Translate

sobota, 6 października 2012

Niepokoje Cz.15

Wiedziałem, że mamy przesrane w momencie kiedy zdobyto wieże. Usiłowałem przekonać wtedy Gabriela żeby przeniósł się bliżej wejścia do wewnętrznych murów, ale jak on się na czymś uprze to nie ma zmiłuj. Chociaż muszę przyznać, że dawał z siebie wszystko. Lodowe pociski latały na prawo i lewo tak gęsto, że kamienie pokrył szron. Oczywiście było to możliwe tylko dlatego, że cały czas uzupełniałem jego zapasy many, ale jak zwykle nawet tego nie zauważył. Najgorsze jednak było to, że trochę po północy zauważyłem, że zaczynają nas okrążać, tym razem dość dobitnie wytłumaczyłem to Gabrielowi, ale musiałem powtarzać całą tyradę jakieś trzy razy. Nie winię go jednak, walka była bardzo wymagająca i był zmęczony, niemniej jednak w momencie kiedy udało mi się w końcu przebić do jego pustego łba byliśmy już w kotle, a wrogowie zaczęli ostre gotowanie.
Dlatego wycofaliśmy się do wieży. Poinstruowałem Gabriela by wyszedł na sam szczyt i zaczął odpychać przeciwników magią. Drzwi bardzo rozsądnie zamroził i przemienił w kolczastą ścianę, podrzuciłem mu też pomysł z oblodzeniem podłoża. Żołnierze podchodzący do wieży ślizgali się i potykali, a w kilku naprawdę niefortunnych przypadkach spadali z muru. Wojownicy którzy zabarykadowali się wraz z nami chwycili za kamienie i łuki, ale kiedy chcieli wylać na podchodzących wrzący olej to dostali ode mnie telepatyczny opieprz, w sumie po coś ten lód na drzwiach się robiło.
Patrzyłem jak inne punkty oporu padają jedne po drugich, przez chwilę łudziłem się, że utrzymujemy się tak długo dzięki wysiłkom Gabriela, ale prawda była taka, że wrodzy magowie czekali aż się zmęczy, wyczerpie swój zapas many. Gdyby to zależało ode mnie to czekaliby do usranej śmierci, mnie mana regenerowała się szybciej niż ją użytkowałem, nawet wliczając w to nadmiar który musiałem wysyłać by wyrównać straty w transporcie. Ale to Gabriel był tu problemem. Miał normalne ciało, które domagało się snu i nie potrafiło wytrzymać przedłużonego użytkowania dużych ilości magii. Raz już widziałem do czego to potrafi doprowadzić za dużo many i nie mam zamiaru powtarzać tego bez potrzeby.
W końcu zostaliśmy ostatnim punktem oporu i doczekaliśmy się ataku magów. Szybko stopili warstwę lodu na kamieniach i drzwiach, a następnie skupili się na ochronie żołnierzy, zostawiając im włamanie się do środka. Oczywistym było, że oszczędzają siły na atak na wewnętrzne mury. Kiedy zaczęli rąbać drzwi uznałem, że dość siedzenia z założonymi rękami.
-Gabriel, chyba już pora na zamianę miejsc.
-Nie. Jeszcze daję radę. Przejmiesz kontrolę kiedy będzie to naprawdę potrzebne- powiedział słabym głosem.
-Chłopie- powiedziałem mocno już zniecierpliwiony- popatrz na siebie. Ledwie stoisz, a drzwi rozbija oddział żołnierzy. Jak nie teraz to kiedy? Na twoim pogrzebie?!
-Nie jestem pewien czy...- zaczął niepewnie.
-Tak? Ale ja jestem!-miałem już dość jego zachowania. Znaczy ciesze się, że chłopak robi się samodzielny i nie muszę już mu podcierać tyłka za każdym razem kiedy dochodzi do walki, ale tutaj trochę przegina.
W czasie kiedy my prowadziliśmy wymianę zdań żołnierze przebili się przez drzwi i na dolę rozgorzała walka. Tupot stóp na schodach sugerował jednak, że była dramatycznie krótka i nie pomyślna dla nas.
-Zamiana! Już!- wrzasnąłem.
-Dobrze.- odpowiedział szybko i przekazał mi kontrolę nad ciałem.
Trudno było mi uwierzyć, że ciało jest aż tak sztywne. Pokręciłem lekko głową i barkami, żeby chociaż trochę rozluźnić mięśnie, gdy nagle klapa w podłodze odskoczyła z hukiem, a z dziury wychynęła głowa w hełmie. Niewiele myśląc cisnąłem lodowym pociskiem. Mój wysiłek został nagrodzony donośnym chrupnięciem i wściekłymi krzykami z dołu. Zdobywszy w ten sposób trochę czasu podszedłem nonszalancko do kotła z wrzącym olejem i popchnąłem go nogą w dziurę. Przekleństwa zmieniły się w okrzyki bólu. Szybko zamknąłem i zamroziłem klapę by uniknąć swądu spalenizny.
Nagle na lewo od siebie usłyszałem coś jakby skrzyżowanie charkotu z gulgotem, spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem jak jeden z pozostałych żołnierzy przewala się przez blanki ze strzałą w gardle. Ze zdziwieniem zauważyłem, że z dziewięciu żołnierzy którzy towarzyszyli mi na szczycie pozostało dwóch.
-Co teraz zrobimy panie?- zapytał śmielszy z dwójki żołnierzy
-Zaiste co?- odpowiedziałem drapiąc się po głowie.
-Możemy się dostać na zamek.- powiedziałem po kilku sekundach milczenia- Zastrzegam jednak, że nie będzie to zbyt wygodne.
-Mamy się przebić?- spytał śmiertelnie przerażony żołnierz.
-Co?- popatrzyłem na niego zdziwiony.- Nie! Nawet dla mnie zakrawałoby to na samobójstwo! Zaraz portal postawię i się przeniesiemy. Ale potrzebuje chwili spokoju, więc bądźcie tak dobrzy i przypilnujcie żeby mi nikt miecza w dupsko nie wraził.
Nie czekając na potwierdzenie zacząłem kształtować łuk portalu w jedną stronę. Praca szła mi dość szybko, właściwie to rekordowo szybko, bo już w pięć minut później udało mi się utworzyć ścieżkę przez bariery chroniące mury. Dość wymiernie pomogło to, że sam je projektowałem.
Gdy wszystko było gotowe zawołałem żołnierzy i nakazałem im trzymać się blisko mnie pod groźbą utraty części ciała. Przed wkroczeniem w portal rzuciłem jeszcze ostatni raz okiem na klapę w podłodze. Lód całkiem już stopniał i dało się słyszeć odgłosy rąbania. Wzruszyłem ramionami i skoczyłem w błękitną przestrzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz