Wczorajszy dzień upłynął zgodnie z podejrzeniami kapitana, wrogi obóz był aktywny jak kopnięte mrowisko, ale pod mury nikt nie podszedł. Dziś rozpoczęli atak o poranku, ale był on dość niemrawy. Żołnierzom wyraźnie brakowało woli walki, z kolei obrońcy byli w świetnej kondycji i chyba wino miało na nich najbardziej zbawienny wpływ, zwłaszcza, że kapitan zapowiedział, że jeśli utrzymają mury to każdy dostanie po bukłaku.
Przez większość dnia wyglądało na to, że uda się wywalczyć te bukłaki, ale trochę po południu do ataku dołączyli się magowie. Wojownicy na murach przekonali się, że bez wsparcia magii nie potrafią całkowicie zatrzymać pochodu wrogów i na murach powoli zaczęło ubywać obrońców. Wieczorem jedna z wież została zdobyta i dzięki temu punktowi zaczepienia walka toczyła się dalej w nocy. Jedynym pozytywnym aspektem stracenia wieży był fakt, że napór na pozostałe odcinki murów osłabł, a magowie w zamku otrzymali jeden pewny punkt w kierunku którego mogli używać większych zaklęć, niestety szybko musiał pojawić się tam mag, gdyż niewiele ponad godzinę po rozpoczęciu magicznego ataku na wieże nałożono zaklęcie ochronne.
Niedługo po wschodzie księżyca kapitanowie zgodzili się, że trzeba opuścić mury. Kto mógł salwował się ucieczką do wewnętrznego zamku, a pechowcom takim jak Gabriel pozostało tylko zamknięcie się w wieżach i modlenie się o to by drzwi wytrzymały.
Te małe punkty oporu były likwidowane przez całą noc, aż w końcu krótko po świcie z trzaskiem rozpadły się drzwi ostatniej wieży. Wytrzymała tak długo tylko dlatego, że znajdował się w niej mag, jedyny któremu nie udało się na czas wycofać za drugi mur.
Translate
niedziela, 30 września 2012
poniedziałek, 17 września 2012
Niepokoje Cz.13
Noc upłynęła zastanawiająco cicho, nikt nie próbował nawet podejść pod mury chociaż w obozie wroga aż się kotłowało. Paradoksalnie spokojna noc spowodowała niesamowite napięcie wśród obrońców. Wszyscy wiedzieli, że atak w końcu nastąpi, ale z kolejnymi godzinami ich wyobraźnia stwarzała coraz to nowe i bardziej przerażające scenariusze. Świt zastał garnizon zdenerwowanych i niewyspanych ludzi, którzy wyglądali ataku, on jednak nie nadchodził.
W końcu dwie godziny po jutrzence kapitan oddziałów królewskich zwołał apel.
-Wszyscy zastanawiacie się dlaczego nie nadszedł atak- zaczął prosto z mostu.- Z tego czego się dowiedzieliśmy to w nocy zamordowano wszystkich wyższych rangą oficerów wroga.
Informacja zadziałała jak bomba, nikt na placu nie potrafił wydobyć z siebie głosu.
-Oznacza to także, że najprawdopodobniej dzisiaj ataku również nie będzie- zdetonował kolejną, tylko, że ta wywołała wybuch radości.- Dlatego do dzisiejszego obiadu każdy otrzyma kufel wina. Możecie wrócić do obowiązków.
Jego powrotowi do koszar towarzyszyły wiwaty i oklaski. Żołnierze cieszyli się jakby już wygrali. Jednak była jedna grupka ludzi która nie była zadowolona tymi wyjaśnieniami. Pietia, Slywia i Gabriel szli szybko za kapitanem i bez pukania wparowali do jego komnat.
-W czym mogę pomóc?- zapytał traktując ich zachowanie jak coś kompletnie normalnego.
-Co tak naprawdę się wydarzyło?- zapytał spokojnie Pietia
Mężczyźni mierzyli się przez chwilę wzrokiem. W końcu kapitan wyciągnął cztery kufle i napełnił je winem.
-Siadajcie.- polecił.
-Królewskie złoto przekonało wyznawców Krwawego Boga do zainteresowania się naszą sytuacją, to się stało.- powiedział po pociągnięciu długiego łyka.
-Skrytobójcy- skrzywił się wampir- Dlatego jesteś pewien, że nikt dziś nie zaatakuje.
-Mam taką pewność nie dlatego, że to skrytobójcy, a dlatego, że wojsko bez dowództwa jest jak dziecko z płonącym tyłkiem.- powiedział spokojnie kapitan- Lata z krzykiem w kółko. Chwilę potrwa zanim wynurzy się ktoś kto ogarnie ten burdel. To z kolei daje nam trochę czasu i dużo większe szanse na doczekanie posiłków.
-Ile musimy wytrzymać?
-Trzy dni.
-Tylko trzy dni?- spytała Slywia.
-Aż trzy dni- poprawił kapitan.
W końcu dwie godziny po jutrzence kapitan oddziałów królewskich zwołał apel.
-Wszyscy zastanawiacie się dlaczego nie nadszedł atak- zaczął prosto z mostu.- Z tego czego się dowiedzieliśmy to w nocy zamordowano wszystkich wyższych rangą oficerów wroga.
Informacja zadziałała jak bomba, nikt na placu nie potrafił wydobyć z siebie głosu.
-Oznacza to także, że najprawdopodobniej dzisiaj ataku również nie będzie- zdetonował kolejną, tylko, że ta wywołała wybuch radości.- Dlatego do dzisiejszego obiadu każdy otrzyma kufel wina. Możecie wrócić do obowiązków.
Jego powrotowi do koszar towarzyszyły wiwaty i oklaski. Żołnierze cieszyli się jakby już wygrali. Jednak była jedna grupka ludzi która nie była zadowolona tymi wyjaśnieniami. Pietia, Slywia i Gabriel szli szybko za kapitanem i bez pukania wparowali do jego komnat.
-W czym mogę pomóc?- zapytał traktując ich zachowanie jak coś kompletnie normalnego.
-Co tak naprawdę się wydarzyło?- zapytał spokojnie Pietia
Mężczyźni mierzyli się przez chwilę wzrokiem. W końcu kapitan wyciągnął cztery kufle i napełnił je winem.
-Siadajcie.- polecił.
-Królewskie złoto przekonało wyznawców Krwawego Boga do zainteresowania się naszą sytuacją, to się stało.- powiedział po pociągnięciu długiego łyka.
-Skrytobójcy- skrzywił się wampir- Dlatego jesteś pewien, że nikt dziś nie zaatakuje.
-Mam taką pewność nie dlatego, że to skrytobójcy, a dlatego, że wojsko bez dowództwa jest jak dziecko z płonącym tyłkiem.- powiedział spokojnie kapitan- Lata z krzykiem w kółko. Chwilę potrwa zanim wynurzy się ktoś kto ogarnie ten burdel. To z kolei daje nam trochę czasu i dużo większe szanse na doczekanie posiłków.
-Ile musimy wytrzymać?
-Trzy dni.
-Tylko trzy dni?- spytała Slywia.
-Aż trzy dni- poprawił kapitan.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)