Translate

poniedziałek, 30 lipca 2012

Niepokoje Cz.5

W ramach przygotowania do walki Gabriel został przydzielony do oddziału magów pod dowództwem lokalnego magistra magii. Gość był niski nawet jak na Fae i wyraźnie nie żałował sobie przy stole, ale wygląd zewnętrzny niewiele ma wspólnego z umiejętnościami magicznymi. Dlatego patrzyłem uważnie na to co robi i mówi.
Moje mniemanie o jego kompetencjach spadało coraz szybciej. Przy ustanowieniu drabiny dowodzenia kierował się znajomościami a nie umiejętnościami. Nie żebyśmy mieli jakoś specjalnie dużo magów po naszej stronie, ale nie podobało mi się, że decyzje będą podejmować pajace z zadupia, a osoby pokroju Firemane i Vala muszą grzecznie słuchać. Gdyby to było wszystko, to bym to jeszcze olał, ale jak zaczął pokazywać krąg magiczny którego mieliśmy użyć jako centrum tarczy wokół zamku to nie strzymałem.
-Daj mi kontrole nad ciałem- powiedziałem do Gabriela
-Jak to daj kontrole?- zapytał zdziwiony- Całkowitą?
-Nie, wystarczy częściowa, w sumie lepiej żebyś to pamiętał.
Powoli przejmowałem zmysły od Gabriela. W przeciwieństwie do całkowitego przejęcia kontroli które trwa pięć godzin, ten sposób pozwalał mi na sprawowanie kontroli nad ciałem przez prawie cały dzień, dodatkowym plusem było to że Gabriel pamiętał co się działo. Minusami było to, że przejęcie kontroli chwilę trwało i wydajność byłą dużo niższa. Nawet z wszystkimi moimi zdolnościami zaklęcia były słabsze niż te rzucane przez Gabriela. De facto jedynym pożytkiem z tej formy była możliwość zastosowania jej do wytłumaczenia albo prezentacji czegoś Gabrielowi. Niestety nie był w stanie postrzegać manawizją.
Gdy miałem już pełną kontrole nad ciałem korpulentny mag o imieniu Veratia kończył właśnie zdanie ".... krąg jest więc bezbłędny i niezawodny."
-Błędu w runach masz tu, tu i tu.- powiedziałem zimnym głosem wskazując odpowiednie miejsca w okręgu.
-Natomiast poprawnie powinien wyglądać tak.- przyłożyłem palec do ziemi i przy pomocy prostego zaklęcia stworzyłem w ciągu kilku sekund własny krąg.
Veratia przyglądał się temu powoli czerwieniejąc na twarzy.
-A co mag bojowy może wiedzieć o wielkoskalowych zaklęciach ochronnych- wypluł wreszcie.
-Więcej niż ty najwyraźniej.- odpowiedziałem bezczelnie.
-Bezczelność!- warknął- Nie pozwolę, żeby jakiś amator najemnik mnie pouczał!
Patrzyłem jak pajac unosił się dumą i o ile w normalnych warunkach pozwoliłbym mu się jeszcze popuszyć, to w tej sytuacji postanowiłem załatwić sprawę szybko.
-Skoro jesteś taki pewny swojego dzieła- powiedziałem jawnie lekceważącym głosem- to może je porównamy?
-Phi- odparł wyniośle- już przegrałeś amatorze.
Uzgodniliśmy, że w każdym okręgu umieścimy roślinę, każdy z nas zasili własny krąg maną, a Firemane przez pięć minut będzie używać na nich ognia.
Czekałem rozluźniony, błędy Veratii nie były krytyczne, ale umożliwiały części magii dostanie się do środka, a bariera wymagała jednocześnie takiej samej ilości energii co moja, która idealnie broniła obszaru działania.
Gdy Firemane zakończyła zaklęcie popatrzyliśmy na rośliny. Moja wyglądała dokładnie tak jak przedtem, nic jej się nie stało, natomiast u Veratii pożółkły liście i ogólnie biedna roślinka wyglądała na oklapłą.
-No to chyba wszystko jasne.- powiedziałem cicho. Pozostali magowie pokiwali magowie.
-Nie!- krzyknął Veratia- Nie zgadzam się! Nie będziemy używać twojego kręgu. Na pewno zmówiliście się przeciwko mnie! Użyła więcej many, żeby usmażyć moją roślinę!
Skrzywiłem się na te bezsensowne oskarżenia, ale uznałem że najlepiej będzie dosadnie pokazać mu błędy w rozumowaniu. Ponownie aktywowałem barierę.
-Dowal do pieca- zwróciłem się do Firemane. Ta wzruszyła tylko ramionami w odpowiedzi i uderzyła dużo gorętszymi płomieniami i utrzymała zaklęcie dopóki wszyscy zgromadzeni nie zaczęli się pocić.
Jednak inferno które jeszcze przed chwilą szalało wokół roślinki nie pozostawiło na niej najmniejszego wrażenia.
-Przy poprawnie skonstruowanej barierze nie jest ważne jak gorący jest płomień, wszystko zostanie zatrzymane dopóki energia do niej dopływa.- powiedziałem patrząc groźnie na Veratia. Pod moim wzrokiem przełknął donośnie.- Jeśli nie jesteś w stanie pojąć i zaakceptować swojej pomyłki to nie tylko nie nadajesz się na dowódcę, stanowisz zagrożenie dla jakiejkolwiek grupy w której się znajdujesz. Czy to do ciebie dociera?
Patrzyłem na bladego maga, który miał wyraźne problemy z zaakceptowaniem rzeczywistości.
-Zapytam więc wszystkich obecnych. Czy chcecie by dowodził wami ktoś taki?- wskazałem na stojącego jak słup soli Veratia. Zgodnie z oczekiwaniami odpowiedziało mi jednomyślne "Nie.".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz