem dokładnie lokacje końcową, dokładnie to samo co na wejściu. Zabrałem się więc za zabawę z budową własnej wersji. Częścią uwagi śledziłem to co dzieje się z Gabrielem i Markusem. Zauważyłem, że ten cały Aurelius dosłownie świecił od many znajdującej się w ubraniach, pierścionkach i naszyjnikach. Po pobieżnej analizie stwierdziłem, że nie są równie ciekawe jak teleport. Gdy Gabriel położył się na łóżku miałem skończone oba portale. No to jak mamy środek transportu do przetestowania, to potrzebna jest ofiara... Ooo przepraszam kierowca próbny, który to sprawdzi. Odwróciłem się z paskudnym uśmiechem w kierunku Grzesia.
-Nie!- zawołała nagle pobladła lalka (swoją drogą niezłe jaja, zobaczyć blednący kawałek drewna)- Nieeeeeeee.....
Ryczałem ze śmiechu. Eksperyment się nie udał, ale...
-Ty skurwysynu!!-zawył cienko Grześ- Za co jebańcu?!
Lekko już się uspokoiwszy popatrzyłem na Grzesia i znowu wyjebałem ze śmiechu. No naprawdę, jak tu się nie śmiać, skoro Jego głowa zamieniła się na miejsca z tyłkiem?
środa, 7 marca 2012
Trening Koniec- Gabriel
Gabriel był zdania, że utrata pamięci sama w sobie nie jest przerażająca. To co przeraża to świadomość, że tak być nie powinno. A i to przychodzi później... Dużo później, mniej więcej w momencie kiedy zaczyna się pojmować znaczenie słowa przerażenie i pamięć. Ale tak po prawdzie w tym momencie ma się już sporo nowych wspomnień i nie wadzi to już tak bardzo.
Przez pierwsze parę miesięcy był de facto bezwolny. Jadł, bo był głodny. Uczył się bo Markus mu kazał. Zero własnej inicjatywy. Co nie znaczy, że się obijał. W "świeżym" mózgu nie powstała jeszcze koncepcja lenistwa.A po tych paru miesiącach kiedy, koncepcja się pojawiła, trening był już dla niego normą. Po prostu nie postrzegał go jako jakiegoś uciążliwego obowiązku. Ot takie mycie zębów. Co z tego, że trwa parę godzin i człowiek ma wrażenia, że płuca wypluje?
Nie czuł pociągu do życia. Bardziej wegetował. Pierwsze przejawy aktywności pojawiły się u niego podczas festiwalu. Jak zwykle bodźcem stały się interakcje międzyludzkie. I wtedy tak naprawdę zaczął działać dla siebie, a nie dlatego że "Markus kazał".
Niestety amnezja pozostawiła po sobie ślady. Był małomówny, cichy i nieśmiały. Szczęśliwie nowy start, od początku warunkowany ciężkim treningiem spowodował, że był pracowity i pilny. Do tego umysł nieskażony cywilizacją był niewinny, rzecz równie rzadka co cenna. Ale niewinność nie oznacza naiwności.
Efektem końcowym amnezji i treningu Markusa, jest Gabriel jakim widzimy go dziś. Łagodny olbrzym z niebywałym talentem do magii i walki. Jedyne co można na to rzec, to to, że natura lubi wyrzucić czasem takie "cuda".
Teraz młody mag stoi przed rozdrożami życia. Nie wie co przyniesie mu jutrzejszy test, ale pierwszy raz w swoim życiu jest podekscytowany. Normalnie nie mógłby zasnąć, ale podróż była długa. Męcząca. Dlatego śpi. Śpi spokojnie, jednak w żadnym śnie nie wyobraziłby sobie przyszłości jaka go czeka.
Przez pierwsze parę miesięcy był de facto bezwolny. Jadł, bo był głodny. Uczył się bo Markus mu kazał. Zero własnej inicjatywy. Co nie znaczy, że się obijał. W "świeżym" mózgu nie powstała jeszcze koncepcja lenistwa.A po tych paru miesiącach kiedy, koncepcja się pojawiła, trening był już dla niego normą. Po prostu nie postrzegał go jako jakiegoś uciążliwego obowiązku. Ot takie mycie zębów. Co z tego, że trwa parę godzin i człowiek ma wrażenia, że płuca wypluje?
Nie czuł pociągu do życia. Bardziej wegetował. Pierwsze przejawy aktywności pojawiły się u niego podczas festiwalu. Jak zwykle bodźcem stały się interakcje międzyludzkie. I wtedy tak naprawdę zaczął działać dla siebie, a nie dlatego że "Markus kazał".
Niestety amnezja pozostawiła po sobie ślady. Był małomówny, cichy i nieśmiały. Szczęśliwie nowy start, od początku warunkowany ciężkim treningiem spowodował, że był pracowity i pilny. Do tego umysł nieskażony cywilizacją był niewinny, rzecz równie rzadka co cenna. Ale niewinność nie oznacza naiwności.
Efektem końcowym amnezji i treningu Markusa, jest Gabriel jakim widzimy go dziś. Łagodny olbrzym z niebywałym talentem do magii i walki. Jedyne co można na to rzec, to to, że natura lubi wyrzucić czasem takie "cuda".
Teraz młody mag stoi przed rozdrożami życia. Nie wie co przyniesie mu jutrzejszy test, ale pierwszy raz w swoim życiu jest podekscytowany. Normalnie nie mógłby zasnąć, ale podróż była długa. Męcząca. Dlatego śpi. Śpi spokojnie, jednak w żadnym śnie nie wyobraziłby sobie przyszłości jaka go czeka.
poniedziałek, 5 marca 2012
Trening Koniec- Markus
Markus dalej nie do końca wierzył, że udało się zakończyć trening Gabriela w zaledwie cztery lata. Chociaż początki jak zawsze były trudne, to teraz manipulował wodą z pewną niewymuszoną gracją. Nie było piękniejszego widoku dla starego nauczyciela. Poza tym zżył się z chłopakiem dużo bardziej niż z poprzednimi uczniami. Nie wiedział, czy to z powodu amnezji Gabriela, czy jego osobowości, a może to po prostu jego dwieście lat w końcu daje o sobie znać. W każdym razie patrzył na młodzieńca bardziej jak na syna niż zwykłego ucznia.
Tłukli się najpierw jeden dzień wozem do miasta, a następnie ruszyli powozem do miasta z wieżą portali. Teleporty nie były tanie, ale magowie mieli zniżki. Zwłaszcza jeśli towarzyszyli uczniom na test. Każdy wie jak to jest, solidarność zawodowa.
Markus wysłał wiadomość uprzedzającą Aureliusa o swoim przybyciu z uczniem. Był strasznie ciekaw miny tego starego piernika, kiedy dostał wiadomość. Ale to on dał się naciąć. Jego brwi prawie wybiły sufit, kiedy zobaczył strój Aureliusa. Szata ze sporą ilością zdobień. Włosy siwe, ale równie gęste jak w młodości, do tego zapuścił krótką brodę. Skubany awansował i przewodniczył radzie magów podczas prób. Markus dla porównania nigdy nawet do rady się nie dostał. Chociaż winę za to ponosiły akurat jego grzeszki z młodości.
-Witaj Markusie- powiedział szeroko uśmiechnięty Aurelius. Objął go ciepło.
-Widzę, że dalej dobrze się trzymasz- kontynuował- Niby emerytura, ale nie mogłeś sobie odpuścić, co?
-A to pewnie ten twój "niezwykły" uczeń?- popatrzył na Gabriela- Wilkołak?
-Nie- pokręcił głową Markus- Zdejmij kaptur chłopcze.
Aurelius obejrzał dokładnie chłopaka. Podrapał się w głowę i obejrzał jeszcze raz. Podniósł pytająco brew.
-Nie wiem- odpowiedział na niezadane pytanie Markus- Znalazłem go nieprzytomnego i z amnezją.
-Aha- mruknął Aurelius do siebie- Takie buty.
-Masz już jakiś nocleg?
-Nie- odpowiedział Markus.
-No to zapraszam do siebie. I nie przyjmę "nie" jako odpowiedzi- powiedział widząc, że Markus próbuje protestować.
Wsiedli do powozu. Ozdobionego bogato ale ze smakiem. Najwyraźniej Aurelius nie dał bogactwu zakręcić sobie w głowie. Markusa cieszyło, że niektóre rzeczy nie zmienił się pomimo upływu lat.
Gdy podjechali pod domostwo Aureliusa, brwi Markusa znowu próbowały oderwać się od czaszki. Popatrzył z niedowierzaniem na przyjaciela. Ten uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Dom, czy raczej willa, była ogromna. Żaden mieszczanin nie mógł sobie pozwolić na coś takiego. Ba, większość szlachty też nie. Markus znał tylko jedną odpowiedź na obecną sytuacje. Aurelius był pod bezpośrednimi rozkazami Rady Elfów. W porównaniu z tą rewelacją, przewodnictwem rady można było sobie tyłek podetrzeć.
Gdy wysiadali z powozu, z posiadłości wyszedł mężczyzna w średnim wieku.
-Witaj z powrotem ojcze- powiedział do Aureliusa
-Mistrzu Markusie- ukłonił się lekko z uśmiechem- dobrze znowu cię widzieć.
-Ciebie również chłopcze- powiedział Markus ciepło. Wskazał Gabriela- A to mój uczeń, Gabriel.
-Viro- powiedział Aurelius do syna- pokaż Gabrielowi jego pokój, a ja pogadam sobie z Markusem.
Starsi magowie przenieśli się na taras z pięknym widokiem na ogród. Poczekali, aż służący przyniesie herbatę. Pociągnęli po łyku. Pierwszy cisze przerwał Aurelius.
-Naprawdę, myślałem, że po tym ostatnim skandalu już cię nie zobaczę.
Markus wypił łyk herbaty w ciszy.
-Ale w końcu mogłem się tego po tobie spodziewać- kontynuował Aurelius- Nigdy nie lubiłeś bawić się w konwenanse.
Markus dalej milczał.
-Gdybyś tylko nie był tak cholernie uparty, to teraz ty byłbyś przewodniczącym rady.
-Cztery lata temu bym się z tobą zgodził- odpowiedział w końcu Markus.
-Cztery?- podchwycił Aurelius- Cztery... Taki jest dobry?
-Nawet lepszy- powiedział ze śmiechem Markus- Potrafiłem nauczyć go tylko wody, a on ma do tego predyspozycje do powietrza.
Aurelius zamyślił się. Z dwoma talentami chłopak rzeczywiście kwalifikował się do elit.
-Ile z wody opanował?
-Wszystko co wiem- powiedział Markus- Włączając te kilka taktycznych zaklęć, które uratowały nam tyłek w tej potyczce z orkami.... Pamiętasz?
Aurelius pokiwał głową ze śmiechem. Oczywiście, że pamiętał.
-I mówisz, że ma też talent do powietrza. Chcesz, żebym go pouczył jak już zostanie zakwalifikowany jako mag bojowy?
-Tak. Zwłaszcza, że na ile jestem w stanie stwierdzić, do powietrza ma większy talent niż do wody.
Aurelius popatrzył na przyjaciela z niedowierzaniem.
-Jaja sobie robisz?-zapytał- Zrozumieć wszystkie twoje zaklęcia w zaledwie cztery lata to jakaś k....
Popatrzył uważnie na twarz Markusa. Zauważył na niej uśmieszek samozadowolenia.... Cholernego samozadowolenia.
-Nie robisz- jęknął- Cholera. Przecież on może nawet zostać powołany przed Radę Elfów.
-Przecież się nie zgodzą na pozaświatowca- spoważniał Markus
-Zgodzą, zgodzą. Orki znowu się mobilizują, a poza tym znowu nastąpiła zmiana w sferach.- powiedział Aurelius- Może dlatego go tu rzuciło.
Markus podrapał się po policzku. Człowieka nie ma w obiegu dziesięć lat i od razu takie jaja.
-No nic- powiedział- będziemy się przejmować jak już do tego dojdzie. A teraz zejdźmy na jakieś mniej stresujące tematy. Jak tam twoja wnuczka?
Aurelius chętnie przystał na zmianę tematu. Mieli dziesięć lat do nadrobienia i zajęło im to całą resztę dnia.
Tłukli się najpierw jeden dzień wozem do miasta, a następnie ruszyli powozem do miasta z wieżą portali. Teleporty nie były tanie, ale magowie mieli zniżki. Zwłaszcza jeśli towarzyszyli uczniom na test. Każdy wie jak to jest, solidarność zawodowa.
Markus wysłał wiadomość uprzedzającą Aureliusa o swoim przybyciu z uczniem. Był strasznie ciekaw miny tego starego piernika, kiedy dostał wiadomość. Ale to on dał się naciąć. Jego brwi prawie wybiły sufit, kiedy zobaczył strój Aureliusa. Szata ze sporą ilością zdobień. Włosy siwe, ale równie gęste jak w młodości, do tego zapuścił krótką brodę. Skubany awansował i przewodniczył radzie magów podczas prób. Markus dla porównania nigdy nawet do rady się nie dostał. Chociaż winę za to ponosiły akurat jego grzeszki z młodości.
-Witaj Markusie- powiedział szeroko uśmiechnięty Aurelius. Objął go ciepło.
-Widzę, że dalej dobrze się trzymasz- kontynuował- Niby emerytura, ale nie mogłeś sobie odpuścić, co?
-A to pewnie ten twój "niezwykły" uczeń?- popatrzył na Gabriela- Wilkołak?
-Nie- pokręcił głową Markus- Zdejmij kaptur chłopcze.
Aurelius obejrzał dokładnie chłopaka. Podrapał się w głowę i obejrzał jeszcze raz. Podniósł pytająco brew.
-Nie wiem- odpowiedział na niezadane pytanie Markus- Znalazłem go nieprzytomnego i z amnezją.
-Aha- mruknął Aurelius do siebie- Takie buty.
-Masz już jakiś nocleg?
-Nie- odpowiedział Markus.
-No to zapraszam do siebie. I nie przyjmę "nie" jako odpowiedzi- powiedział widząc, że Markus próbuje protestować.
Wsiedli do powozu. Ozdobionego bogato ale ze smakiem. Najwyraźniej Aurelius nie dał bogactwu zakręcić sobie w głowie. Markusa cieszyło, że niektóre rzeczy nie zmienił się pomimo upływu lat.
Gdy podjechali pod domostwo Aureliusa, brwi Markusa znowu próbowały oderwać się od czaszki. Popatrzył z niedowierzaniem na przyjaciela. Ten uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Dom, czy raczej willa, była ogromna. Żaden mieszczanin nie mógł sobie pozwolić na coś takiego. Ba, większość szlachty też nie. Markus znał tylko jedną odpowiedź na obecną sytuacje. Aurelius był pod bezpośrednimi rozkazami Rady Elfów. W porównaniu z tą rewelacją, przewodnictwem rady można było sobie tyłek podetrzeć.
Gdy wysiadali z powozu, z posiadłości wyszedł mężczyzna w średnim wieku.
-Witaj z powrotem ojcze- powiedział do Aureliusa
-Mistrzu Markusie- ukłonił się lekko z uśmiechem- dobrze znowu cię widzieć.
-Ciebie również chłopcze- powiedział Markus ciepło. Wskazał Gabriela- A to mój uczeń, Gabriel.
-Viro- powiedział Aurelius do syna- pokaż Gabrielowi jego pokój, a ja pogadam sobie z Markusem.
Starsi magowie przenieśli się na taras z pięknym widokiem na ogród. Poczekali, aż służący przyniesie herbatę. Pociągnęli po łyku. Pierwszy cisze przerwał Aurelius.
-Naprawdę, myślałem, że po tym ostatnim skandalu już cię nie zobaczę.
Markus wypił łyk herbaty w ciszy.
-Ale w końcu mogłem się tego po tobie spodziewać- kontynuował Aurelius- Nigdy nie lubiłeś bawić się w konwenanse.
Markus dalej milczał.
-Gdybyś tylko nie był tak cholernie uparty, to teraz ty byłbyś przewodniczącym rady.
-Cztery lata temu bym się z tobą zgodził- odpowiedział w końcu Markus.
-Cztery?- podchwycił Aurelius- Cztery... Taki jest dobry?
-Nawet lepszy- powiedział ze śmiechem Markus- Potrafiłem nauczyć go tylko wody, a on ma do tego predyspozycje do powietrza.
Aurelius zamyślił się. Z dwoma talentami chłopak rzeczywiście kwalifikował się do elit.
-Ile z wody opanował?
-Wszystko co wiem- powiedział Markus- Włączając te kilka taktycznych zaklęć, które uratowały nam tyłek w tej potyczce z orkami.... Pamiętasz?
Aurelius pokiwał głową ze śmiechem. Oczywiście, że pamiętał.
-I mówisz, że ma też talent do powietrza. Chcesz, żebym go pouczył jak już zostanie zakwalifikowany jako mag bojowy?
-Tak. Zwłaszcza, że na ile jestem w stanie stwierdzić, do powietrza ma większy talent niż do wody.
Aurelius popatrzył na przyjaciela z niedowierzaniem.
-Jaja sobie robisz?-zapytał- Zrozumieć wszystkie twoje zaklęcia w zaledwie cztery lata to jakaś k....
Popatrzył uważnie na twarz Markusa. Zauważył na niej uśmieszek samozadowolenia.... Cholernego samozadowolenia.
-Nie robisz- jęknął- Cholera. Przecież on może nawet zostać powołany przed Radę Elfów.
-Przecież się nie zgodzą na pozaświatowca- spoważniał Markus
-Zgodzą, zgodzą. Orki znowu się mobilizują, a poza tym znowu nastąpiła zmiana w sferach.- powiedział Aurelius- Może dlatego go tu rzuciło.
Markus podrapał się po policzku. Człowieka nie ma w obiegu dziesięć lat i od razu takie jaja.
-No nic- powiedział- będziemy się przejmować jak już do tego dojdzie. A teraz zejdźmy na jakieś mniej stresujące tematy. Jak tam twoja wnuczka?
Aurelius chętnie przystał na zmianę tematu. Mieli dziesięć lat do nadrobienia i zajęło im to całą resztę dnia.
piątek, 2 marca 2012
Trening Cz.5
Od festiwalu minęło już pół roku. Natura ponownie budziła się do życia po zimie. I sielskość całego krajobrazu zaburzały tylko dwie osoby. Magowie w środku pojedynku. Czy raczej treningu, bo wyraźnie nie próbowali zrobić sobie krzywdy. Przemieszczali się szybko po polanie. To znaczy młodszy się przemieszczał, bo starszy bez wysiłku odbijał wszystkie ataki i od niechcenia wyprowadzał własne. W końcu osłony młodszego zawiodły i zarobił strzał w kolano.
-Dobrze, dość na dzisiaj- powiedział Markus.
Z ziemi doszedł go jęk aprobaty. Sparringi z Gabrielem przeprowadzał od tygodnia i był bardzo zadowolony, że udało mu się do tego dojść w ciągu zaledwie roku od rozpoczęcia treningu.
-No to teraz pora na walkę na miecze- powiedział wesoło Markus
Kolejny jęk z poziomu gruntu. Tu młody też dostawał wciry, chociaż trzeba przyznać, że Gabriel zarobił już kilka trafień na Markusie. Jeszcze pół roku i to starszy mężczyzna będzie jęczeć na myśl o sparringach. I nie mógł się wykręcać swoim wiekiem. Gabriel po prostu był lepszy w walce. Szczupły, szybki i z dużym zasięgiem ramion, który zwiększał się dodatkowo w przypadku używania broni.
Chłopak podniósł się z ziemi i przyjął postawę wyjściową. Jeszcze jakieś trzy lata, pomyślał Markus. Trzy lata i wyśle go na egzamin. Co prawda normalnie nie rozważa się tego dopóki uczeń nie spędzi na nauce co najmniej cztery i pół roku, ale było jasne, że Gabriel po prostu nie potrzebuje aż tyle czasu. Chłopak po prostu był geniuszem.
Kolejne pół roku śmignęło szybciej niż wydawało się to możliwe. Albo przyzwyczajałem się do mojego małego świata, albo po prostu rutyna treningu tak na mnie wpływała. Bo tak całkiem serio, trening ma to do siebie, że długo, długo nic się nie dzieje. A to, że wypisują wam w książkach fantasy, że można przejść drogę od zera do bohatera w rok, to jeden wielki bullshit. I przyznam się tu szczerze. Ja, Eryk, nie jestem bohaterem. Bo tak na logikę. Znacie jakiegoś bohatera, który siedzi 24/7 zamknięty w jakimś odizolowanym świecie i gada z drewnianą lalką? No może w filmach o ludziach chorych psychicznie.
