To była naprawdę piękna noc. Piękna i dość ciepła jak na tę porę roku, szkoda, że długo taka nie pozostanie. Westchnąłem ciężko po raz nie wiem który i ostatni raz sprawdziłem magiczne zabezpieczenia miasta. Luka przez którą miałem zamiar się prześlizgnąć nie zmieniła miejsca ani o centymetr. Westchnąłem ponownie, podniosłem się i zabrałem do pracy. Plan był banalnie prosty. Dostać się w obręb miasta, wybić wcześniej zlokalizowanych magów i, kiedy zabezpieczenia się rozpadną, zrobić im tam mini epokę lodowcową. Operacja pozostawiała jednak niesmak w ustach, bo oprócz żołnierzy przewidywała zabicie jak największej liczby zwykłych mieszkańców. Zastanawiam się czy tak czuli się lotnicy, którzy zrzucili bombę na Hiroshimę? Oczywiście kiedy już zdali sobie sprawę co dokładnie zrobili. Westchnąłem ostatni raz, zakamuflowałem się magicznie i wystrzeliłem w kierunku luki. Zgodnie z planem nikt nic nie zauważył. Podfrunąłem do wieży na której znajdował się pierwszy cel. Dwóch ludzi, mag i żołnierz, obaj patrzyli w stronę naszego obozu. Wspomagając się magią wystrzeliłem do przodu i wbiłem miecz w plecy czarodzieja. Nie zdążył nawet westchnąć gdy ostrze wgryzło się w ciało, przecinając kręgosłup i wychodząc z klatki piersiowej. Żołnierz zdążył tylko odwrócić głowę w moim kierunku gdy mały lodowy pocisk wbił mu się w gardło. Zacharczał tylko jakby protestując i upadł bez życia na podłogę. Ciało maga zsunęło się z ostrza z mokrym mlaśnięciem, złapałem je w ostatnim momencie przed uderzeniem o ziemię, wystarczająco dużo hałasu narobił umierający żołnierz. Zwłoki obróciły się tak, że zobaczyłem twarz, młodą i zdecydowanie kobiecą, patrzącą na mnie ze zdziwieniem. Zamknąłem jej oczy i wytarłem ostrze o skraj szaty, nie było czasu na rozczulanie się. Rozejrzałem się uważnie, ale nikt nie zauważył zajścia, więc szybko stworzyłem dwie lodowe figury, z grubsza przypominające ludzkie ciała, w nocy i tak nikt nie dostrzeże szczegółów.
Zeskoczyłem z wieży i podążyłem do następnego celu, tym razem magowi towarzyszyło dwóch strażników. Jak poprzednio mag dostał mieczem a strażnicy po lodowym pocisku. Niestety tym razem ktoś mnie zauważył i zaczął krzyczeć. Nie bardzo miałem czas żeby uciszyć krzykacza, a poza tym niewiele by to pomogło bo ostrzeżenie zostało podchwycone przez innych. Szybko wyplułem z siebie magiczną formułę i grad lodowych igieł spadł na ostatniego maga pełniącego nocną wartę. Trochę przesadziłem z siłą zaklęcie i przy okazji rozerwałem wieże w której się znajdował, ale ogrom zniszczenia spowodował wybuch paniki na tamtym odcinku murów co dało mi kilka cennych chwil na aktywowanie przygotowanego wcześniej zaklęcia na dużą skalę.
Łańcuch kolejnych zaklęć zadziałał bez zarzutu, bo też nie było nikogo kto mógłby go przerwać. W pierwszym budynkiem, który został zniszczony nocowali wszyscy pozostali magowie. Oszczędziło mi to niespodzianek w postaci nagłych bąbli ochronnych pojawiających się na terenie miasta. Teraz pozostawało mi tylko patrzeć na stopniowe postępowanie dzieła zniszczenia. Oczywiście mógłbym zmieść całe miasto jednym zaklęciem, ale to doprowadziłoby do powtórki z obrony twierdzy. Stworzenia łańcucha postępujących po sobie zaklęć było dużo bardziej skomplikowane i upierdliwe, ale w zamian za to nie ucierpię w żaden sposób. Odkaszlnąłem lekko i popatrzyłem na zakrwawioną dłoń. No powiedzmy, że prawie nie ucierpię.
Translate
niedziela, 25 listopada 2012
niedziela, 18 listopada 2012
Idź i... Cz.3
Gabriel powoli zmierzał w kierunku namiotu generała Atanii. Jego opieszałość nie wynikała z powodu wezwania przez dowódcę, zwłaszcza, że rozmowy z nim były niejako codzienną tradycją. Gabriel bardziej obawiał się rozkazów, które mogą zostać wydane, a które najprawdopodobniej będą dotyczyły niewielkiego warownego miasta roztaczającego się przed nimi. "Właściwie wygląda bardziej jak miasteczko"- poprawił się w myślach. Jednak generał nie pozwalał mu zapomnieć, że to tylko pozory i miasto jest najważniejszym ośrodkiem militarno-ekonomicznym w promieniu pięćdziesięciu kilometrów.
