-Wiedziałam!- warknęła kapłanka i rzuciła się biegiem w moim kierunku
-Zacznij od razu leczyć.- powiedziałem wypuszczając kolejną falę krwi.
-A krwawienie samo się zatrzyma?!- warknęła wściekle
-Już się tym zająłem. Ty musisz mnie tylko posklejać.- chciałem w sumie dodać coś jeszcze, ale już mnie nie słuchała zajęta leczeniem moich obrażeń.
Zapadła chwila błogosławionej ciszy przerywanej jedynie odległymi okrzykami i kwiecistymi opisami kapłanki dotyczącymi mojej inteligencji. Leczenie trwało długo, ale jakoś mnie to nie dziwiło, zwłaszcza, że obieg krwi w moim organizmie utrzymywał się tylko dzięki magii. Uszkodziłem chyba wszystko z wyjątkiem serca i mózgu. Kiedy wszystkie organy zostały z grubsza wyleczone kapłanka klapnęła ciężko na podłogę i oparła spływającą potem głowę o kolana.
-Czym ty jesteś?- zapytała po dłuższej chwili, gdy w końcu odzyskała oddech.
-Wiesz, że z takimi obrażeniami wewnętrznymi każdy normalny człowiek byłby martwy zanim bym do niego dobiegła?- powiedziała gdy nie odpowiedziałem.
Podniosła na mnie wzrok i zapytała głosem podszytym lękiem.-Czym ty właściwie jesteś?
Obiecane posiłki zobaczyliśmy dopiero wieczorem. Przybyli za późno i za głośno. Po oblegającej armii pozostały tylko wspomnienia w postaci stratowanych namiotów i wypalonych ognisk, oraz oczywiście martwych żołnierzy. Kiedy po panicznej ucieczce, spowodowanej moim atakiem, nie było już żadnego żołnierza w zasięgu wzroku, Pietia utworzył podziemny tunel prowadzący do zniszczonej bramy. Z tego właśnie tunelu skorzystali dowódcy posiłków by dowiedzieć się z pierwszej ręki jak przebiegło oblężenie i czy młodemu lordowi nic się nie stało. Patrzyłem na całą szopkę z przyjęciem wybawców oczyma Gabriela, któremu tym razem musiałem wytłumaczyć dlaczego czuje się jakby przejechał po nim oddział konnicy.
Rozsiadłem się wygodniej na ławeczce przed domem i rozejrzałem się po cichej okolicy mojego świata, starając się zapomnieć o mini epoce lodowcowej którą rozpętałem. Ławeczka delikatnie zaskrzypiała, gdy koło mnie przysiadł Grześ.
-No teraz to dojebałeś.- powiedział cicho.
-No.- potwierdziłem ponuro.
-A efekt końcowy? No powiedziałbym na poziomie popicia kilograma kiełbasy dwoma litrami oranżady o smaku wiśniowym.
Skrzywiłem się tylko na to porównanie.
-Mam tylko nadzieję, że więcej nie będę musiał używać tyle mocy.
-Ooo naprawdę?
-Tak- skrzywiłem się ponownie- Ale mam to paskudne wrażenie, że nie będę miał prawa głosu w tej kwestii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz