Chybotanie wozu na wybojach wybudziło w końcu Gabriela ze snu. Chciał podnieść się z posłania, ale osiągnął tylko tyle że syknął z bólu chowającego się gdzieś w piersi.
-No proszę. Już się obudził?- odezwał się głos z odległej części wozu i zza pakunków wyłoniło się bezwłose oblicze starego kapłana. Poorane zmarszczkami obliczę oraz plamy wątrobowe dobitnie świadczyły, że nawet wśród długowiecznych Fae był on mężczyzną bardzo wiekowym
-Nie ruszaj się młodzieńcze.- powiedział przyjaźnie- Podczas nocnej walki uszkodziłeś sobie płuca i kilka innych organów wewnętrznych
Gabriel obawiając się nabrać więcej powietrza do płuc by przemówić, zadowolił się skinieniem głowy.
-Dobrze, dobrze. Grzeczny chłopiec.- powiedział kapłan klepiąc go jednocześnie delikatnie po dłoni.
-Ile..- powiedział po chwili ciszy Gabriel.
-Czasu minęło?- dopytał staruszek, a po kolejnym skinieniu kontynuował- Niedługo. Będzie dwanaście godzin, a normalnie po czymś takim śpi się przez dwa dni, jak nie lepiej.
-Odpoczywaj chłopcze. Spróbuj się przespać.- powiedział łagodnie kapłan, ale po chwili w jego oczy wkradł się smutek.- Będą cię niedługo potrzebować.
-Jak to wyglądało?- Gabriel zapytał odchodzącego staruszka.- Miasto?
Mężczyzna znowu usiadł koło maga i spędził chwile zbierając myśli.
-Całe swoje życie poświęciłem na leczenie osób będących ofiarami aktów przemocy- powiedział w końcu- A to co wczoraj zrobił Eryk, bez wątpienia było niewyobrażalnie wielkim aktem przemocy. Lecz, jeśli mam być szczery, to jeszcze nigdy nie widziałem czegoś równie pięknego. Całe miasto zatopione w lodzie. Jak dzieło antycznego boga. To było piękne i przerażające. Budziło respekt jaki do tej pory odczuwałem wyłącznie wobec żywiołów i ich tworów. Czy to odpowiada na twoje pytanie?
Gabriel skinął głową. Odpowiedź była co prawda niezwykle zawiła, ale był on przynajmniej zadowolony, że nie wyglądało to jak krwawa jatka.
-To dobrze chłopcze. A teraz śpij.- do głosu kapłana wkradły się dziwne nuty, a mag poczuł, że ciążą mu powieki.- Śpij, bo niedługo będą potrzebować twojej pomocy. Odpoczywaj. Wracaj do zdrowia.
Gabriel posłusznie zamknął oczy i zapadł w głęboki sen.
Translate
poniedziałek, 24 grudnia 2012
niedziela, 9 grudnia 2012
Idź i... Cz.5
W końcu ostatnie ogniwo łańcuch zakończyło działanie i przed moimi podstrzelonymi krwią oczami roztoczył się widok na miasto w kształcie kostki lodu... Czy może mówiąc bardziej poprawnie, kostkę lodu w kształcie miasta. Po raz kolejny odkaszlnąłem krwią, ale już nawet nie kłopotałem się wycieraniem jej, no bo niby czym? Cały byłem uwalany we krwi. Westchnąłem co wywołało kolejną falę kasłania i krwi.
Spojrzałem w kierunku obozu, ale nikt nawet nie pofatygował się żeby spojrzeć na moją tytaniczną robotę. Chociaż nie, trzech kapłanów wyraźnie spoglądało w kierunku nowo powstałej góry lodowej wypatrując czegoś uważnie. Czyżby mnie szukali? Jak milusio z ich strony. Takiej troski nie można zostawić bez odpowiedzi. Zebrałem się wiec w sobie i powoli poleciałem w ich stronę. Muszę przyznać, że nie do końca tak wyobrażałem sobie powrót w chwale z pola bitwy. Moja trajektoria wyglądał mniej więcej tak jak linia narysowana podczas ataku drgawek. Parę razy byłem bardzo blisko wyżłobienia nowych rowów melioracyjnych.
No ale w końcu udało mi się osiąść mniej więcej pewnie na ziemi przed grupką kapłanów. Wyraźnie zaniepokoił ich mój wygląd, więc uśmiechnąłem się do nich uspokajająco. Niestety z niewiadomych przyczyn cofnęli się na ten widok z przestrachem. Aby dopełnić groteskowość sceny, musiał mnie wtedy złapać atak kaszlu, za którym podążyła fala świeżej krwi.
-No to podwójnego cheesburgera poproszę.- powiedziałem i zwaliłem się ciężko na ziemie ostatecznie tracąc kontrolę nad ciałem.
-Podwójny cheesburger? Really?- zapytał uszczypliwie Grześ.
-No...- powiedziałem wyłamując palce, jak jakiś uczniak pod spojrzeniem nauczyciela- Tak jakoś wyszło.
-Jakoś wyszło taaaak?
Skinąłem szybko głową.
-No to podsumujmy co to dziś osiągnąłeś- powiedział Grześ złudnie spokojnym głosem.
-Wpadłeś do mieściny jak jakiś antyczny bóg śmierci i zniszczenia. Czy nie tak?
Skinąłem głową.
-Zafundowałeś mieszkańcom krótki wstęp do epoki lodowcowej, przy okazji załatwiając sobie wygląd zombie ze "Świtu żywych trupów" albo innego "Resident Evil". Tak?
-...ak- mruknąłem słabo
-A następnie lotem stałym jak humor kobiety w ciąży dotarłeś do grupy kapłanów, żeby obwieścić im rewelacje o podwójnym cheesburgerze. No kurwa, prawie jak zwiastowanie Maryi Pannie.
-Oj tam, oj tam?- spróbowałem ostatniej rozpaczliwej deski ratunku, ale patrząc na oblicze Grzesia, zupełnie nie trafionej.
"Swoją drogą czy na drewnianych lalkach mogą pojawiać się nabrzmiałe żyły"- zaiskrzyła ostatnia myśl zanim Grześ nie zaczął opierdalania na dobre.
Spojrzałem w kierunku obozu, ale nikt nawet nie pofatygował się żeby spojrzeć na moją tytaniczną robotę. Chociaż nie, trzech kapłanów wyraźnie spoglądało w kierunku nowo powstałej góry lodowej wypatrując czegoś uważnie. Czyżby mnie szukali? Jak milusio z ich strony. Takiej troski nie można zostawić bez odpowiedzi. Zebrałem się wiec w sobie i powoli poleciałem w ich stronę. Muszę przyznać, że nie do końca tak wyobrażałem sobie powrót w chwale z pola bitwy. Moja trajektoria wyglądał mniej więcej tak jak linia narysowana podczas ataku drgawek. Parę razy byłem bardzo blisko wyżłobienia nowych rowów melioracyjnych.
No ale w końcu udało mi się osiąść mniej więcej pewnie na ziemi przed grupką kapłanów. Wyraźnie zaniepokoił ich mój wygląd, więc uśmiechnąłem się do nich uspokajająco. Niestety z niewiadomych przyczyn cofnęli się na ten widok z przestrachem. Aby dopełnić groteskowość sceny, musiał mnie wtedy złapać atak kaszlu, za którym podążyła fala świeżej krwi.
-No to podwójnego cheesburgera poproszę.- powiedziałem i zwaliłem się ciężko na ziemie ostatecznie tracąc kontrolę nad ciałem.
-Podwójny cheesburger? Really?- zapytał uszczypliwie Grześ.
-No...- powiedziałem wyłamując palce, jak jakiś uczniak pod spojrzeniem nauczyciela- Tak jakoś wyszło.
-Jakoś wyszło taaaak?
Skinąłem szybko głową.
-No to podsumujmy co to dziś osiągnąłeś- powiedział Grześ złudnie spokojnym głosem.
-Wpadłeś do mieściny jak jakiś antyczny bóg śmierci i zniszczenia. Czy nie tak?
Skinąłem głową.
-Zafundowałeś mieszkańcom krótki wstęp do epoki lodowcowej, przy okazji załatwiając sobie wygląd zombie ze "Świtu żywych trupów" albo innego "Resident Evil". Tak?
-...ak- mruknąłem słabo
-A następnie lotem stałym jak humor kobiety w ciąży dotarłeś do grupy kapłanów, żeby obwieścić im rewelacje o podwójnym cheesburgerze. No kurwa, prawie jak zwiastowanie Maryi Pannie.
-Oj tam, oj tam?- spróbowałem ostatniej rozpaczliwej deski ratunku, ale patrząc na oblicze Grzesia, zupełnie nie trafionej.
"Swoją drogą czy na drewnianych lalkach mogą pojawiać się nabrzmiałe żyły"- zaiskrzyła ostatnia myśl zanim Grześ nie zaczął opierdalania na dobre.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)