Gabriel stanął przed strażnikami, którzy zapowiedzieli jego przybycie dowódcy. Ruszył z miejsca po usłyszeniu cichej komendy "Wejść.". Zgodnie z przewidywaniami w namiocie przebywał tylko on i Atania, który popijał właśnie z kielicha, uważnie studiując mapę.
-Usiądź.- powiedział nie patrząc nawet na przybyłego. Gabriel przyzwyczajony do takiego traktowania posłusznie usiadł i czekał, aż generał się odezwie.
-Doszliśmy właśnie do pierwszego ważnego punktu kampanii.- powiedział gdy w końcu podniósł wzrok znad mapy i skierował go na Gabriela.- Pierwsze miasto z którego zrobimy przykład i przestrogę.
-Przykład?- zapytał słabo mag
-Zaiste. I to taki o którym szybko nie zapomną.- generał przerwał na chwilę- Czy Eryk rozumie co chcę przez to przekazać?
-Tak.- odpowiedział Gabriel po chwili skupionego milczenia.- Ma być widowiskowo.
-Doskonale.- przez twarz Atanii przebiegł pozbawiony radości uśmiech- Lubię pojętnych podwładnych, tacy mają tendencje żyć dłużej. Czy Eryk est w stanie dostać się samotnie w obręb murów miasta?
-Tak- odpowiedział natychmiast- Jeśli miałby się dostać do miasta samotnie i potem otworzyć bramę dla naszych oddziałów to nie powinno nastręczyć mu to żadnych problemów.
-A gdyby rozkazano mu nie tylko dostać się do miasta samotnie, ale także zniszczyć je bez udziału nikogo innego w armii?
-To chyba...- zaczął Gabriel, ale urwał w pół słowa.- Mówi że jest taka możliwość.- powiedział pobladłymi wargami.- Ale będzie wymagał opieki kapłańskiej.
Atania zamknął oczy i wolno wypuścił powietrze nosem- Gabrielu, Eryku.- zaczął- Macie zająć miasto w pojedynkę.
Gabriel stał przez chwilę patrząc z niedowierzaniem na generała, ale w końcu odwrócił się bez słowa i ruszył do wyjścia.
-Wróćcie żywi- powiedział cicho generał w pustce namiotu.
Gabriel stanął przed strażnikami, którzy zapowiedzieli jego przybycie dowódcy. Ruszył z miejsca po usłyszeniu cichej komendy "Wejść.". Zgodnie z przewidywaniami w namiocie przebywał tylko on i Atania, który popijał właśnie z kielicha, uważnie studiując mapę.
-Usiądź.- powiedział nie patrząc nawet na przybyłego. Gabriel przyzwyczajony do takiego traktowania posłusznie usiadł i czekał, aż generał się odezwie.
-Doszliśmy właśnie do pierwszego ważnego punktu kampanii.- powiedział gdy w końcu podniósł wzrok znad mapy i skierował go na Gabriela.- Pierwsze miasto z którego zrobimy przykład i przestrogę.
-Przykład?- zapytał słabo mag
-Zaiste. I to taki o którym szybko nie zapomną.- generał przerwał na chwilę- Czy Eryk rozumie co chcę przez to przekazać?
-Tak.- odpowiedział Gabriel po chwili skupionego milczenia.- Ma być widowiskowo.
-Doskonale.- przez twarz Atanii przebiegł pozbawiony radości uśmiech- Lubię pojętnych podwładnych, tacy mają tendencje żyć dłużej. Czy Eryk est w stanie dostać się samotnie w obręb murów miasta?
-Tak- odpowiedział natychmiast- Jeśli miałby się dostać do miasta samotnie i potem otworzyć bramę dla naszych oddziałów to nie powinno nastręczyć mu to żadnych problemów.
-A gdyby rozkazano mu nie tylko dostać się do miasta samotnie, ale także zniszczyć je bez udziału nikogo innego w armii?
-To chyba...- zaczął Gabriel, ale urwał w pół słowa.- Mówi że jest taka możliwość.- powiedział pobladłymi wargami.- Ale będzie wymagał opieki kapłańskiej.
Atania zamknął oczy i wolno wypuścił powietrze nosem- Gabrielu, Eryku.- zaczął- Macie zająć miasto w pojedynkę.
Gabriel stał przez chwilę patrząc z niedowierzaniem na generała, ale w końcu odwrócił się bez słowa i ruszył do wyjścia.
-Wróćcie żywi- powiedział cicho generał w pustce namiotu.
niedziela, 11 listopada 2012
Idź i... Cz.2
Gabriel ostatni raz poprawił juki przytroczone do siodła pantery bojowej, którą otrzymał wraz z promocją do stopnia kapitana. Zwierze była naprawdę piękne, o szlachetnych kształtach i lśniącej czarnej sierści. Do tego wierzchowiec chyba go lubił, a przynajmniej Gabriel miał taką nadzieję. Podrapał panterę delikatnie za uchem i wskoczył na siodło. Trochę na lewo i przed nim generał Atania wydawał spokojnym głosem rozkazy i organizował armię do wymarszu. Dalej z przodu w straży przedniej znajdowała się jego macierzysty oddział, osobiście wolałby podróżować z nimi, ale generał kategorycznie zakazał oddalać mu się od sztabu. Obrócił się w siodle i popatrzył na swoje dwa nowe cienie, Hektora i Wiktora, którzy mieli strzec jego bezpieczeństwa. Chociaż tak właściwie trudno był stwierdzić czy to oni strzegli jego przed strachem szarych żołnierzy, czy też bronili armii przed Erykiem. Prawdopodobnie mieli rozkazy dotyczące obu tych ewentualności.
Gabriel westchnął w duchu i zwrócił spojrzenie w kierunku oddziałów wyłaniających się powoli z zamkowych bram. Gdzieś tam w straży tylnej znajdowali się Pietia i Slywia wraz ze swoim oddziałem. Chciałby z nimi porozmawiać, ale odkąd dowiedzieli się prawdy o Eryku i zobaczyli co potrafi zrobić utrzymywali do niego dystans.
Gabriel poczuł się naglę bardzo zmęczony i zniechęcony, a gdy rozbrzmiał sygnał do wymarszu powitał go z ulgą.
Siedziałem na ławce z nogą zarzuconą na nogę i patrzyłem na mobilizacje armii generała Atanii. Muszę przyznać, że wyrobił się w rekordowym czasie. Najwyraźniej miał talent do logistyki, a patrząc na formacje marszową zakładałem, że rozciąga się on także na strategię i taktykę. Miałem cichą nadzieję, że z tak zdolnym dowódcą uda się przetrwać tą kampanię bez nadmiernego nadwyrężania ciała Gabriela. Z drugiej jednak strony Atania mógł planować zrobienie pokazówki, coś jak atomówka spuszczona na Hiroshimę. Ta opcja podobała mi się dużo mniej, bo kto przy zdrowych zmysłach chciałby być porównywany do bomby atomowej? Istniało jeszcze kilka innych opcji i żadna nie przypadała mi do gustu, dlatego postanowiłem odpuścić sobie gdybanie. Jedyne co mogłem osiągnąć takimi rozważaniami to wczesna siwizna i łysina, więc zająłem się czymś kreatywnym. Zacząłem formować chmury w śmieszne kształty.
Gabriel westchnął w duchu i zwrócił spojrzenie w kierunku oddziałów wyłaniających się powoli z zamkowych bram. Gdzieś tam w straży tylnej znajdowali się Pietia i Slywia wraz ze swoim oddziałem. Chciałby z nimi porozmawiać, ale odkąd dowiedzieli się prawdy o Eryku i zobaczyli co potrafi zrobić utrzymywali do niego dystans.
Gabriel poczuł się naglę bardzo zmęczony i zniechęcony, a gdy rozbrzmiał sygnał do wymarszu powitał go z ulgą.
Siedziałem na ławce z nogą zarzuconą na nogę i patrzyłem na mobilizacje armii generała Atanii. Muszę przyznać, że wyrobił się w rekordowym czasie. Najwyraźniej miał talent do logistyki, a patrząc na formacje marszową zakładałem, że rozciąga się on także na strategię i taktykę. Miałem cichą nadzieję, że z tak zdolnym dowódcą uda się przetrwać tą kampanię bez nadmiernego nadwyrężania ciała Gabriela. Z drugiej jednak strony Atania mógł planować zrobienie pokazówki, coś jak atomówka spuszczona na Hiroshimę. Ta opcja podobała mi się dużo mniej, bo kto przy zdrowych zmysłach chciałby być porównywany do bomby atomowej? Istniało jeszcze kilka innych opcji i żadna nie przypadała mi do gustu, dlatego postanowiłem odpuścić sobie gdybanie. Jedyne co mogłem osiągnąć takimi rozważaniami to wczesna siwizna i łysina, więc zająłem się czymś kreatywnym. Zacząłem formować chmury w śmieszne kształty.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)