No, ale, ale. Nie o tym chciałem gadać. Wszyscy zapewne są ciekawi (bo Grześ był) jak mi poszło rozgryzanie tajemnicy tego kryształu. No więc powiem wprost, że poszło jak krew z nosa. Bo widzicie, ja nie mam fizycznego ciała, którym to mógłbym badać ten kryształ. Dlatego najpierw zacząłem dopracowywać widzenie many. Miesiąc zajęło mi dopracowanie tego tak, żeby widzieć coś bardziej szczegółowego niż tylko kolorek wokół kryształu. Nie zrozumcie mnie źle. To naprawdę wygląda bardzo fajnie. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie te oczojebne wypryski nie wpływały pozytywnie na zbadanie struktury wewnętrznej.
Po trzech miesiącach potrafiłem już skupić się na mniejszych częściach kryształu. I tutaj wyszedł pierwszy problem. Co ja tu mam dokładnie badać, ja jestem fizykiem do cholery, działam na liczbach, wektorach itd. Badanie struktury kryształu to zadanie dla geologa. Błyskotliwe nie? Wpaść na tak elementarny problem jak już się spędziło kwartał na przygotowaniach. No ale kij. Pomyślałem sobie tak. Skoro wiem jak wygląda kryształ kiedy nikt do niego many nie wpycha, to może zobaczę jak to wygląda, gdy ktoś to robi. Szczęśliwie Markus używał go codziennie by ułatwić Gabrielowi ćwiczenia w kontroli większych ilości wody. Rozpracowywanie zajęło mi kolejny miesiąc i nie będę tu nikogo katował technicznymi pierdołami, bo znowu wyjdzie, że żale się jak na początku.
Podsumowując, wiem jak kryształ pobiera mane. ALE. Nie mam pojęcia jak skopiować tę procedurę. Inaczej. Wiem jak wyciągnąć mane z kryształu i wiem jak ją wpakować. Nie wiem natomiast jak kryształ to robi, że nawet po kompletnym wyciśnięciu many, sam zaczyna ją znowu zbierać z otoczenia. Bo, uwaga, nie zauważyłem, żeby wyciągał z otoczenia mane. A gwarantuje, że mój wzrok widzi coś takiego bardzo szczegółowo. Byłem całą sytuacją mocno poirytowany, dlatego łupnąłem w drzewo, a że już podświadomie pokrywam w takich przypadkach łapę wodą.... No tym razem wywaliłem dziurę na wylot.
Mocno zniechęciłem się do dalszych badań nad kryształem. Humorek trochę mi poprawiły zaklęci używające lód, które Markus zaprezentował w zimie. Mają dużo większą moc destrukcyjną niż inne zaklęcia utylizujące wodę, ale wymagają też więcej many, jeśli pod ręką nie ma śniegu lub lodu. Sprawdziłem jak męczące jest zamrażanie wody. Miał racje, bardzo męczące. Ale taki magiczny lód jest twardy... Cholernie twardy. Podejrzewam, że takim materiałem dałoby się nawet zablokować stalowe ostrze.
Znalazłem więc, kolejną rzecz, którą mogę się zająć podczas niekończącej się nudy. Chociaż tyle.
-Dobrze, dość na dzisiaj- powiedział Markus.
Z ziemi doszedł go jęk aprobaty. Sparringi z Gabrielem przeprowadzał od tygodnia i był bardzo zadowolony, że udało mu się do tego dojść w ciągu zaledwie roku od rozpoczęcia treningu.
-No to teraz pora na walkę na miecze- powiedział wesoło Markus
Kolejny jęk z poziomu gruntu. Tu młody też dostawał wciry, chociaż trzeba przyznać, że Gabriel zarobił już kilka trafień na Markusie. Jeszcze pół roku i to starszy mężczyzna będzie jęczeć na myśl o sparringach. I nie mógł się wykręcać swoim wiekiem. Gabriel po prostu był lepszy w walce. Szczupły, szybki i z dużym zasięgiem ramion, który zwiększał się dodatkowo w przypadku używania broni.
Chłopak podniósł się z ziemi i przyjął postawę wyjściową. Jeszcze jakieś trzy lata, pomyślał Markus. Trzy lata i wyśle go na egzamin. Co prawda normalnie nie rozważa się tego dopóki uczeń nie spędzi na nauce co najmniej cztery i pół roku, ale było jasne, że Gabriel po prostu nie potrzebuje aż tyle czasu. Chłopak po prostu był geniuszem.
Kolejne pół roku śmignęło szybciej niż wydawało się to możliwe. Albo przyzwyczajałem się do mojego małego świata, albo po prostu rutyna treningu tak na mnie wpływała. Bo tak całkiem serio, trening ma to do siebie, że długo, długo nic się nie dzieje. A to, że wypisują wam w książkach fantasy, że można przejść drogę od zera do bohatera w rok, to jeden wielki bullshit. I przyznam się tu szczerze. Ja, Eryk, nie jestem bohaterem. Bo tak na logikę. Znacie jakiegoś bohatera, który siedzi 24/7 zamknięty w jakimś odizolowanym świecie i gada z drewnianą lalką? No może w filmach o ludziach chorych psychicznie.
No, ale, ale. Nie o tym chciałem gadać. Wszyscy zapewne są ciekawi (bo Grześ był) jak mi poszło rozgryzanie tajemnicy tego kryształu. No więc powiem wprost, że poszło jak krew z nosa. Bo widzicie, ja nie mam fizycznego ciała, którym to mógłbym badać ten kryształ. Dlatego najpierw zacząłem dopracowywać widzenie many. Miesiąc zajęło mi dopracowanie tego tak, żeby widzieć coś bardziej szczegółowego niż tylko kolorek wokół kryształu. Nie zrozumcie mnie źle. To naprawdę wygląda bardzo fajnie. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie te oczojebne wypryski nie wpływały pozytywnie na zbadanie struktury wewnętrznej.
Po trzech miesiącach potrafiłem już skupić się na mniejszych częściach kryształu. I tutaj wyszedł pierwszy problem. Co ja tu mam dokładnie badać, ja jestem fizykiem do cholery, działam na liczbach, wektorach itd. Badanie struktury kryształu to zadanie dla geologa. Błyskotliwe nie? Wpaść na tak elementarny problem jak już się spędziło kwartał na przygotowaniach. No ale kij. Pomyślałem sobie tak. Skoro wiem jak wygląda kryształ kiedy nikt do niego many nie wpycha, to może zobaczę jak to wygląda, gdy ktoś to robi. Szczęśliwie Markus używał go codziennie by ułatwić Gabrielowi ćwiczenia w kontroli większych ilości wody. Rozpracowywanie zajęło mi kolejny miesiąc i nie będę tu nikogo katował technicznymi pierdołami, bo znowu wyjdzie, że żale się jak na początku.
Podsumowując, wiem jak kryształ pobiera mane. ALE. Nie mam pojęcia jak skopiować tę procedurę. Inaczej. Wiem jak wyciągnąć mane z kryształu i wiem jak ją wpakować. Nie wiem natomiast jak kryształ to robi, że nawet po kompletnym wyciśnięciu many, sam zaczyna ją znowu zbierać z otoczenia. Bo, uwaga, nie zauważyłem, żeby wyciągał z otoczenia mane. A gwarantuje, że mój wzrok widzi coś takiego bardzo szczegółowo. Byłem całą sytuacją mocno poirytowany, dlatego łupnąłem w drzewo, a że już podświadomie pokrywam w takich przypadkach łapę wodą.... No tym razem wywaliłem dziurę na wylot.
Mocno zniechęciłem się do dalszych badań nad kryształem. Humorek trochę mi poprawiły zaklęci używające lód, które Markus zaprezentował w zimie. Mają dużo większą moc destrukcyjną niż inne zaklęcia utylizujące wodę, ale wymagają też więcej many, jeśli pod ręką nie ma śniegu lub lodu. Sprawdziłem jak męczące jest zamrażanie wody. Miał racje, bardzo męczące. Ale taki magiczny lód jest twardy... Cholernie twardy. Podejrzewam, że takim materiałem dałoby się nawet zablokować stalowe ostrze.
Znalazłem więc, kolejną rzecz, którą mogę się zająć podczas niekończącej się nudy. Chociaż tyle.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)