Translate

poniedziałek, 30 lipca 2012

Niepokoje Cz.5

W ramach przygotowania do walki Gabriel został przydzielony do oddziału magów pod dowództwem lokalnego magistra magii. Gość był niski nawet jak na Fae i wyraźnie nie żałował sobie przy stole, ale wygląd zewnętrzny niewiele ma wspólnego z umiejętnościami magicznymi. Dlatego patrzyłem uważnie na to co robi i mówi.
Moje mniemanie o jego kompetencjach spadało coraz szybciej. Przy ustanowieniu drabiny dowodzenia kierował się znajomościami a nie umiejętnościami. Nie żebyśmy mieli jakoś specjalnie dużo magów po naszej stronie, ale nie podobało mi się, że decyzje będą podejmować pajace z zadupia, a osoby pokroju Firemane i Vala muszą grzecznie słuchać. Gdyby to było wszystko, to bym to jeszcze olał, ale jak zaczął pokazywać krąg magiczny którego mieliśmy użyć jako centrum tarczy wokół zamku to nie strzymałem.
-Daj mi kontrole nad ciałem- powiedziałem do Gabriela
-Jak to daj kontrole?- zapytał zdziwiony- Całkowitą?
-Nie, wystarczy częściowa, w sumie lepiej żebyś to pamiętał.
Powoli przejmowałem zmysły od Gabriela. W przeciwieństwie do całkowitego przejęcia kontroli które trwa pięć godzin, ten sposób pozwalał mi na sprawowanie kontroli nad ciałem przez prawie cały dzień, dodatkowym plusem było to że Gabriel pamiętał co się działo. Minusami było to, że przejęcie kontroli chwilę trwało i wydajność byłą dużo niższa. Nawet z wszystkimi moimi zdolnościami zaklęcia były słabsze niż te rzucane przez Gabriela. De facto jedynym pożytkiem z tej formy była możliwość zastosowania jej do wytłumaczenia albo prezentacji czegoś Gabrielowi. Niestety nie był w stanie postrzegać manawizją.
Gdy miałem już pełną kontrole nad ciałem korpulentny mag o imieniu Veratia kończył właśnie zdanie ".... krąg jest więc bezbłędny i niezawodny."
-Błędu w runach masz tu, tu i tu.- powiedziałem zimnym głosem wskazując odpowiednie miejsca w okręgu.
-Natomiast poprawnie powinien wyglądać tak.- przyłożyłem palec do ziemi i przy pomocy prostego zaklęcia stworzyłem w ciągu kilku sekund własny krąg.
Veratia przyglądał się temu powoli czerwieniejąc na twarzy.
-A co mag bojowy może wiedzieć o wielkoskalowych zaklęciach ochronnych- wypluł wreszcie.
-Więcej niż ty najwyraźniej.- odpowiedziałem bezczelnie.
-Bezczelność!- warknął- Nie pozwolę, żeby jakiś amator najemnik mnie pouczał!
Patrzyłem jak pajac unosił się dumą i o ile w normalnych warunkach pozwoliłbym mu się jeszcze popuszyć, to w tej sytuacji postanowiłem załatwić sprawę szybko.
-Skoro jesteś taki pewny swojego dzieła- powiedziałem jawnie lekceważącym głosem- to może je porównamy?
-Phi- odparł wyniośle- już przegrałeś amatorze.
Uzgodniliśmy, że w każdym okręgu umieścimy roślinę, każdy z nas zasili własny krąg maną, a Firemane przez pięć minut będzie używać na nich ognia.
Czekałem rozluźniony, błędy Veratii nie były krytyczne, ale umożliwiały części magii dostanie się do środka, a bariera wymagała jednocześnie takiej samej ilości energii co moja, która idealnie broniła obszaru działania.
Gdy Firemane zakończyła zaklęcie popatrzyliśmy na rośliny. Moja wyglądała dokładnie tak jak przedtem, nic jej się nie stało, natomiast u Veratii pożółkły liście i ogólnie biedna roślinka wyglądała na oklapłą.
-No to chyba wszystko jasne.- powiedziałem cicho. Pozostali magowie pokiwali magowie.
-Nie!- krzyknął Veratia- Nie zgadzam się! Nie będziemy używać twojego kręgu. Na pewno zmówiliście się przeciwko mnie! Użyła więcej many, żeby usmażyć moją roślinę!
Skrzywiłem się na te bezsensowne oskarżenia, ale uznałem że najlepiej będzie dosadnie pokazać mu błędy w rozumowaniu. Ponownie aktywowałem barierę.
-Dowal do pieca- zwróciłem się do Firemane. Ta wzruszyła tylko ramionami w odpowiedzi i uderzyła dużo gorętszymi płomieniami i utrzymała zaklęcie dopóki wszyscy zgromadzeni nie zaczęli się pocić.
Jednak inferno które jeszcze przed chwilą szalało wokół roślinki nie pozostawiło na niej najmniejszego wrażenia.
-Przy poprawnie skonstruowanej barierze nie jest ważne jak gorący jest płomień, wszystko zostanie zatrzymane dopóki energia do niej dopływa.- powiedziałem patrząc groźnie na Veratia. Pod moim wzrokiem przełknął donośnie.- Jeśli nie jesteś w stanie pojąć i zaakceptować swojej pomyłki to nie tylko nie nadajesz się na dowódcę, stanowisz zagrożenie dla jakiejkolwiek grupy w której się znajdujesz. Czy to do ciebie dociera?
Patrzyłem na bladego maga, który miał wyraźne problemy z zaakceptowaniem rzeczywistości.
-Zapytam więc wszystkich obecnych. Czy chcecie by dowodził wami ktoś taki?- wskazałem na stojącego jak słup soli Veratia. Zgodnie z oczekiwaniami odpowiedziało mi jednomyślne "Nie.".

sobota, 28 lipca 2012

Niepokoje Cz.4

Dni mijały leniwie i bez ważnych zdarzeń. Ponieważ miejscowi żołnierze twardo postanowili nie dopuszczać armii i najemników do miejscowej rutyny, oddziały przyjezdne zajmowały się wyłącznie treningiem i siedzeniem na tyłkach w twierdzy. Wizja ataku odsuwała się coraz dalej, coraz mniej ludzi wierzyło że dojdzie do wojny. W końcu spadł pierwszy śnieg, ludzie odetchnęli z ulgą, tylko po to by zakrzyknąć w trwodze. Jakby tylko czekając na śnieg wojna rozpoczęła się.

Drzwi pokoju otworzyły się i wyszedł z nich August. Rzucił spojrzeniem na swoich ludzi i gestem pokazał im by szli za nim. Po dojściu do swojego pokoju dowódca usiadł na łóżku, zetknął dłonie czubkami palców i przyłożył do warg. Najemnicy czekali cierpliwie aż przerwie ciszę.
-Oddziały wroga zmobilizowały się pod generałem Rolandem- powiedział w końcu- Będą tutaj najpóźniej pojutrze.
Przerwał na chwilę i popatrzył po zgromadzonych, ale nikt się nie odezwał.
-W twierdzy mamy około dwustu żołnierzy licząc z nami i armią królewską- kontynuował- Jeśli wierzyć naszym informacjom to Roland ma około sześć, góra siedem tysięcy.
Tym razem prawie wszyscy wyrazili w jakiś sposób niezadowolenie, czy to sykiem czy skrzywieniem twarzy.
Tymczasem August wykorzystał przerwę i napił się wody.
-Nie jest przecież aż tak źle- powiedział gdy najemnicy już trochę się wyszumieli- Przecież przypada tylko trzydziestu żołnierzy wroga na jednego naszego.
-No bywało gorzej- powiedział ktoś przy drzwiach- pamiętacie kampanię dziesięć lat temu? Wtedy to się pływało w krwi.
Parę osób parsknęło śmiechem. Sytuacja trochę się rozładowała.
-No i tym razem mamy tajną broń- powiedział August patrząc uważnie na Gabriela. Wszyscy najemnicy ucichli, pomimo krótkiego stażu chłopak był już sławny.
-Chcesz mnie wysłać na początku żeby złamać ich morale?- zapytał chłodny głos
-Nie. Chce zachować cię na czarną godzinę.- powiedział powoli- Jeśli szalę przechylą się na naszą niekorzyść to wkroczysz i pójdziesz na całość.
-O nie!- warknęła kapłanka- W życiu nie chce widzieć czegoś takiego ponownie.
-Przecież nie mogło być aż tak źle.- argumentował August.
-Nie mogło?- wysyczała kobieta, a wyglądała przy tym tak groźnie, że najbliżsi najemnicy odruchowo się cofnęli- Krew trzeba było zmywać z sufitu! W sali ćwiczeń!
-Ale przecież tam jest pięć metrów do...- powiedział słabym głosem
-Jest! Jest! A wyglądało jakby ktoś wiadrem chlusnął!
-Uspokój się- powiedział Eryk spokojnie- Nie mam zamiaru odstawiać drugi raz takiego numeru.
-No ja mam nadzieję- powiedziała kapłanka tylko odrobinę spokojniej.
-A o co chodzi- zapytał nierozumiejący nic Gabriel.
-Pamiętasz jak powiedziałem, że chce sprawdzić ile many mogę użyć na raz?
-Tak.
-A pamiętasz, że następnego dnia powiedziałem, że daje sobie z tym spokój?
-No tak- przyznał Gabriel- Co było dość dziwne, bo mówiłeś, że odpowiednia... kalibracja? Tak brzmiało to słowo? ...trochę potrwa.
-Taaaak, cóż mieliśmy małą wpadkę i zarzuciłem cały projekt.
-Ale o co chodziło z tą krwią na suficie?
-Możesz zapytać później- przerwał dyskusje August.- Wracając do obecnej sytuacji. Od tej chwili jesteśmy pod stałym alarmem, więc zapierdalać po pancerz i broń i niech nikt nawet nie próbuje uciąć sobie drzemki na warcie.- mówiąc to spojrzał na niewielkiego mężczyznę stojącego w rogu.
-Tak jest proszę pana- powiedział tamten z kamienną twarzą.
-No to zbierać się.-zakończył odprawę August.

wtorek, 24 lipca 2012

Niepokoje Cz.3

Usiedli w kącie kantyny by przyciągać jak najmniej uwagi i móc spokojnie porozmawiać. Biorąc pod uwagę, że obecni podzielili się na grupki miejscowych strażników, żołnierzy królewskich i najemników, ich mieszana grupka wzbudziła na początku pewne zainteresowanie. Szczęśliwie wojownicy nie mają tendencji do długotrwałego skupiania uwagi na takich detalach.
-Niemniej jestem zaskoczony waszym widokiem- powiedział Gabriel po zaspokojeniu pierwszego głodu.- Nie sądziłem, że wojska Królewskie mobilizują się tak szybko.
-Bo się nie mobilizują- odpowiedział Pietia- Po prostu byliśmy w okolicy z powodu innego zadania, ale że zagrożenie, nawet niepewne, dla kopalni uznano za priorytetowe to zostaliśmy przekierowaniu tutaj.
-Natomiast ja nie mogę zrozumieć dlaczego przyłączyłeś się do najemników- kontynuował wampir.- W ogóle dziwne jest to, że zniknąłeś zaraz po testach.
-Nie zachowuj się tak jakbyś chciał go przesłuchać- wtrąciła Slywia.
-Nie zrzędź kobieto- odparował Val- Ja tak po prostu prowadzę rozmowę. Do tej pory tego nie zauważyłaś?
Firemane przewróciła tylko oczami.
-Zachowują się jak stare małżeństwo- skwitował scenę Eryk.
Gabriel zdusił rodzący się w piersi chichot i zdecydował się odpowiedzieć na pytania przyjaciela.
-No to po kolei. Co do powodu dla którego zniknąłem po testach, to dlatego że się uczyłem.- dla podkreślenia słów wycelował wskazujący palec w Pietie i prawie natychmiast lekki wiaterek zmierzwił mu włosy.-A co do mojej obecnej pracy, to mój nauczyciel jest starym znajomym kapitana tego oddziału najemników. Jestem z nimi jakoś tak pół roku i całkiem mi to odpowiada.
-Ale wiesz- wtrąciła trochę niepewnie Firemane- Ogólnie patrzy się na najemników z góry, jako tylko trochę lepszych od górskich rozbójników. No i wszyscy uważają magów z nimi służących za niedorajdy.
Ponieważ Gabriel nie mógł im powiedzieć o prawdziwym charakterze Legionu uśmiechnął się tylko i wzruszył ramionami.
-Oni są naprawdę utalentowani i zdyscyplinowani- powiedział tylko- Złe imię muszą tworzyć jakieś trzeciorzędne grupy sformowane z miejskich zabijaków. No ale to się wszystko okaże w akcji, co bardziej mnie interesuję, to to, czy sytuacja jest rzeczywiście tak zła, że potrzebują najemników i wojsk Królewskich.
-Ano jest- powiedział Pietia- Chłopstwo burzyło się tutaj już od jakiegoś czasu, przez co z zapasami na zimę krucho. Stary Lord umarł więc morale poszło w dół, a jakby tego było mało, to podobno nasi sąsiedzi mobilizują oddziały przy granicy. Podsumowując to wszystko, jedyną rzeczą która trzyma miejscowych żołnierzy na posterunku, to fakt, że mają tu rodziny.
Gabriel pokiwał głową, te informacje zgadzały się z tym co słyszał, ale niestety nie wnosiły wiele nowości.
-Czyli nie jest zbyt różowo.-podsumował wypowiedz wampira.
-Przynajmniej zima się zbliża- powiedziała Firemane- więc ewentualna wojna nie powinna mieć miejsca przed wiosną. Nikt nie jest przecież tak głupi, żeby atakować na początku zimy.
Pietia entuzjastycznie poparł jej zdanie, a Gabriel pokiwał tylko w milczeniu głową. Miał nadzieję, że tym razem wywiad się pomylił i atak rzeczywiście nie nastąpi.

niedziela, 22 lipca 2012

Niepokoje Cz.2

Zbliżał się już wieczór gdy oddział złożony z dwudziestu wojowników i kapłanki dotarli do twierdzy Ferrum. Wszyscy byli zmęczeni podróżą, a Gabriel najbardziej ponieważ musiał słuchać narzekań Eryka o tym jak oklepanym schematem jest oddział złożony z dwudziestu jeden osób i który to oddział musi dotrzeć na miejsce tuż przed zapadnięciem zmierzchu. W końcu nie wytrzymał i odpowiedział, że skoro dotarli kilka godzin przed zmierzchem to cały schemat szlag trafił, a na tą odpowiedz Eryk nie miał nic do powiedzenia. Gabriel usiadł koło pantery bojowej z zadowoleniem, po raz pierwszy odkąd sięgał pamięcią udało mu się go werbalnie zgasić.
-Oho- mruknął cicho Eryk
Gabriel już miał zamiar dopytać go o co chodzi gdy we wrotach stajni pojawił się cień.
-A niech mnie kogo ja widzę- powiedział żywy kobiecy głos- Mówiłam ci, że czuje coś oryginalnego.
Najemnik przyjrzał się postaci dokładniej i niemal natychmiast rozpoznał swoją dawną koleżankę.
-Firemane- powiedział wstając z uśmiechem.
-Nie tylko ona- powiedział spokojny głos.
-Val- uśmiech Gabriela poszerzył się jeszcze bardziej- Co was tu sprowadza?
-Praca- powiedział Pietia wymieniając uściski.- Oficjalnie pracujemy w korpusie magów króla Tytusa. Natomiast mnie bardziej zastanawia co TY tu robisz.
Gabriel podniósł rękę i pokazał palcem znak wyszyty na lewej piersi.
-Też praca- powiedział z uśmiechem- Należę do grupy najemników.
Val pokręcił głową z lekkim niesmakiem i wyszeptał "Najemnicy" tak jakby to było coś obrzydliwego.
-Ej chłopaki- powiedziała Slywia z wyrzutem- spotykamy się po tylu latach a wy tylko o pracy. Chodźmy oblać nasze spotkanie.
-A twierdza nie jest przypadkiem postawiona w stan gotowości?- zapytał Gabriel z niepokojem.
-Oj tam, oj tam. Strasznie się sztywny przez te lata zrobiłeś.
-Po prostu miałem demonicznego dowódcę.- wyraz twarzy najemnika spowodował, że nawet Slywia straciła na chwilę rezon.
-A może po prostu pogadamy przy posiłku?- zapytał Pietia.
-A na to zgodzę się chętnie.- powiedział Gabriel
Zwrócił na siebie uwagę jednego z kolegów i pokazał na migi, że idzie zjeść. Najemnik skinął głową na potwierdzenie i pokazał żeby spróbował pociągnąć ich za języki. Mag skinął głową.
-No to zbieramy się- powiedział Gabriel wesoło- Jestem ciekaw co się zwami działo przez ten czas kiedy się nie widzieliśmy.

sobota, 21 lipca 2012

Niepokoje

Gabriel stanął pomiędzy kilkoma innymi członkami Legionu w sali audiencyjnej. Zastanawiał się dlaczego pierwszą rzeczą z rana było zwołanie narady, ale miał przykre przeczucie, że odpowiedz na to pytanie go nie uszczęśliwi. W pomieszczeniu unosiły się ciche szepty które ucichły niemal natychmiast po przybyciu Cezara.
Dowódca stanął na podwyższeniu i popatrzył przez chwile na swoich ludzi w ciszy.
-Panowie- zaczął, ale przerwało mu chrząknięcie.
- I pani- poprawił się patrząc na kapłankę.
-W nocy dostaliśmy nagłą wiadomość z północno-zachodniej granicy- powiedział poważnym tonem- Jak niektórzy z was wiedzą przez ostatnie parę miesięcy miały tam miejsce niepokoje społeczne.
Popatrzył po sali i parę osób pokiwało głowami.
-Sprawa właśnie przybrała poważny rozmiar. Dowiedzieliśmy się, że sąsiednie królestwo spowodowało te bunty.
-To podstawa do formalnej skargi, ale jeszcze nie powód żeby nas mobilizować- powiedział ktoś ze starszych członków- Czego nam nie mówisz?
-Zmobilizowali armię.- powiedział krótko Cezar- Teraz czekamy tylko na to aż oficjalnie wypowiedzą wojnę.
-Tuż przed zimą?- spytał ktoś sceptycznie
-Kopalnie.- odpowiedział głos po drugiej stronie sali.
Kilka osób syknęło.
-Tak- powiedział Cezar- Celem jest błyskawiczne przejęcie naszych największych złóż żelaza i umocnienie pozycji przez zimę.
-A co z lordem? Przecież mamy tam jedną z najlepszych warowni.
-Lord nie żyje już prawie od miesiąca- skrzywił się dowódca- A jego syn jest jeszcze za młody żeby poradzić sobie z takim kryzysem. Dlatego ruszamy my.
Legioniści pokiwali głowami.
-Nie możemy pozwolić sobie na stratę tych kopalni- powiedział po chwili ciszy Cezar- Muszę poczekać na decyzje Jego Wysokości, dlatego August- zwrócił się do jednego z mistrzów miecza- Ty będziesz dowodził. Wybierz sobie dwudziestu ludzi.
-Dwudziestu?- zapytał słabo
-Dwudziestu.
-Kiedy ruszamy?
-Macie godzinę- powiedział Cezar bezbarwnie
-Kurwa- skwitował August.

środa, 18 lipca 2012

Legion

Przesiedziałem już jakieś pięć miesięcy trenując na modłę legionu. Nie mogę powiedzieć, żebym nauczył się wielu nowych rzeczy jeśli chodzi o walkę na miecze, natomiast w walce wręcz nowości było sporo. Nie jest to takie zaskakujące bo zarówno gildia wojowników jak i magowie nie kładą nacisku na walkę gołymi rękami. Wojownicy, bo mają broń, a magowie, bo ręce są im potrzebne do tworzenia znaków. W ten sposób pięknie wystawili się na techniki walki wręcz, które mają za zadanie obezwładnić przeciwnika. Na chwilę obecną obezwładniałem ludzi prawie z taką samą łatwością jak Seagal. O dziwo Gabriel mi w tym dorównywał, chyba w końcu znalazł chłopak powołanie
Poza walką kurs przewidywał także umiejętności przydatne szpiegom. Np. skradanie się, kradzież kieszonkowa, otwieranie zamków, zielarstwo, w tym dogłębna znajomość trucizn. Kilka, swoją drogą, przetestowano na Gabrielu, tak żeby odczuł czym grozi wpadka na akcji.
Przyznam szczerze, że podobało mi się to menu treningowe, a że było dość wymagające zarówno dla mózgu jak i ciała, to Gabryś gasł na wieczór jak zdmuchnięta świeczka, ja natomiast miałem swoje 5 godzin zabawy w bibliotece. Bardzo przyjemne jest też to, że w Legionie wszyscy znają moją tożsamość i nie muszę udawać lekko ciapowatego maga. Co prawda na samym początku sprawdzali jak tam moje postępy, ale po kilku pokazówkach dali sobie spokój i pozwolili mi przesiadywać w bibliotece. Jedynymi wyjątkami były te dni kiedy na sparring zapraszał mnie Cezar, albo któryś z wojowników na poziomie mistrzowskim. Im nie odmawiałem bo faktycznie pomagali mi podszlifować umiejętności. Poza tym siedziałem nad książkami, nie szukałem sposobu powrotu do domu, bo mimo imponującej liczby woluminów, Legion nie posiadał pozycji dotyczących podróży między światami, których już bym nie czytał.
Właśnie kończyłem analizować bardzo interesującą księgę o tym jak magistrowie magii używają żywiołów do których nie mają talentu, gdy podszedł do mnie Cezar.
-Co powiesz na sparring chłopcze?- zapytał- Zobaczymy jak tam twoje postępy.
-Czemu nie.- odpowiedziałem wzruszając ramionami. Analiza i tak mi nie ucieknie, a książkę przecież już przeczytałem. Na koniec dnia aktywności można równie dobrze się poruszać.
Zeszliśmy do pokoju treningowego i wzięliśmy po mieczu. Były one jak najbardziej prawdziwe, drewno nie wytrzymałoby siły uderzeń. Krawędzie były co prawda stępione, ale i tak można było sobie połamać kości. Dobrze, że mamy własnego medyka i kapłana w sąsiadującym pokoju. Tu od razu ukoję wasze nerwy, kapłan nie miał udzielać ostatniego namaszczenia, po prostu jak w każdym szanującym się świecie RPG odpowiadał za czary leczące. Ja też miałem tam jakieś zaklęcia służące do leczenia, ale w porównaniu wyglądały co najwyżej jak amatorska pierwsza pomoc.
Cezar patrzył na mnie przez chwile i w końcu zapytał.
-Nie planujesz się dzisiaj zmęczyć?
-A to dlaczego?
-Używasz tylko jednego miecza.
Skrzywiłem się lekko i przekląłem moment w którym po raz pierwszy pokazałem mu, że w walce potrafię używać dwóch mieczy. Ale cóż miałem zrobić, zabrałem drugi miecz i zmieniłem postawę. Ciało lekko pochylone do przodu, lewa noga trochę z przodu, obniżony środek ciężkości i oba miecze położone po rękach. Może to wyglądać dziwnie, ale się sprawdza. Znacznie łatwiej jest się obronić, a dzięki zręcznym palcom mogę dość szybko obrócić miecz o sto osiemdziesiąt stopni.
Rzuciłem się do ataku. Cezar cierpliwie czekał aż się zbliżę, nie śpieszyło mu się, nie ważne jak szybko próbowałem się poruszać on i tak zawsze był szybszy.
Uderzyłem prawą ręką. Cios zatrzymał bez widocznego wysiłku, ale ja wykorzystałem siłę zderzenia, obróciłem się wokół własnej osi i błyskawicznie pchnąłem lewą ręką do tyłu, próbując nadziać przeciwnika na ostrze wystające spod łokcia. Oczywiście miecz rozciął pustkę. Popatrzyłem za ciosem i natychmiast wygiąłem się do ziemi, ostrze łukiem śmignęło mi tuż nad nosem. Opadając po raz kolejny okręciłem się wokół własnej osi, zmieniłem chwyt na mieczu i ciąłem w Cezara. Po raz kolejny z niemożliwą prędkością zrobił pół kroku w bok i uniknął ostrza. Uderzył delikatnie swoim ostrzem o moje, dzięki czemu straciłem kruchą równowagę i grzmotnąłem podbródkiem o podłogę przygryzając sobie język. Już miałem się poderwać gdy poczułem zimny ciężar między łopatkami. Zmiąłem przekleństwo na ustach.
-Lepiej- powiedział Cezar i cofnął miecz.
-Lepiej, lepiej- zacząłem zrzędzić- Trzynaście porażek z rzędu!
-Pretorzy nie przegrywają- powiedział tylko.
Na to nie miałem odpowiedzi. Przez te kilka miesięcy dowiedziałem się kim są pretorzy. Dla wojowników są tym czym Rada Elfów dla magów. Absolutny szczyt potęgi i umiejętności. Z tego co rozumiem potrafią tak zwiększyć szybkość i siłę przy użyciu many, że każdego innego wojownika samo podniesienie miecza rozerwałoby na strzępy. No i nie walczą ze sobą. W historii zanotowano tylko pięć takich pojedynków. Wszystkie zakończyły się śmiercią obu uczestników. Stąd powstał mit, że pretorzy nigdy nie przegrywają.
-No dobrze- westchnąłem- Czy to będzie wszystko?
-Tak- powiedział z lekkim uśmiechem- Jeśli się porządnie przyłożysz do ćwiczeń, to za jakiś miesiąc będzie można nazwać cię mistrzem z czystym sumieniem.
Zaskoczył mnie tym stwierdzeniem. Chociaż może nie tyle stwierdzeniem, co faktem, że potrafił określić mój postęp po zaledwie kilku sekundach walki. Wzruszyłem ramionami, zdarzały mi się i dziwniejsze rzeczy.
Odłożyłem miecze na swoje miejsce i się pożegnałem, moje pięć godzin zbliżało się do końca.
-Ale Eryku- zawołał jeszcze za mną- Dalej odnoszę wrażenie, że nie pokazujesz mi wszystkiego na co cię stać.
Zamarłem na chwilę. Sukinsyn. Skąd u niego takie cholerne wyczucie.
-Nie martw się.- powiedział po chwili grobowego milczenia- Każdy lubi mieć przynajmniej jednego asa w rękawie.
Lekko się rozluźniłem i ruszyłem do swojego pokoju.

środa, 11 lipca 2012

Nowy dom.

Jechali słabo widoczną ścieżką wśród omszałych kamieni i korzeni drzew. Pasemka mgły ograniczały widoczność, ale z jakiegoś powodu nikomu to nie przeszkadzało. Gabriel uznał też, że konie musiały dokładnie znać drogę, bo stąpały pewnie, tak naprawdę rasa zwierząt na których podróżowali nazywała się inaczej, ale Eryk tak je nazwał i jakoś przylgnęło. Cezarowi też spodobała się ta nazwa, zwłaszcza, że była krótsza od oryginału. Eryk narzekał tylko, że kopyta wyglądają jak krowie, ale na to jego zrzędzenie nie zwracali już od dawna uwagi.
-To tam.- wskazał gdzieś przed nich Cezar.
Gabriel natężył wzrok, ale nic nie widział. Nagle słońce przebiło się przez zasłonę chmur i z mgły wynurzył się zarys potężnego, starego zamku. Gdy podjechali bliżej Gabriel uświadomił sobie rozmiary budowli. Nie był to pierwszy lepszy zameczek, ale potężna warowna twierdza, z grubymi i wysokimi murami.
-Te mury pamiętają czasy Pierwszej Wojny- powiedział Cezar cicho.
-No, no.- powiedział Eryk- Katapultą to tego raczej nie przebijesz.
-Magią też nie- powiedział nie bez dumy najemnik.
-Być może, być może- powiedział Eryk tonem typu "Wyzwanie przyjęte"
Gabriel milczał podziwiając widok. Twierdza przylegała do stromego górskiego zbocza po lewej stronie i od tyłu, a po prawej z głęboką przepaścią, przez co miała nieregularny kształt i wtapiała się w otoczenie. Gdy przybyli trochę bliżej efekt pogłębił mech gęsto porastający mury.
Cezar uniósł dłoń witając się z niewidocznym strażnikiem, przy okazji dało się zauważyć, że palce ułożyły się w dość dziwny sposób. Po chwili brama zaczęła się otwierać. Czekali cierpliwie, aż otworzy się na oścież. W końcu usłyszeli charakterystyczny huk blokowanego mechanizmu. Cezar odwrócił się w stronę Gabriela.
-Witam w Fortecy. Domu Legionu.- powiedział cichym, niemal złowrogim głosem, po czym zanurzył się w cienie przejścia.
Gabriel przełknął ślinę i podążył za nim.
-Będzie się działo.- powiedział wesoło Eryk.